Rouen

Rouen

wtorek, 24 maja 2016

Zapowiedź druga.

Kiedy pytasz mnie, po co ten cały "Zachód" i dlaczego wyprawiam się do jego Portów w taki - i tu przyznam Ci rację - nieco naiwny sposób (niczym Pan Maluśkiewicz w łupinie orzecha), nie wiem, co Ci odpowiedzieć. I nie dlatego, że nie wiem, dlaczego. Kiedy bowiem myślę o tym - wiem, o czym myślę; ilekroć jednak próbuję wyrazić myśl przy pomocy słów, efekt końcowy nie przekonuje nawet samego mnie.
Pozwól więc, że objaśnię Ci to słowami kogoś, kogo (z pewnością) dobrze znasz i może, jak ja - podobnie cenisz.

XIX
Czy widzicie, jak ludzie ze wszystkich krajów świata gorączkowo szukają kamiennych arcydzieł, których tworzenia już zaprzestaliście? Tych spichlerzy dla serc i dusz? Czy widział kto człowieka wędrującego po świecie, aby obejrzeć składy towarów? Prawda, że człowiek korzysta z towarów, ale po to, żeby żyć, i okłamuje sam siebie, jeśli sądzi, że ich to przede wszystkim pragnie. Podróże co innego mają na celu. Widziałeś, jak ludzie jeżdżą tu i tam. A czy zastanawiałeś się, w jakim celu? Czasem istotnie chcą zobaczyć cudownie piękną zatokę albo górę o zaśnieżonym szczycie, albo jakiś wulkan coraz grubiej pokryty warstwą swoich wydzielin; ale przede wszystkim chcą oglądać owe zatopione nawy, które wiedziały, gdzie wiozą człowieka.


Zwiedzają je zatem i obchodzą dokoła, marząc nieświadomie, że weszli na pokład i ruszają w podróż. Albowiem oni nie jadą donikąd. A te świątynie nie wypełniają się już ludźmi, których uwożą i przemieniają w jakiś szlachetniejszy gatunek człowieka, gdy stają się niby kokon, z którego wyleci motyl.


I dlatego wszyscy ci zwiedzający obchodzą wokół taką pogrzebaną świątynię, szukają czegoś, oglądają i chodzą po wielkich nagrobnych płytach, tak wytartych krokami, że już lśniących; zagubieni w lesie granitowych filarów, słuchają jak w dostojnej ciszy odzywają się echem ich samotne głosy, i sądzą prostodusznie - podobnie jak historycy - że uczą się tutaj; a przecież przyśpieszone bicie ich serc mogłoby im powiedzieć, że krążąc wśród filarów z sali do sali i z jednej nawy do drugiej szukają jednego: kapitana; i że wszyscy, nie znając go, z dygocącym sercem wołają o pomoc, która nie przychodzi, czekają na przemianę, ale nadaremno, i z powrotem zapadają w głąb własnego losu, bo nie ma już nic poza świątyniami martwymi, na pół zasypanymi piaskiem, nic poza statkami, które poszły na dno, a zapasy ciszy i cienia, które się w nich kryją, nie są zabezpieczone; i woda sączy się do wewnątrz ze wszystkich stron, przez zawalone sklepienia ukazując wielkie arkady błękitnego nieba czy przez szczeliny murów wraz z sypiącym się piaskiem. I czują głód, i jest to głód, który nie będzie zaspokojony.
...
A wielcy staniecie się tylko wtedy, kiedy kamienie, w które przelewacie waszą moc (…) staną się fundamentem i schodami wiodącymi do Boga, statkami, które ku Niemu ludzi wiozą.


A potem karawana rusza. I w tym kokonie, jakim jest karawana, coś się po kryjomu przepoczwarza, w ciszy, w ślepym mroku, zwątpieniu i bólu, gdyż wszelka przemiana jest bolesna. Wtedy już nie trzeba uniesień ale wiernego trwania, które już nawet nie rozumie, i niczego od siebie nie czeka - ten, którym byłeś wczoraj, musi bowiem umrzeć.

Antoine de Saint-Exupery. Twierdza.
Na zdjęciach katedra Św. Piotra w Troyes.

poniedziałek, 23 maja 2016

"Korona Katedr". Epizod V.

Maj, Roku Pańskiego 2016.
Zapowiedź pierwsza.

"Szaleńczy plan odwiedzenia wszystkich gotyckich katedr Francji", cykl zainspirowany lekturą “Kamienia z katedry”*, rok temu na mój własny, skromny użytek nazwany "Koroną Katedr”**, wchodzi oto w ostatnią fazę przedwyjazdowych przygotowań. Tyle, że wszystko, co na obecną chwilę możemy jeszcze uczynić, to umiejętnie spakować wszystkie użyteczne w drodze przedmioty i nie zapomnieć o zabraniu biletu na pociąg (a także, choć nie lubię jeździć w tym czymś - kasku). Pozostałym zaś (przedmiotom), dla których miejsca tym razem zabraknie, z właściwą nam łagodnością wytłumaczymy, że (może) za rok…

Więc kiedy już nic, zupełnie nic, żadna choćby najbardziej wymyślna tortura (np. z użyciem trenażera) czy ćwiczenia na podjazdach w “outdorze", stanu naszej formy już nie poprawią, możemy tylko przyjrzeć się walce, jaką toczą ze sobą rzeczy o miejsce w sakwach (i na bagażniku) i dopingować tym (maszynka do golenia, hmmm - czy koniecznie?), które w drodze będą potrafiły odwdzięczyć się za trud ich dźwigania.

I wtedy myślę sobie o tym, o ile prostsze było kiedyś podróżowanie. Brałeś na plecy tobołek, do środka wrzucałeś kilka (naprawdę) koniecznych przedmiotów, przypinałeś zrolowany koc - Matyldę i w drogę. Jednak prawda o mojej wyprawie jest nieco inna, niż ta tutaj  opowiedziana charakterystycznym, nieco przydymionym (marlboro-whiskey-tenor) głosem Toma. Jednak mimo wszystkich wyśpiewanych w tej piosence, a dzielących nas różnic, skromność podróżnego wyposażenia bohatera, budzi w takich, jak ten momentach dziwną i nie dającą się zaspokoić tęsknotę.

A "tobołek" i “Matylda" naszej tegorocznej wyprawy to: 2 komplety rowerowej bielizny, zestaw gotowych obiadów (Advetures Food), kubek, garnek, grzałka, palnik gazowy, namiot, karimata, obuwie na zmianę, no i wszystkie zdobycze współczesnej techniki: nawigacja, telefom, aparat fotograficzny, ładowarki, kable, przedłużacze i inne, słowem - rzeczy, bez których z (obcego) miasta trudno nie tylko wyjechać ale i po dotarciu doń w nim się odnaleźć i poruszać.


W drodze towarzyszyć mi będą siostry zaginionej rok temu (w Bayeux) Ardenne Bleu, o jakże wdzięcznych imionach - Matylda Pierwsza i Matylda Druga. Obie, poza pozowaniem do zdjęć, wypowiadaniem wojny o Ardeny i zawieraniem pokoju, oczywiście na naszych warunkach, nie będą miały specjalnych obowiązków, więc można słać im pozdrowienia i słowa otuchy. Oczywiście ja będę pierwszym, który je przeczyta, więc proszę bez nadmiernej wylewności, bym się za bardzo nie wzruszył.
Zeszłoroczne doświadczenia nieco ostudziły nasz zapał do składania bezpośredniej relacji z drogi a zarazem nakłoniły do skorzystania z prostszego a mniej zobowiązującego rozwiązania.
W tym oto miejscu każdy będzie mógł zobaczyć krótkie sprawozdanie lub wywołać sobie zdjęcie z miejsca, kiedy się już w nim sam odnajdę.
Zapraszam.


* Z.Herbert. Barbarzyńca w ogrodzie. Kamień z katedry.
** Prawda, że jestem skromny? Ale jest też tak, jak powiedział kiedyś Krzysztof Wielicki, zdobywca korony Himalajów i Karakorum  - koronę lepiej mieć niż jej nie mieć...