Rouen

Rouen

wtorek, 26 lutego 2019

Gouffre-de-Padirac albo niewczesne przybycie

Miał być cud-pod-ziemią, gdy tymczasem, a dzieje się tak już nie po raz pierwszy, skutkiem braku szybkiej decyzji mamy kolejny impas, chmury nad ziemią i wizję niespodziewanego zalania namiotu. Oto po godzinnej jeździe na łeb na szyję, jakby w przewidywaniu, że coś może pójść nie tak, przybywam na miejsce 5 minut po zamknięciu kas! Obsługa nie daje się ubłagać w żadnym znanym człowiekowi języku. Nawet teatralne gesty ani załamywanie rąk nie przynoszą skutku. Niewczesne przybycie i daremny trud. Zasłona nad wejściem do groty, zwanej też Grotą cudów opada nieodwołalnie...



Co zrobić? Pozostaje mi wychylić się przez ogrodzenie i rzucić spojrzenie w głąb tej olbrzymiej, szerokiej niczym krater i mającej jeszcze drugie dno, studni. Na dole dostrzegam wielkości mrówek ludzkie postaci i, jak zwykle w takich sytuacjach, czuję, że nogi mam jakby z wosku... Przypadłość ta jednak nie jest wynikiem zmęczenia drogą, a pracy wyobraźni…

Co zrobić? Złość musi ustąpić trzeźwemu osądowi sytuacji. Trzeba mi było wsiąść na rower wcześniej, skrócić poobiednią sjestę albo po prostu sprawdzić szczegóły funkcjonowania Gouffre w folderze wyłożonym w recepcji kempingu lub choćby tylko w internetach.
A zatem "do następnego razu", myślę sobie, żegnając się z Padirac. Gdybym chciał tu przyjechać jutro przed południem, odjazd w kierunku Cahors przesunąłby się w czasie o kilka godzin, na późne popołudnie. Na taki luksus nie bardzo mnie już stać. Dość opóźnień wywołanych choćby tylko przez kaprysy pogody.

Więc wracam stąd na tarczy tj. na kemping. Mam się z pyszna, jednak nie wyjeżdżam stąd głodny. Po prostu druga połowa tortu, ta z napisem "Ici commence la vraie merveille” poczeka na mnie nieco. Że 2 lata? Dla takiej, jak ta “fabryki” cudów, to naprawdę niewiele…

Więc do Cahors! Do Cahors jedziemy….!

sobota, 16 lutego 2019

Nigra sum sed formosa, filiae Jerusalem...!

Niedziela, 9 czerwca.
Dziś w bazylice Zbawiciela, głównym kościele świątynnego kompleksu Rocamadour, obchody Rocznicy Poświęcenia Kościoła. Dziś oprawa Mszy będzie bardziej niż zwykle uroczysta i podniosła, z asystą, śpiewami chóru i scholi oraz kadzidłem. Żadna inna, z wyjątkiem oczywiście Bożego Ciała, liturgiczna celebra, jakie tu widziałem, nie może się z nią równać. We wnętrzu świątyni tłum wiernych tak wielki, iż ledwie znajduję dla siebie wolne krzesło gdzieś pod emporą chóru. No, ale w końcu jesteśmy w Rocamadour, na jednej ze stacji czterech francuskich nitek Camino.


Obecnie Mszę sprawuje się oczywiście w językach narodowych nie przejmując się zanadto tym, że zmiana ta pozbawiła liturgię jej misteryjnego charakteru, a samą celebrę odarła z uniwersalizmu, który łacina wyrażała niemal "od początku” istnienia Kościoła. Widocznym rezultatem tych przemian stał się niemal całkowity zanik wrażliwości i postaw wiernych nie tylko na przebieg liturgicznej akcji ale także na znajdujące się w obrębie prezbiterium Ołtarz i Tabernakulum i przechowywane w nim święte Postaci Ciała i Krwi Pańskiej. 

Dużo tu dziś młodzieży, która swoim przybyciem i postawą już od wczoraj daje czytelne świadectwo wiary. Czy to jest właśnie ta biblijna “Reszta”, której dane będzie suchą nogą przejść przez wody "Morza (Morza) Czerwonego" i posiąść Ziemię Obiecaną - wieczne zbawienie? Radykalna, bo czerpiąca inspiracje z biblijnych źródeł przestroga i obietnica. Czy to już?


W kaplicy Notre-Dame na szczycie bogato dekorowanej nastawy ołtarzowej znajduje się wykonana w orzechowym drewnie figurka Najświętszej Maryi Panny z DzieciątkiemTo jedno z 8 przedstawień Czarnej Madonny na ziemiach dawnego Regnum Francorum. Wyjątkowość Rocamadour zostaje dość szybko zauważona i już na początku XII wieku papież Paschalis II, obok trzech głównych świętych miejsc religii katolickiej, Jerozolimy, Rzymu i Santiago wymienia także Rocamadour.


W roku 2016, 850 lat od odkrycia grobu św. Amadoura, w specjalnie na tą okazję wykonanym relikwiarzu umieszczono ocalałe z hugenockich zniszczeń szczątki tego Świętego. Według tradycji, to on właśnie miał wykonać słynącą tu z cudów figurkę Czarnej Madonny.

Duchowe ale przecież nie tylko, piękno Maryi i miłosny nad Nią zachwyt Stwórcy jakże wymownie oddał natchniony Autor Pieśni nad Pieśniami:

Nigra sum sed formosa, filiae Jerusalem...
Śniada jestem lecz pięknacórki jerozolimskie, 
Dlatego król umiłował mnie,
wprowadził do swoich komnat i rzekł mi:
«Powstań, przyjaciółko ma, 
piękna ma, i pójdź! 
Bo oto minęła już zima, 
deszcz ustał i przeszedł. 
Na ziemi widać już kwiaty, 
nadszedł czas przycinania winnic
i głos synogarlicy już słychać w naszej krainie. 

Drzewo figowe wydało zawiązki owoców 
i winne krzewy kwitnące już pachną. 
Powstań, przyjaciółko ma, 
piękna ma, i pójdź! 
Gołąbko ma, [ukryta] w zagłębieniach skały, 
w szczelinach przepaści, 
ukaż mi swą twarz, 
daj mi usłyszeć swój głos! 
Bo słodki jest głos twój 
i twarz pełna wdzięku». 

W Rocamadour piękno Oblubienicy Króla i chwałę Matki Zbawiciela głosi nie tylko święta Pieśń Kościoła ale także polny kwiat, lot ptaka nad skalną przepaścią, drzewo figowe...

sobota, 9 lutego 2019

"To, co później..."

Justynie.

Rocamadour - Kemping Le Roc.
14:15 Jadę w kierunku Skały i miasteczka Rocamadour. Chcę zbadać ofertę i warunki na kempingu położonym bliżej Sanktuarium. Przy okazji robię kilka koniecznych zakupów i sprawdzam rozkład jutrzejszych, tj. niedzielnych nabożeństw. Ten ostatni znajduję wyłożony w przycmentarnej kapliczce. Jest dobrze - myślę - jednak ceny oraz panująca tu, na dole, piknikowa atmosfera odsyłają mnie z powrotem, tam, skąd przyjechałem czyli na kemping Le Roc. Nie mam dziś ani sił ani nastroju do walki ze smokami. Bardziej cenię sobie ciszę i spokój niż bliskość boiska do siatkówki czy sklepu, które i tak za chwilę zakończy swoją działalność.


Rozstawienie namiotu to przysłowiowe 5 minut. Więcej czasu zajmie znalezienie najkorzystniejszej działki. Kryterium jest proste: bliskość naprawdę nieprzemakalnego kawałka dachu, gdyby miało padać (miało) oraz punktów zasilania. W prąd i wodę, oczywiście.
Po zainstalowaniu się, ok. 16 z minutami zjeżdżam ponownie do Rocamodour. Tym razem już bez bagażu. Przypinam rower do barierki i schodzę do Sanktuarium. Spędzę tu cały wieczór. Na kemping wrócę po 21.


Rocamadour. Miejsce jakże inne od tego, które opuściłem dziś rano… W drodze do Sanktuarium mijam zorganizowane grupy młodzieży, którym towarzyszy ksiądz "w stroju", co w kraju takim, jak Francja, jest widokiem na prawdę niezwykłym. Do Sanktuarium można dostać się na dwa sposoby: za kilka euro zjechać dźwigiem tunelem wydrążonym w skale lub zejść serpentyną schodów, wzdłuż której, oczywiście w kierunku przeciwnym - rozmieszczone są kolejne stacje Drogi Krzyżowej.


Zmotoryzowani, którym trudno rozstać się z miękką poduszką mogą ostatecznie zjechać drogą D32 na dno samej doliny, aż do podstawy skały, a stamtąd, już per pedes, wspiąć się na poziom świątynnego dziedzińca promenadą i łączącymi jej liczne odgałęzienia schodami.


Kładąc się spać “zastanawiam się, czy Rocamadour jest wart aż takiego poświęcenia, bo teren bardzo górzysty, a gdy opadną już wszystkie emocje, to trzeba przyznać, że... Miasteczko to niewielkie, architektonicznie nieszczególne, co prawda ma wrośnięty w skałę kościół, ale czy jest w nim coś naprawdę wyjątkowego? Rocamadour jest jednym z tych miejsc, które są najbardziej urzekające z oddali, z sąsiedniego wzniesienia, gdy pionowe skały ledwo odcinają się we mgle, gdy można obserwować lot orłów nad dachami (jedyne żyjące na wolności, jakie dane mi było w życiu zobaczyć), jeszcze o tym miejscu marzyć, mieć je na wyciągnięcie ręki... 


Gasząc światło nad dzisiejszym dniem nie bez powodu wspominam słowa, które już kilka miesięcy wcześniej studziły moją przed-wyprawową gorączkę i związane z przybyciem tu, do Rocamadour, emocje. Zawiera się w nich bowiem nie tylko kompletny opis “genius loci” miejsca, tak iż temu, kto nigdy tu nie dotrze, wystarczyłoby w tym momencie zamknąć oczy ale także prawda o podróżnym trudzie, motywacjach i wpisanym w drogę ryzyku. Bo może stać się i tak, że oczekiwany za zakrętem widok przyniesie rozczarowanie, że mozolny trud włożony w realizację przedsięwzięcia okaże się jałowy, że w duszy nie zagra żaden dźwięk, a my spodziewaliśmy się koncertu (a nic lepiej nie tłumaczy takich emocji, jak właśnie muzyka, zwłaszcza kiedy jest z duende). Jakże więc nie dziękować Ci, Justyno, jakże nie czerpać z Twojego doświadczenia i dyskretnego prowadzenia po cudach przyrody i skarbach dawnego Regnum Francorum?


Bo można mieć oczekiwania i zwykle jest tak, że towarzyszą nam one w drodze. Lecz olśnienia nie da się wyreżyserować, tak jak nie da się opisać słowem wzruszenia, które rodzi się pod powieką i jeszcze głębiej...
Nie każdy powrót na kemping to tryumfalny przejazd karawany pełnej egzotycznych skarbów czy wojennych łupów. Nie każdego wieczoru zasypia się od nadmiaru miłości. Niekiedy, a może właśnie najczęściej zasypiamy ze zmęczenia...

Pamiętam każdy nocleg tamtej wyprawy, z zamkniętym okiem wyliczę kolejne miejsca, w których stawiałem namiot albo też uciekałem z niego przed ściekającą pod karimatę wodą. Pamiętam każdy moment poprzedzający zaciągnięcie suwaka... Niepokój towarzyszący dobiegającym z zewnątrz odgłosom, których nie byłem w stanie nazwać i oswoić… Lot ptaka nad skałą...
Ale to, co najważniejsze, zawsze dzieje się pod powieką oka. I jeszcze gdzieś głębiej…
I najzwyczajniej w świecie nie da się o tym mówić...

wtorek, 5 lutego 2019

Rocamadour!

Rocamadour, Rocamadour…!
Skało dumna, potężna i mocna, jak Psalm Dawida!
Ileż to razy byłem tu wcześniej myślą, mową i… pragnieniem!
Ile razy przemierzałem tą przepaść, od dna wąwozu, środkiem którego płynie meandrujący w nieskończoność potok, aż po wierzchołek skały, na krawędzi której - jakby samej skale jeszcze czegoś brakowało, wznosi się niewielki zameczek.

Ileż razy zaglądałem w zagłębienia skalnych półek, gdzie chowa się ptactwo, sememu bojąc się spojrzeć w dół, na ciągnące się wzdłuż promenady pełne gwaru ogródki.


A już od pierwszego momentu jawiła mi się ona, jakby jeszcze nie do końca ukształtowaną, jeszcze nie do końca wydobytą z kamiennego łona Siostrą tej z Północy. Rocamadour - "Mont Saint-Michel" Południa…
Nie pamiętam już, od kiedy wiedziałem, że któregoś roku (którego, nie wiem), stanę tu - suchą czy mokrą, nie ważne - stopą i zobaczę ten cud Boskiego Artysty na własne oczy!


A 15 kilometrów stąd - inny, także wart każdego trudu “cud”: Gouffre de Padirac, podziemny “raj” dla tych, co kochają kręte korytarze i opalizujące światłem, jak gabloty w sklepie jubilera, ściany grot. Z sufitu odrywa się pojedyncza kropla wody, po niej następna… “Echo”, muzyczna suita, która rozbudzała młodzieńczą wyobraźnię niesie kolejne dźwięki… Muzyka uzupełnia niedostatki wyobraźni… I na koniec, jak zawsze - cisza...

Sanktuarium na Skale i Grota Pod Ziemią. List polecający i pieczęć przystawiona przez samego Boga…
Nie może być inaczej. Wszakże jesteśmy na Camino, a Rocamadour, to kolejny przystanek na pielgrzymim szlaku.


Dziś jeszcze tego nie wiem ale spędzę tu dwie kolejne noce.
A póki co, jest godzina 13.15. Pociąg zatrzymuje się na stacji Rocamadour-Padirac. Wysiadam. Sam jeden. Na peronie żywej duszy. Stacja samoobsługowa. Jedna z wielu w rodzaju tych “samo-wystarczalnych”, co to wszystko tylko obiadu nie ugotują i prania nie zrobią. Jadę obejrzeć pierwszy z 3 kempingów, które znajdują się w okolicy. Pierwszym w kolejności będzie Le Roc. Le Roc, brzmi męsko ale przyjaźnie. Na niebie prawie ani jednej chmury z tych, co ostatnio tak bardzo dały się nam we znaki.
Jedziemy!