Rouen

Rouen

wtorek, 22 października 2019

Ouessant, 14 czerwca, piątek. Pożegnanie.

Tylko proszę, żadnych teatralnych gestów, łez, załamywania rąk...
Ta rozłąka to tylko na krótko, na chwilę. Żeby zebrać myśli, opowiedzieć...

Zadanie na teraz: dobrać właściwe słowo do ciszy, odwzajemnić spojrzenie...




Raz jeszcze odwiedzam wszystkie 4 strony świata. Rowerem docieram do wybranych miejsc: wychylam się przez krawędź Penn Ar Roch, jadę krętą ścieżką wokół Porz Goret, którego brzegi rano znowu wypełnią się wodami przypływu, wychodzę na najdalszy z kamieni między Pern a Creach, próbując dokonać niemożliwego czyli dotknąć pierwszego ze świateł pulsujących między brzegiem a nocą - Nividic...




Dziś jest przepiękna pogoda. Ogromne skalne głazy wyrzucone (jaką siłą?) na brzeg lśnią w słońcu, słoneczna poświata wlewa się w każdą nierówność i szczelinę kamienistego brzegu, odbija od lustra wody...


Najbardziej spektakularne widoki znajduję na wysokości Creach. Tu ruchoma zasłona z chmur przykrywa (by juz za chwilę odsłonić) Źródło światła, podczas gdy woda i kamień, powietrze i ziemia przyjmują na siebie wszystkie możliwe barwy.


O 19.45, jak każdego dnia, z przystani Stiff do Brestu wypłynie prom. Siadam na ławeczce zwrócony w kierunku zachodzącego słońca. Przez najbliższe 2 godziny będziemy patrzeć sobie w oczy. A pomiędzy nami - Wyspa.

Jeszcze nie wiem, że w Breście czeka mnie krótka, może najkrótsza ze wszystkich, i pełna udręki - noc.
Tylko muzyka...


sobota, 12 października 2019

Ouessant, 13 czerwca, czwartek...


Jeśli dziś czwartek, to kolej na czwartą część wyspiarskiego Tortu. Dziś wędrówka wschodnim i południowym krańcem wybrzeża; spacer zawieszoną między niebem i wodą, liczącą bez mała 20 kilometrów, ścieżką... 


Jutro z tego miejsca (na szczęście dopiero wieczorem!) prom zabierze mnie z powrotem na ląd, do Brestu.


Idę w kierunku Penn Ar Lann, zostawiając po lewej stronie takie, jak ta, zatoki. Ściany opadają gwałtownie w dół, by za chwilę, po drugiej stronie wąskiej plaży znowu wystrzelić w górę. Nogi uginają się, jakby były z waty...


Penn Ar Lann. Hen, w oddali Kereon, bliżej brzegu czarna skała, jakby fortepian, na którym Ocean wygrywa swoje melodie z akompaniamentem wyjątkowo silnych tu wiatrów. Kładę się w trawie, zamykam oczy. Penn Ar Lann... Muzyka imituje krajobraz niczego nie dodając, niczego nie ujmując. Trzeba tylko słuchać...
Już grają tony ciemne i głębokie, a zaraz inne po nich wyrywają się ku górze, ponad grań, by złączyć się z odgłosami krążącego na niebie ptactwa…
Leżę w trawach Penn Ar Lann, bojąc się otworzyć oczy…


Mijam krzyż św. Pawła, jeden z czterech przewodników po Wyspie.



Widok na Penn Ar Roch. Przybrzeżne skały owiane wiatrem, jednak głównie - złą sławą…


Widok na Enez Nein.


Jedna z kilku na całej Wyspie piaszczystych plaż.


W oddali Kereon, latarnia bez której nie sposób wyobrazić sobie przeprawę między Ouessant a archipelagiem Molene. To akwen najeżony ogromną ilością podwodnych skał, o samej zaś Ouessant nie bez powodu mówi się - Wyspa wdów...


Między południowym brzegiem Ouessant a archpelagiem Molene czyli kilka odsłon Fromveur. W języku bretońskim słowo to wykłada się jako „wielki prąd”...

Wrócę tu jeszcze...



czwartek, 3 października 2019

Ouessant, 12 czerwca, środa...


Mając w pamięci ostatnią noc przenoszę się do stojącego obok - w porównaniu z moim „szałasem" to prawie „schronisko” - namiotu. Jednak i tu we znaki daje się przenikliwe zimno. Ale przynajmniej deszcz ustał i zanosi się na piękny dzień.


Dziś trzecia ze stron świata, geograficznie: południe-południowy zachód. Mając słońce za przewodnika wyruszam spod otwartego większość część dnia kościoła Saint-Paul de Aurelien i dotarłszy do wybrzeża kierują się w stronę Porz Goret.

Pogoda jeszcze niepewna, chwiejna, o nieoczywistych zamiarach. Rozsłoneczni się dopiero w południe.



Linia wybrzeża… Jakże odmiennej urody, jakże inaczej „wykrojona” z oceanicznej skały, z miękkim poszyciem, porośnięta polnymi kwiatami, o nie tak urwistych i ostrych krawędziach, jak wczorajsze, po stronie północnej.


Miejscami będę mógł zejść na sam brzeg, schylić się i podnieść wyrzucone na zbocze skarby Oceanu, zbliżyć się, jak to tylko możliwe do La Jument…





A po prawej stronie Nividic i widoczna z wielu miejsc Wyspy - Creac’h.


Porz Goret…Niewielka zatoczka tuż za rogiem najdalej na południowy zachód wysuniętego ramienia Wyspy.
Poznaję… Gdzieś tutaj Yann postawił pianino i zagrał swoją wersję tego miejsca. Porz Goret. Za dnia jej brzeg świeci jasną obwódką wokół odbijającego błękit nieba oka, po południu, w porze odpływu, który odsłania porastające glonami czarne dno zatoki, oko zamyka się, gaśnie...
Porz Goret. Stąd widać i La Jument i Nividic. Nawet Creac’h, najjaśniejsze ze wszystkich świateł nocy...


Widok na port i zabudowania Lampaul.

środa, 2 października 2019

Ouessant, 11 czerwca, wtorek...


Pogoda? Nie rozpieszcza. Noc zimna. Bardzo zimna. Deszcz bębni w dach namiotu od rana. Ruchem nogi strącam wodę, która przez noc zebrała się na końcu źle naciągniętego tropiku. W środku wprawdzie sucho ale w tym momencie to niewielka pociecha, bo chcąc cokolwiek przedsięwziąć, ot, rzecz najprostszą - zaparzyć herbatę, i tak muszę wystawić grzbiet pod deszcz.
Wychodzę...


Dziś rower zostaje w domu. Na ścieżkach, którymi przyjdzie mi dziś wędrować nie zdałby się na nic, wręcz byłby krępującym swobodę ruchów bagażem. Ponadto, jeśli nie jest to konieczne, lepiej nie zbaczać ze ścieżki ani na prawo ani na lewo. Chyba, że mamy na sobie odzież, która chroni przed kolcami. Powoje, jeżyny, słowem niemal wszystko, co porasta tu na płytkiej glebie, zdaje się mówić: nie schodź ze ścieżki…!
Obserwacja z wczoraj…



Wędrówkę rozpoczynam w miejscu, w którym zakończyłem ją wczoraj - w zatoce/przystani Yuzin. Linia, po której się poruszam, na przemian to wznosi się to opada i co rusz przymusza do zmieniany kierunku wędrówki: biało czerwony maszt Créac’h? Przed chwilą był po prawej stronie...


Jednak dziś moją uwagę przykuwa co innego. To widoczna z niemal każdego miejsca północnego wybrzeża - Île de Keller - kusząca jak ciastko na talerzu i tajemnicza w swojej niedostępności wysepka. Podobno jej właściciel spędza tu 2 miesiące w roku, a niektórzy z nas na własne oczy widzieli okruchy toczącego się tam życia (tutaj).



Widoki są niezwykłe. Surowy, utkany z wody, wiartu i kamienia pejzaż. Do pełni poetyckiej wizji autora "Genzeziz z Ducha" brakuje tylko ognia ale i ten pojawi się tu, na szczycie Creac'h, gdy zgasną już światła dnia.
Z trudem udaje mi się oprzeć pokusie, i nie zbliżyć zanadto do krawędzi grani, tak silne są teraz porywy wiatru.


Ścieżka kończy się na Phare du Stiff, latarni flankującej wschodnią krawędź Wyspy. Wrócę tu jeszcze. Nie tylko dziś po południu. I nie tylko po to, by raz jeszcze spojrzeć w rzeźbiony wodą i smagany wiatrem i deszczami kamienny horyzont.