Rouen

Rouen

niedziela, 31 marca 2019

Biletomania albo zapowiedź (trasy) pierwsza

Gdy wszystkie bilety* już na stole, można ogłosić wszem i wobec, że my, tj. rower, kilka niezbędnych przedmiotów oraz niżej podpisany, już niebawem (25 maja) po raz kolejny (8) wyprawimy się na ścieżkę, od jakiegoś czasu (trzeba to w końcu sprawdzić) zwaną tu "Koroną Katedr".

Jednak gdyby Ktoś był ciekaw szczegółów tegorocznej wyprawy, to z przykrością muszę oznajmić, że żadnych szczegółów na chwilę obecną nie ma. I to bynajmniej nie dlatego, że nie zdążyłem ich przygotować. Nie, nie. Z premedytacją unikam w tym roku podawania dat, miejsc biwakowych, rozkładów dnia czy jazdy, gdyż wszystkie te elementy i tak weryfikuje pogoda oraz inne, jak np. strajk kolejarzy (najczęściej francuskich) okoliczności.

Wspomnę zaledwie, że całkiem inny, niż dotychczas charakter (tak, charakter!) będzie miał przejazd przez Belgię (czyli Ardeny, których mimo wielu prób wciąż nie udało mi się pokonać tak, jak tego sobie życzyłem). W tym roku w drodze do Sedanu, skąd przez Reims i Paryż (już pociągiem) wyprawiamy się do Brestu (i pomyśleć, że całkiem niedawno jeszcze nie kojarzyłem, gdzie ten Brest w ogóle leży) odwiedzimy dwa walońskie miasteczka, Rochefort i Orval, których tak “wczoraj” jak i "dziś” związane są z produkcją piwa oraz zajmującymi się ich produkcją Trapistami.



A póki co, bilety na stole, w ogrodzie zieleni się nowy, mamy nadzieję bardziej odporny na kaprysy pogody - namiot, a my zamawiamy Adventure Food, maści dla mnie, maści dla roweru…

Zaczyna się ostatni etap przygotowań.

*pozostał jeszcze do zakupienia (dostępny na 60 dni przed rozpoczęciem podróży) bilet powrotny z Berlina do W-wy, ale ten się nie liczy...

wtorek, 19 marca 2019

Psalm 138 (137)

Nie wiem, jak to się stało, ale z dzisiejszego etapu Rocamadour - Cahors ostały się ledwie dwa. Czy pozostałe, jak cukier w herbacie rozpuściły się w cysternach wody, której podobnie jak 2 lata temu mieliśmy tu ponad miarę? A może więcej zdjęć dziś po prostu nie zrobiłem? W końcu to zaledwie 38 kilometrów, z czego 22, to była przysłowiowa "jazda bez trzymanki”.


Nic więc dziwnego, że z tamtej drogi pamiętam tylko jej koniec i stary, o romańskim rodowodzie kościół w Gourdon; kościół, który zrobił wrażenie nie tylko swoim pięknem ale i wyjątkowym położeniem pośród miejskiej zabudowy, przypominającym widzianą przed laty w Górach Atlasu twierdzę, co, jak wyciągnięte ramię Boga, zdawała się czuwać nad spokojnym snem leżącego u podnóża skały miasteczka...
Jednak Gourdon, jak wiele innych, nie tylko francuskich miast, już dawno zapomniało o potędze “Pańskiego ramienia”, i o tym, jaką opieką mogłoby się cieszyć, gdyby…
Gdyby pamiętało o wszystkich czynach Pana...

Na zdobnym pulpicie, choć nie tak zdobnym, jak ten w Auxonne, spoczywa Księga Życia. Ktoś zostawił ją otwartą na Psalmach. Ten, który można przeczytać w całości, bez konieczności dotykania kart świętej Księgi, to Psalm 138, dziękczynny. Jego autorstwo, jak większości Psalmów, Tradycja przypisuje królowi Izraela, Dawidowi.

Za oknem krople deszczu bębnią o parapet. Za pół godziny z pobliskiej stacji (wiem, że gdzieś tu jest) odjeżdża pociąg do Cahors. Słyszę, że ktoś wchodzi do kościoła. Przestaję śpiewać, by nie zostać wzięty za intruza…

Godzina odjazdu pociągu przynagla. Wiem, że za chwilę stąd wyjdę lecz Księga nie przestanie śpiewać. Spisane na białym papierze natchnione słowa króla Dawida, jak krople deszczu uderzające w okienne parapety i dach tej Arki będą powtarzać odwieczne prawdy o tym, że Pan jest Bogiem łaskawym i wiernym, że wysłuchuje i pomnaża siłę duszy, a

"Gdy chodzę wśród utrapienia,
Ty zapewniasz mi życie,
wbrew gniewowi mych wrogów;
wyciągasz swą rękę,
Twoja prawica mnie wybawia.
Pan za mnie [wszystkiego] dokona…"

Więc jak tu nie śpiewać, powiedzcież Aniołowie? Jak?

sobota, 9 marca 2019

Prosta droga to żart

którego nic tu nie przebije. Przy nim najbardziej wyrafinowany z francuskich dowcipów, to najsmutniejsza rzecz na świecie. Więc jadę. Jadę do Cahors. Niebo nad głową nie obiecuje zbyt wiele poza zwyczajową już porcją deszczu. Chciałbym się rozpędzić ale się nie da: droga, istny Meander, leci na łeb na szyję i jest zbyt mokra; chciałbym ściąć zakręt ale nie wolno, bo mógłbym nie zdążyć wrócić na swój pas, a już zza skały coraz to wyłania się jakiś pojazd. Skutki takiego manewru byłyby z pewnością mniej śmieszne, niż wszystkie dowcipy o Francuzach razem wzięte.





Więc jadę trzymając dłonie na drugim już komplecie klocków hamulcowych (jak dobrze mieć taki zapas!) i myślę, że to dobrze, że nie muszę tej drogi pokonywać w kierunku przeciwnym.
To by dopiero był „żart”!