Rouen

Rouen

czwartek, 3 października 2019

Ouessant, 12 czerwca, środa...


Mając w pamięci ostatnią noc przenoszę się do stojącego obok - w porównaniu z moim „szałasem" to prawie „schronisko” - namiotu. Jednak i tu we znaki daje się przenikliwe zimno. Ale przynajmniej deszcz ustał i zanosi się na piękny dzień.


Dziś trzecia ze stron świata, geograficznie: południe-południowy zachód. Mając słońce za przewodnika wyruszam spod otwartego większość część dnia kościoła Saint-Paul de Aurelien i dotarłszy do wybrzeża kierują się w stronę Porz Goret.

Pogoda jeszcze niepewna, chwiejna, o nieoczywistych zamiarach. Rozsłoneczni się dopiero w południe.



Linia wybrzeża… Jakże odmiennej urody, jakże inaczej „wykrojona” z oceanicznej skały, z miękkim poszyciem, porośnięta polnymi kwiatami, o nie tak urwistych i ostrych krawędziach, jak wczorajsze, po stronie północnej.


Miejscami będę mógł zejść na sam brzeg, schylić się i podnieść wyrzucone na zbocze skarby Oceanu, zbliżyć się, jak to tylko możliwe do La Jument…





A po prawej stronie Nividic i widoczna z wielu miejsc Wyspy - Creac’h.


Porz Goret…Niewielka zatoczka tuż za rogiem najdalej na południowy zachód wysuniętego ramienia Wyspy.
Poznaję… Gdzieś tutaj Yann postawił pianino i zagrał swoją wersję tego miejsca. Porz Goret. Za dnia jej brzeg świeci jasną obwódką wokół odbijającego błękit nieba oka, po południu, w porze odpływu, który odsłania porastające glonami czarne dno zatoki, oko zamyka się, gaśnie...
Porz Goret. Stąd widać i La Jument i Nividic. Nawet Creac’h, najjaśniejsze ze wszystkich świateł nocy...


Widok na port i zabudowania Lampaul.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz