Rouen

Rouen

czwartek, 28 lipca 2022

Camino - zapowiedź wtóra...

Zbyt wiele było w tym roku jakubowym „jakubowych” koincydencji, by uznać je za przypadkowe, za traf, grę ożywiającą wyobraźnię, a której zasady zmieniała pojawiająca się na horyzoncie mgła... jak dwa lata temu. Zbyt wiele znaków (także drogowych), by je zignorować, by zawrócić, skręcić „przed”, wbrew i poddać pomysł, który rodził się zimą, kiedy śnieg sypał z góry, a sól z odśnieżarek.



Wybieramy się w Drogę, która niesie ze sobą wyzwania większe i inne zgoła, niż dotychczasowe, a która (nie ma na tym świecie rzeczy doskonałych) na kolejny rok przesuwa zamknięcie innej drogi, innego planu, o słodko brzmiącej nazwie: Korona Katedr. Więc z uwagi na wciąż jeszcze (to ograniczenie ustanie za rok) obowiązujący mnie limit czasu ominę szczyty-wieże katedr Carcassonne i Narbonne oraz miasto Tuluzę, po lewej stronie zostawiając katarską wioskę Montaillou, a po prawej, Béziers, którego, odbudowana na romańskich fundamentach, gotycka katedra tak dramatycznie związana jest z historią miasta i losami jego mieszkańców.

Nie zdobędę także urzekającego widokiem i dech zapierające temu, który odważyłby się tam dostać inaczej, jak autem - opactwa Saint-Martin Du Canigou. Ale to nie opłakiwanie strat jest przedmiotem tej pieśni.


Droga poprowadzi mnie wprawdzie przez wąwóz, ten sam, w którym wciągnięty w zasadzkę ze swoim oddziałem ginie Roland; przez wioski, których mieszkańcy jeszcze X wieków temu nie przebierali w środkach, by zniechęcić pielgrzymów do pomysłu przeprawy przez góry, jednak tym razem żadnych zagrożeń, wyjąwszy te, które "od środka" (a więc bardziej zdradliwe, niż górskie przełęcze) mogłyby zniweczyć plan dotarcia do grobu Apostoła, obawiać się nie muszę.


Bilety zakupione. Trzeba nam tylko przejechać przez Walonię (inną, niż dotychczas, bardziej rowerową drogą), a później pociągiem z kilkoma przesiadkami do granicy z Hiszpanią, do Saint-Jean-Pied-De-Port. A stamtąd, to już "z górki”…

O ile mnie oczywiście wcześniej pod "nią" wepchniecie. Ja w zamian poniosę ze sobą coś od Was. O ile okażę się godny zaufania…

Taka wymiana...

Innej ta Droga nie uznaje.


Bo nie jadę tam dla widoków, które widziałem na zdjęciach i filmach w trakcie przygotowań. Bo to prawda, że mogą urzec i zniewolić swoim pięknem:

- szczyty Pirenejów…

- pagórki Navarry...

- winnice Riocha...

- równina Meset...

- pola doliny Bierce...

- zielone wzgórza Galicji…

- wody zatoki Biskajskiej...


To wszystko będzie tylko przystawką dla Drogi; tak, Drogi, bo to jedyna droga, o której mówi się, że jest celem. I jeszcze, że to nie pielgrzym ją pokonuje, ale to Droga ma pokonać pielgrzyma.

Choć jeszcze tego nie rozumiem...


Camino Frances (tam) i Camino del Norte (droga powrotna).

Na rowerze.

Z wiatrem i pod.

Tam i z powrotem...