Rouen

Rouen

piątek, 10 lipca 2015

Dzień Dobry, panie Proust. Żegnam pana, panie Briand!

Z Abbeville do Eu.

W Abbeville żegnam serdecznie moją Przewodniczkę i drogą 007 udaję się do Eu. Czy wiecie, że bywają we Francji miejscowości o nazwie krótszej (czy to w ogóle możliwe?), niż ta?!


Zanim jednak pożegnam się z Abbeville na dobre mam tu jeszcze jedną, niezapowiedzianą tym razem, wizytę. Chcę zobaczyć, jak dziś wygląda plac św. Jakuba, na którym niedawno jeszcze, lat temu kilka (a czymże jest "kilka" w życiu wiekowej świątyni?) stała kolegiata imienia tego właśnie Apostoła. Tak, Jakuba, bo Jacques to nie "Jacek" ale właśnie Jakub.
Kiedy zawitałem do Abbeville po raz pierwszy, na własne oczy ujrzałem, jak dramatyczną postać może przyjąć realizacja ustawy o rozdzieleniu Kościoła i państwa, ustawy "nacjonalizującej", czyli w praktyce - zaboru przez państwo kościelnego majątku. Nie dające się zmierzyć żadną miarą opłakane skutki tej bezczelnej hucpy w licznych płomiennych i polemicznych pismach wieszczył Marcel Proust, zadeklarowany agnostyk ale zarazem człowiek o umyśle na tyle jasnym, by zauważyć sedno problemu i zwrócić uwagę czytelników na grozę sytuacji, w obliczu której, w ramach bezpardonowej walki republiki z Kościołem, znajdzie się duchowe i materialne dziedzictwo francuskiego katolicyzmu.



Kiedy przybyłem do Abbeville dwa lata temu, po pracach "rozbiórkowych" będących następstwem złej sławy ustawy (projektu pana Brianda*) po świątyni nie było już śladu. Plac  wyglądał, jak powoli zabliźniająca się rana. Gdzieniegdzie walały się jeszcze resztki czerwonej cegły. Gołębie, wcześniej gnieżdżące się w załomach świątynnego muru i okiennych niszach teraz biły się o miejsce pod zbyt ciasnymi, jak na dotychczasowe przyzwyczajenia, poddaszami, jakby wciąż jeszcze nie mogły pogodzić się ze stratą.
Swojego rodzaju dopełnieniem tego misterium nieprawości było nieuzgodnienie ze stroną kościelną terminu "prac" i rozpoczęcie ich z pominięciem przewidzianej na taką, jak ta okoliczność - desakralizacji.


Tego lata nic już nie przypominało, że kiedyś miejsce to było "Bożą rolą". Dziś, wciąż noszący imię Apostoła areał jest całkiem miłym, choć, jak widać, nie cieszącym się (być może tylko z powodu pory dnia) zbytnim zainteresowaniem, obsadzonym młodymi drzewkami placem zabaw.
Ptactwo, zamieszkujące jeszcze 2 lata temu poddasza okolicznych domów, wyprowadziło się jako ostatnie. Jeśli spotkasz kiedyś gołębia, który nie będzie mógł znaleźć sobie miejsca, nie przeganiaj go zbyt pospiesznie, daj mu odpocząć,  bo może znużony długą drogą...


Droga z Abbeville do Eu nie jest specjalnym wyzwaniem. Upał zniechęca do jedzenie, ubywa natomiast wody, której zapas (brak również tzw. okolicznych czy "osiedlowych" sklepów) uzupełniam pukając do drzwi napotykanych po drodze domków. Zawsze odjeżdżałem z butelką napełnioną chłodną "eau" lub obdarowany całkiem nową.



Kwadrans przed 17-tą staję przed kolegiatą Notre-Dame-Saint-Laurent w Eu. Jednak na bliższe poznanie świątyni nie pozwala mi kaprys osoby sprawującej dziś władzę kluczy. Po kwadransie zostaję poproszony o opuszczenie kościoła. Tylko na chwilę, na kwadrans. Niestety "władca kluczy" nie pojawia się już dziś ani po jednym ani drugim kwadransie, więc ja i mój rower czujemy się tu "non grata". Odjeżdżam więc w kierunku Dieppe.
Moją jazdę spowalniają nieco uroki mijanych co "krok" małych nadmorskich osad. Ponieważ nad głową widzę obietnicę pogodnego nieba, dzisiejszy nocleg postanawiam spędzić właśnie w jednej z nich, w Berneval-le-Grand. Gdyby nie oddzielający mnie w tym miejscu od wody wysoki klif, słyszałbym, jak zachodzi słońce


Dieppe i Auffay, których dziś już nie zdobędę: do jutra!

*ustawa z 1904 roku o rozdzieleniu Kościoła i Państwa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz