Rouen

Rouen

wtorek, 5 stycznia 2016

Droga. Wciąż w drodze...


Droga, której opis zakończyliśmy (czy jednak na pewno?) ma jeszcze i tą właściwość, że "myśli się" i śni jeszcze długo po powrocie do domu. A kiedy dodatkowo przywozimy ze sobą skarby, których nie znajdziemy nigdzie indziej, nie pozwoli o sobie zapomnieć.


Spotkaliśmy się na katedralnym szlaku. Właściwie to nawet trochę na siebie wpadliśmy (w lewej nawie, tuż za transeptem). Mędrcy, jak mówi o nich Tradycja. Aby tu przybyć, musieli pokonać długą i pełną niebezpieczeństw drogę. A przybywszy na miejsce zachowali się, jak na prawdziwych Mędrców przystało: choć z pewnością ponad miarę egzotyczni, zwrócili naszą uwagę nie na siebie ale na tego, którego zapowiadała im Gwiazda. Nie wypowiedziawszy ani jednego słowa, wszak Słowo mieli przed sobą, "upadli na twarz i oddali Mu pokłon. A otworzywszy swe skarby, ofiarowali Mu dary: złoto, kadzidło i mirrę". (Mt 2,9).
W drodze powrotnej przyśnił im się Anioł, który nakazał im wrócić do domu inną, niż tu przybyli, drogą.

W taki, jak dziś dzień, Kościół kładzie nam przed oczy taki właśnie opis zdarzeń. I tak też uwiecznił go na szkle (i przy pomocy szkła) średniowieczny artysta.
Witraż ten nie pochodzi jednak z katedry w Kolonii, która w sposób szczególny dedykowana jest przedstawionym na scenie postaciom*. 
To "pamiątka" z Tours, z jednej z niewielu (na pewno jest nią także ta, w Bourges) katedr, która nawet w czasach największego terroru nie utraciła swojej malowanej światłem szaty.


W katedrze kolońskiej natomiast napotykam miniaturę labiryntu. Figura z tej samej, co w Saint-Quentin i Chartres rodziny znajduje się jakby trochę na uboczu i w ukryciu, u dołu schodów prowadzących gdzie - nie wiem, może pod prezbiterium?

Labirynt. To prastare wyobrażenie ludzkiego losu, w symbolice chrześcijańskiej nie jest już postrzegany tak, jak jego odległy, antyczny "krewny". Nie wyobraża już ślepego fatum, niepokojącej i nieprzyjaznej człowiekowi siły, która bawi się nim, zastawiając na drodze rozmaite pułapki. W sztuce katedr labirynt staje się już całkowitą pewnością, że ani nie zbłądzi ani nie ustanie w drodze ten, dla którego światłem będzie wciąż na nowo, w sposób mistyczny rodzący się w człowieczej duszy, Chrystus.


Ten sam "motyw", choć już bardziej rozwinięty, niż ten w kolońskiej katedrze i ułożony nie z kosztownego materiału a chodnikowej kostki znajduję przed kościołem świętego Seweryna, 1500 metrów dalej.
Jest późne, sobotnie popołudnie. Kościół zamknięty z powodu trwających w nim i wokół niego prac remontowych. Na skraju kościelnego placyku stoi figura przedstawiająca piękne i noszące wiele imion dziewczę. Ponoć większość z nich, nie zaś, niestety materia, z której wykonano postać, odsyłała nas do wyrobów firmy Stollwerck.


A my?
Podczas, gdy nie świadomy niczego gołąb przemierza kolejne węzły labiryntu, a piękna Gerda częstuje odwzajemniających jej uśmiech przechodniów pralinkami z brązu - my wybieramy się w odwiedziny do Przyjaciół. Jedziemy do leżącej na obrzeżach miasta dzielnicy Hochenhaus.

Droga…
A na niej - Wy wszyscy!
Pozdrawiam Was, Których wtedy spotkałem!

* To właśnie sprowadzenie z Mediolanu (1164) relikwii Mędrców uczyniło z Kolonii trzeci co do znaczenia w Europie Zachodniej, po Rzymie i Santiago de Compostela, ośrodek pielgrzymkowy, zaś katedra zawdzięcza im swój dzisiejszy kształt.
Podlinkowane, łacińskie teksty pochodzą z liturgii Mszy świętej na uroczystość Objawienia Pańskiego.
Dla wytrwałych - "bonus". Z tej samej Mszy - Introit.