Rouen

Rouen

niedziela, 25 listopada 2018

Conques. Od wiary do widzenia (4)

Tympanon.

Tympanon w Conques to najbardziej widoczny i charakterystyczny “detal” zachodniej fasady. Wchodząc do kościoła po prostu nie sposób go nie zauważyć. Nie sposób go też minąć, ot tak sobie, czy tylko przebiec wzrokiem, bo to nie szerokie, dwudzielne i masywne drzwi, a tympanon jest “właściwym wejściem" do świątyni, tak jak witraże w gotyckiej katedrze nie są po prostu tylko oknami. Tak, wszystko, co tu zobaczymy, da się pojąć jedynie w kluczu wiary, oczami serca, które umiłowało Pierwsze Przyjście Pana i oczekuje Powtórnego. 


Tematem dzieła jest Paruzja czyli powtórne przyjście Chrystusa u końca czasów, zapowiedziane w mowach eschatologicznych Ewangelii synoptycznych, a szerzej przedstawione w Apokalipsie, czyli Objawieniu św. Jana. Większość z wypełniających półkolistą przestrzeń tympanonu scen czerpie swoją inspirację właśnie z Biblii, inne znowu mają charakter moralnych pouczeń, oba zaś rodzaje przedstawień tworzą wielowątkową opowieść, w której spotykają się przeszłość z teraźniejszością, czas z wiecznością, a łaska i grzech pozostają w nieustannej i nie dającej się ze sobą pogodzić opozycji. A wszystko tu jest nasycone niesamowitą emocją i dbałością o wierność katolickiej doktrynie.


Widziany z poziomu kościelnego dziedzińca świat (rzeczy i zdarzeń ostatecznych) zdaje się być na pierwszy rzut oka dość wyrazisty i odpowiada opisom Synoptyków: w centrum postać zasiadającego na tronie wśród obłoków Syna Człowieczego. Po Jego prawej stronie szereg postaci w aureolach - to święci i zbawieni. Po lewej - kłębowisko ciał, z których każde zdaje się być poddane jakiejś wymyślnej torturze - to potępieni. Tu i ówdzie unoszą się na skrzydłach (ach, ta grawitacja!) Anioły. Jednak wielość szczegółów, zwłaszcza w górnym pasie i blisko obramienia sprawia, że bez przewodnika wiele stron tej kamiennej księgi pozostaje dla mnie niezrozumiała. Bo kogo przedstawia ostatnia w szeregu świętych postać? O ile bez trudu potrafię wskazać pierwszą pośród Niewiast, Tą, która zrodziła “Słońce Sprawiedliwości", to kim jest druga i kolejne na lewo od Niej?
Odwołuję się więc do dostępnych na wszelakich stronach opisów i powoli, pomału kamienne figury zaczynają ożywać, a widoczne na pasach oddzielających kolejne sceny i poziomy wersety przywracają wiarę w sens moralnego porządku (i wysiłku) i ożywiają wyobraźnię.


Centralną postacią tympanonu jest zasiadający na tronie, w otoczeniu Aniołów, pośród obłoków i ciał niebieskich - Chrystus. Władczym i pełnym dostojeństwa gestem wyciągniętych ramion Pan i Sędzia rozdziela "owce" od “kozłów”, świat zbawionych od tych, co ściągnęli na siebie wyrok potępienia. Wokół górnej krawędzi mandorli, symbolu podkreślającego dostojeństwo i Boskie pochodzenie władzy sądzenia, widnieją odpowiednie dla każdej ze stron sentencje: “Przyjdźcie, błogosławieni Ojca mego" i “Idźcie ode mnie precz, przeklęci". Na nimbusie, skrzyżowane ze sobą słowa: REX ET IUDEX.


Wyżej, nad głową Chrystusa - Krzyż. To klucz do zrozumienia świata i jego dziejów. Para Aniołów prezentuje narzędzia Męki Pańskiej: grot z włóczni Longinusa, którym przebił on bok Pana (LANCEA) i gwóźdź ukrzyżowania (CLAVIS). Na belce krzyża skrócony cytat z Ewangelii św. Mateusza: HOC SIGNUM CRUCIS ERIT IN CELORUM. (“Wówczas to znak Syna Człowieczego ukaże się na niebie”. Mt 24.30). Wyżej słowa: REX IUDEORUM. To znowu skrót, tym razem tytułu winy, jaki Piłat kazał przybić na głową Pana: [Jezus Chrystus] Król Żydowski. Po obu stronach górnej belki Krzyża personifikacje gwiazd, które w dniu sądu ulegną zaćmieniu. SOL i LUNA. “Słońce się zaćmi, a księżyc nie da swojego blasku". (Mk 13.24)

Po lewej stronie Zasiadającego na tronie - czterej Aniołowie. To asystenci Sędziego. Nad ich głowami napis: HOMINES PERVERSI SIC SVNT IN TARTARA MERSI (Ci, którzy dopuścili się nieprawości, otrzymają wyrok potępienia). Pierwszy z Aniołów trzyma otwartą Księgę, a w niej lista Opieczętowanych Pieczęcią Baranka (SIGNATUR LIBER VITAE)). Anioł niżej trzyma kadzielnicę. Druga para zwrócona jest w stronę potępionych. Jeden z Aniołów trzyma chorągiew, drugi puklerz, na którym napisan: EXIBUNT ANGELI ET SEPARA[BUNT MALOS DE MEDIO IUSTORUM ET MITTENT EOS IN CAMINUM IGNIS; IBI ERIT FLETUS ET STRIDOR DENTIUM]. ("I pośle Pan Aniołów swoich, aby oddzielili złych od sprawiedliwych i wrzucili ich do pieca ognistego, gdzie będzie płacz i zgrzytanie zębów”).


Pochód Zbawionych. Nim jednak przyjrzymy się karom, które znoszą potępieni, popatrzmy, co przygotował Pan tym, którzy Go miłowali i za życia chodzili "drogami sprawiedliwości". Na belce, w części środkowej tympanonu, napis: SANCTORVM CETVS STAT XPISTO IVDICE LETVS (Radosny zastęp świętych stoi wobec Chrystusa Sędziego). To właśnie tą grupę postaci wskazuje uniesiona w górę Prawica Pańska. Najbliżej tronu - Najświętsza Maryja Panna, dalej św. Piotr z kluczem i pastorałem, a za nim Dadon, pustelnik i założyciel konwentu w Conques.
Drugą część orszaku tworzą opat Odolryk - budowniczy i pierwszy opat klasztoru. Tuż za nim Karol Wielki, dzięki hojności którego powstało pierwsze opactwo (jeszcze pod wezwaniem Sainte-Sauveur). Cesarz trzyma na dłoni jakąś figurkę, być może jest to symbol relikwiarza sporządzonego dla obecnej patronki miejsca, Świętej Fides. Nie wiemy na pewno, kim są postaci podążające za Cesarzem. Jedna z nich ubrana jest w szaty liturgiczne, druga, zwrócona w stronę tronu zdaje się nieść jakby Tablice Przymierza lub jakiś inny przedmiot kultu.
Trzecią grupę otwiera św. Hieronim, trzymający w dłoniach zwój Wulgaty. Dalej święty Antoni - opat, św. Mikołaj (z palmą męczeństwa) i święta (Maria) Magdalena. Nad nimi unoszą się Anioły, manifestujące Boskie cnoty: FIDES (wiarę), SPES (nadzieję), CARITAS (miłość) oraz inne, warunkujące świętość cnoty: stałość, umiarkowanie i pokorę.
Radosny pochód zamyka Arosnidus, mnich, który sprowadził do Conques relikwie Świętej. Widać tu, że mający jednoznaczną kwalifikację moralną czyn, jakim było wykradzenie z Agen relikwii Świętej Fides, z uwagi na późniejsze - błogosławione owoce, poddany został nowej ocenie, a sprawca otrzymał miejsce pośród bohaterów wiary.

Pod tą ostatnią grupę napis: SIC DATVR ELECTIS AD CAELI GAVDIA VECTIS GLORIA PAX REQVIES PERPETVVSQVE DIES (Tak więc, wybrani i zjednoczeni w radościach przyszłego wieku otrzymają chwałę, pokój, odpoczynek i wieczne światło). Niżej fragment arkady. Między jej filarami resztki kajdan. To wota wdzięczności od tych, których z niewoli Maurów uwolniło wstawiennictwo Świętej. Jej sylwetkę w postawie orantki widzimy tuż obok, a wychylająca się z obłoku i błogosławiąca ją “manus Dei” świadczy o skuteczności wstawiennictwa.

Niebo (czyli to, czego “ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy Bóg przygotował tym, którzy Go miłują”. 1Kor 2.9)
Mamy więc oto Niebiańskie Jeruzalem - miejsce przebywania zbawionych! Na tympanonie widzimy je na najniższym, ale za to najbliższym naszym oczom, poziomie. Przez całą długość dzielącej środkowy i dolny poziom belki biegnie napis, sławiący zalety życia według Ewangelii i Ośmiu Błogosławieństw: CASTI PACIFICI MITES PIETATIS AMICI SIC STANT GAVDENTES SECVRI NIL METVENTES (Czystego serca, wprowadzający pokój, łagodni, miłujący pobożności tak oto stoją i radują się, niczego się nie obawiając). Artysta, tworząc wizję Nieba, posłużył się konstrukcją stylizowaną na romańską katedrę. Widać dach, a ponad nim krzyż i fasadę, którą flankują dwie wieże. Kto wie, może to właśnie tutejszy kościół stał się modelem Niebiańskiej Jerozolimy? Wnętrze miasta - świątyni rozświetlają wiszące pod sklepieniem lampy. W centrum, twarzą zwrócony ku nam, Abraham. Uważa się, że dwie postaci u jego boku, to Jakub i Izaak. Nie ma też pewności co do tego, kim są kobiety przedstawione w dwóch ostatnich niszach. Czy to żony Patriarchów: Sara, Lea, Rachela i Rebeka? A może to Estera, Sybilla - królowa Szaby i Seby i dwie z niewiast, które jako pierwsze przybyły do grobu Pana - Maria Magdalena i Maria, matka Jakuba? Najbliżej Abrahama, po jego lewej stronie - Melchizedek i Zachariasz, kapłani Starego Przymierza. Obaj trzymają w dłoniach ten sam kielich. Scena ta jest zapewne prefiguracją Ofiary Nowego Przymierza. Dalej - Mojżesz, który przekazuje władzę swojemu bratu, Aaronowi. W ostatniej niszy po tej stronie - Jeremiasz i Ezechiel, dwaj z głównych proroków Starego Testamentu.

Ale najpierw to, co nieuniknione czyli Sąd.
Poprzedza go scena zmartwychwstania umarłych, umieszczona w wąskim trójkątnym polu, tuż u podnóżka siedząceg na tronie Pana. Oto "na odgłos trąby” powstają z grobów umarli. Za chwilę rozpocznie się sąd. Przewodniczyć mu będzie Archanioł Michał. Na przeciw - diabeł, który marnymi sztuczkami będzie próbował wpłynąć na wynik ważenia. Wydaje się, że nie bez znaczenia jest fakt, że scena sądu została usytuowana na przedłużeniu osi pionowego ramienia Chrystusowego Krzyża, stając się w ten sposób granicą ostatecznego podziału świata na zbawionych i potępionych.
W scenach tych, jak za życia, tak i po śmierci, z pomocą przychodzą ludziom Aniołowie. Najpierw pomagają umarłym wydobyć się spod zwału grobowych płyt, by już za chwilę witać zbawionych u bram nieba. Niektórzy z przybywających tu trzymają się za ręce i sprawiają wrażenie, jakby wciąż jeszcze przeżywali trwogę sądu.


Piekło (czyli o tym, o czym się już dziś nie mówi…)
A oto przed nami sportretowane w całej swojej szkaradzie - piekło. Oto ci, którzy zmartwychwstali na sąd śmierci. Jeden po drugim wpadają w paszczę biblijnego smoka - Lewiatana. Ponagla ich uzbrojony w nieznoszące sprzeciwu narzędzie jego pomocnik. W jego gestach widoczny jest pośpiech i zniecierpliwienie. Zdaje się, że nie łatwo przychodzi mu pogodzić się ze stratą tych, co znaleźli się już poza zasięgiem jego narzędzia.

Kary i ich rodzaje czyli o tym, kto i za co. W trójkątnym polu nad paszczą Lewiatana jeden z diabłów kąsa potępionego w tył głowy. To zapewne wyobrażenie duchowych mąk - spóźnionych i bezowocnych wyrzutów sumienia.
Za plecami diabła inna jeszcze tortura. Jej narzędziem jest muzyczny instrument - fletnia Pana. Chcący zaspokoić swoją próżność grajek próbuje zbliżyć się do instrumentu, ale stojący za jego plecami diabeł skutecznie mu w tym przeszkadza.
W drugim trójkątnym polu, na prawo, diabły niosą na kiju spętanego człowieka. To kłusownik.
Wyżej, na prawo od grupy czterech Aniołów, wyobrażenia innych mąk.
Tam, diabeł - niby dworzanin - zgina kolano przed kimś, kto być może był królem, ale już za chwilę, w dość groteskowy sposób utraci insygnia pełnionej za życia władzy. Być może jest to obraz kary za przeniewierstwo pełnionemu wcześniej urzędowi? A jeśli to kara za pychę i dworską wyniosłość, to jakże dokuczliwa! Wśród tłumu postaci jest też wiszący za nogi antypapież.
Wyżej diabły ciągną sieć, a w niej postaci i osobistości stanu duchownego. Jedną z nich jest Étienne, biskup Clermont i były administrator opactwa w Conques, który okradł kościelny skarbiec. Przed nim zgięty wpół Begon II. Był opatem tutejszego klasztoru lecz urząd swój zawdzięczał symonii. Także i on roztrwonił klasztorne dobra.
Dalej, na prawo heretycy. Rozpoznajemy ich po trzymanych w rękach dowodach winy: pismach, zawierających fałszywe nauki. Jeden z heretyków leży na podłodze, a diabeł stopą zamyka mu usta.
W rogu całej grupy, tuż pod łukiem obramienia - fałszerz królewskiej monety, któremu diabeł podaje do wypicia pozyskane w procesie osłabiania kruszcu... płynne złoto.

Otchłań. Bez odrobiny nadziei. Tuż nad belką nadproża, najbardziej chyba obrazowe przedstawienie rzeczywistości, której na imię piekło. Tu mają miejsce najbardziej wymyślne tortury (które wcale nie "Średniowiecze" wymyśliło). I choć artysta sportretował zaledwie kilka sytuacji, które dla przedstawionych postaci stały się przyczyną wiecznej zguby, wydaje się, że nie potrzeba kolejnych.
Oto pod stopami Belzebuba leży smażący się w płomieniach próżniak. U jego stóp symbol lenistwa - ropucha. Po lewej stronie zasiadającego na tronie władcy piekieł - ludzka para, mężczyzna i kobieta. Łatwo odgadnąć, jaki rodzaj czynów ich tu przywiódł.
Obok, po lewej stronie diabeł ściąga z siodła rycerza. Podobno za życia był sąsiadem klasztoru, a zgubiła go zazdrość o dobra i dostatek żyjących tu mnichów.
Na prawo wisielec. To lichwiarz. Być może sam targnął się na swoje życie, gdy spostrzegł, że stracił majątek jakąś nieostrożną "inwestycją”.
Nieco niżej diabeł wyrywa potępionemu język. To kara za krzywoprzysięstwo. Jest tu jeszcze jedna scena lecz zbyt skomplikowana, by odczytać jej właściwy sens.

Conclusio czyli zamknięcie. Na belkach oddzielających od siebie poszczególne poziomy tympanonu, patrząc na prawo od osi, wyznaczonej pionowym ramieniem krzyża i tronem Chrystusa, słowa: HOMINES PERVERSI SIC SVNT IN TARTARA MERSI (Wszyscy złoczyńcy tak oto są w piekle zanurzeni). Niżej, od podnóżka tronu: PENIS INVSTI CRVCIANTVR IN IGNIBVS VSTI DEMONAS ATQVE TREMVNT PERPETVOQVE GEMVNT (Bezbożni podążają do piekła, gdzie będą dręczeni karą, dręczeni przez ogień, drżą i wiecznie wzdychają wśród diabłów.) Na ukośnej belce, pod sceną przedstawiającą św. Michała i wagę: FVRES MENDACES FALSI CVPIDIQVE RAPACES SIC SVNT DAMNATI CVNCTISIMVL ET SCELERATI (Złodzieje, kłamcy, zwodziciele, skąpcy, porywacze, zło czyniący, wszyscy oni zostaną osądzeni.)

I ostatni już z napisów, umieszczony najbliżej oczu wchodzącego, co brzmi, jak ostrzeżenie, wręcz groźba: O PECCATORES TRANSMVTETIS NISI MORES IUDICIUM DURUM VOBIS SCITOTE!
(Wy zaś, grzesznicy, wiedzcie, że poniesiecie straszliwy sąd, jeśli nie zmienicie swojego postępowania.)

Groźba? Żadną miarą! W kruchych bowiem naczyniach nosimy skarb wiary, a stawka jest zbyt wysoka. Więc gdy o mnie idzie, przyjmuję te słowa z miłością i wdzięcznością. "Według daru wiary, jaką każdemu z nas odmierzył Pan". (Rz 12.3). Stosownie do tego, o czym pisze Apostoł Narodów: "Dlatego jest konieczne, abyśmy z jak największą pilnością zwracali uwagę na to, cośmy słyszeli, abyśmy przypadkiem nie zeszli na bezdroża. Jeśli bowiem objawiona przez aniołów mowa była mocna, a wszelkie przekroczenie i nieposłuszeństwo otrzymało słuszną zapłatę, jakże my unikniemy [kary], jeśli nie będziemy się troszczyć o tak wielkie zbawienie? (Hbr 2,1-3)

środa, 7 listopada 2018

Conques. Od wiary do widzenia (3)

Kościół.
Z encyklopedii dowiadujemy się, że pod koniec VIII wieku przybywa do Conques (benedyktyński?) mnich imieniem Dadon i osiada w założonej przez siebie pustelni. W roku 817 stoi tu już pierwszy klasztor.
Początki kultu św. Foy*, patronki tego miejsca, sięgają końca IX wieku i, jak to w przypadku kultu świętych - wiążą się ze sprowadzeniem** do świątyni jej relikwii.
Swój obecny kształt kościół i opactwo otrzymują w drugiej połowie XI wieku, gdy opatem jest Odolryk. Jak pisze Paweł Białostocki ("Sztuka cenniejsza niż złoto. Opowieść o sztuce europejskiej naszej ery"), to wówczas, w klimacie reformy zmierzającej do odnowy życia religijnego, działanie intelektualne i artystyczne właściwe scholastycznemu sposobowi myślenia wydoskonala i pozwala złączyć w jedną całość, choć różnie w różnych miejscach, elementy nowego, monumentalnego stylu zwanego romańskim, który jako pierwszy ogólnoeuropejski styl ogarnął całą zachodnią i środkową Europę.


Kościół w Conques zbudowany jest na planie łacińskiego krzyża. Nowość stylu objawia się min. przez dobudowanie do ramion transeptu - rownolegle do apsydy głównej - apsyd bocznych (“wynalazek" Cluny) oraz (tutaj trzech, gdzie indziej była to większa liczba) kaplic w obejściu chóru. Rozwiązanie takie nie tylko wzbogacało formę przestrzenną świątyni, ale co ważniejsze, pozwalało zmieścić w jej murach konieczną dla sprawowania liturgii liczbę ołtarzy. Obejście wokół chóru rozwiązywało jeszcze jedną niedogodność: nieznośnego i zakłócającego często przebieg nabożeństwa naporu i ścisku pielgrzymów gromadzących się w nawie przed prezbiterium. Teraz mogli oni swobodnie przemieszczać się za ołtarzem, ustępując miejsca nowoprzybyłym.


Kapitele i relikwiarz...
Ktoś policzył, że wnętrze kościoła, a także jego mury na zewnątrz - w podcieniach arkad głębokich na pół grubości (muru), i wyżej - pod okapem dachu przykrywającego nawę i obie wieże fasady, oraz kolumny krużganku, który na swój użytek nazwałem krużgankiem pielgrzymów, zdobi ponad 250 kapiteli. 


Także wewnątrz świątyni zobaczymy je na różnych poziomach: już to arkady międzynawowej, kiedy indziej u podstawy łuków empory (i ich przegrody), a na koniec - jako przejmujących ciężar gurtu, czyli  łuku sklepiennego. Te ostatnie, biegnąc szerokim pasem przez kolebkę sklepienia pełniły funkcję dekoracyjną i konstrukcyjną zarazem. Przełamywały jednolity ciąg kolumn bazylik starochrześcijańskich i podkreślały podział nawy (nowego stylu) na poszczególne części - przęsła.


Lecz co mi po tej algebrze cudów i jaki pożytek ze świętej geometrii, skoro wydobywszy z kamienia misterny wzór umieścił go architekt tak wysoko, hen, poza zasięgiem wzroku, a nawet obiektywu kamery? Dopiero z wysokości chóru, na który wejdziemy wieczorem przy okazji prezentacji organów, będę mógł dotknąć wzrokiem tych kilku najbliższych.


Podobnie ma się rzecz z relikwiami św. Foy. Daremnie szukam w nawie i jej zagłębieniach widzianego na zdjęciach, przedstawiającego postać ludzką, relikwiarza. Nic z tego. Okazuje się, że relikwiarz już dawno został przejęty przez muzeum, a konieczne dla kultu fragmenty relikwii umieszczono w małej puszce, niby lampionie i zawieszono wysoko w chórze nad ołtarzem.


Na skrzyżowaniu nawy i transeptu wybija się w niebo wieża. Zbudowana na planie ośmioboku konstrukcja wynosi się wysoko ponad nawę, za dnia stając się dobrze widocznym dla oczu pielgrzymów drogowskazem, w nocy - jakby latarnią. Jak towarzyszący niegdyś pielgrzymującemu do Ziemi Obiecanej Izraelowi Obłok, który za dnia był słupem dymu, nocą zaś słupem ognia…


Pośród romańskich kościołów nigdzie nie spotkałem piękniejszego źródła ciszy i światła. Tylko te nieszczęsne witraże… Bo patrząc na kościół z zewnątrz trudno było mi oprzeć się wrażeniu, że okna są po prostu... zabite deskami. Takie to dzieło zafundował sanktuarium artysta końca XX wieków, znany z innych swoich dokonań w pobliskim Rodez.

Cisza…
Dla ludzkiego (d)ucha nie istnieje chyba bardziej wymowna cisza, niż ta, którą tworzą wnętrza romańskich (i niektórych gotyckich) kościołów. I nie ma chyba niczego bardziej niestosownego, niż jej łamanie zapętlonym w nieskończoność miksem polifonii, chorału, a niekiedy nawet i symfonii(!). Wylewająca się bez końca z głośników muzyka, której i tak nikt nie słucha, już po krótkim czasie zaczyna po prostu drażnić. Tu, w Conques lista ”niestosowności” powiększyła się o towarzyszące obrzędom Mszy (jej zakończenia) i zagrane na... fortepianie postludium. Organista po prostu przesiadł się od stołu organowego do stojącego nieco na uboczu fortepianu i… zaczął grać.


Conques to jedna z ważniejszych stacji na szlaku Camino, dla mnie zaś jedna z najpiękniejszych realizacji nowej sztuki budowania. Romańska perła w Koronie Katedr. Świadectwo epoki i wyraz żywej wiary, o której tak w swojej kronice, X wieków temu, pisał kluniacki mnich Raul Glaber:
“Tak tedy po wspomnianym roku tysiąclecia, który minął już trzy lata temu, nastąpiło w całym świecie, szczególnie w Italii i w Galii, odbudowywanie bazylik kościelnych. Choć większa ich ilość była już właściwie wystawiona i bynajmniej nie wymagała pomocy, niemniej każdy naród chrześcijańskim jeden przed drugim, srtarał się wznosić szlachetniejsze kościoły. Było to tak, jakby cała ziemia, zrzuciwszy z siebie stare jednym wstrząśnieciem, przyodziewała się w białą szatę kościołów. Wówczas, ostetecznie, wszyscy wierni przekształcili zupełnie większość biskupich siedzib na lepsze, i podobnie klasztory pod wezwaniem rozmaitych świętych, a także mniejsze miejsca modlitwy w miastach…"


*Święta Foy (Fides - Wiara) wg rzymskiego martyrologium była 12-letnią chrześcijanką, żyjącą na przełomie III i IV wieku. Skazana na śmierć za panowania cesarza Dioklecjana z powodu odmowy złożenia ofiary kadzidła na cześć rzymskiej bogini Diany. Przed śmiercią męczona, zginęła od miecza. 

**dla opisania rzeczywistego sposobu i okoliczności, w jakich relikwie Sainte Foy znalazły się w Conques należałoby raczej napisać - "uprowadzone". Kroniki dawnych czasów zawierają opisy wielu tego rodzaju “inicjatyw", i bardzo często podkreślają szczery, religijny zapał organizatorów.
Jednej z bardziej spektakularnych akcji tego typu miasto Gdańsk zawdzięcza obecność w swoich murach słynnego obrazu Hansa Memlinga - Sąd Ostateczny. Autor pragnie w tym miejscu zaznaczyć, że choć nie identyfikuje się ze wzmiankowaną metodą pozyskania dzieł sztuki, to jednak wyraża szczerą radość z faktu, że obraz znajduje się w kolekcji Muzeum Narodowego w Gdańsku i podziela zachwyt nad dziełem, ilekroć ma po temu okazję.