Rouen

Rouen

środa, 24 kwietnia 2024

Tuluza. Katedra Św. Szczepana.

Św. Szczepan w Tuluzie (Cathédrale Saint-Étienne), to najbardziej chyba zadziwiająca z katedr, jakie spotykam na tegorocznej trasie. Ostatnia w kolejności i wyjątkowa zarazem. Jej fasada i brak symetrii osi portalu względem nawy głównej (która tak naprawdę okaże się chórem), widać już z daleka, kiedy zatrzymuję się u wlotu biegnącej w kierunku Placu Saint-Etienne i katedry - Rue Croix-Baragnon. 


Kiedy kilka lat temu zobaczyłem ją na zdjęciach, pomyślałem, że to błąd edytora, bo katedra gotycka nie może być aż tak…że to jakiś żart, awangarda, neogotycka fasada dworca kolejowego, budynek poczty, wszystko, - tylko nie katedra! 

Całość wygląda tak, jak gdyby dwie ekipy, które jednocześnie rozpoczęły prace, jedna od wschodu, druga z miejsca, w którym stoję, odgrodzone przegrodą nie widziały postępu swoich prac.

Wszystko stanie jasne, kiedy z powyższego zdania usuniemy słowo „jednocześnie”. Tak, bo katedra rosła i dojrzewała w długim procesie. Jest syntezą dwóch stylów: romańskiego i gotyckiego. Niedokończoną jednością...



A było tak.

Pierwsza świątynia została ufundowana w III w. przez św. Saturnina, pierwszego biskupa Tuluzy. Była o nim już mowa wcześniej. Pierwszą wzmianką informującą o ustanowieniu kościoła katedrą jest dekret Karola Łysego z roku 844.

W czasach reformy gregoriańskiej, w roku 1078, biskup Isarn rozpoczął budowę nowego kościoła (wg innych - przebudował istniejący). Nowa świątynia miała spełniać funkcje nie tylko liturgiczne, ale - nawiązując do tradycji południa i toczących się w Langwedocji sporów o prawa własności  - także obronne.


W roku 1210 roku biskup Fulko podjął decyzję o przebudowie nawy katedry. Podwyższył boczne ściany romańskiego kościoła i przedłużył katedrę o dodatkowe przęsło w kierunku zachodnim. Przęsło zamyka ażurowa fasada z rozetą o wyraźnych wpływach architektury Cystersów, z których wywodził się arcybiskup.


W 1270 roku kolejny biskup Tuluzy, Bertrand de l'Isle-Jourdain już w pierwszym roku sprawowania urzędu podejmuje się budowy nowej, trójnawowej świątyni, już w stylu gotyckim. Po zburzeniu absydy starej katedry biskup przystąpił do budowy ogromnego chóru, dwukrotnie szerszego i dłuższego od starej nawy. Widoczne na zewnątrz, potężne przypory miały pozwolić wynieść i utrzymać sklepienie nawy na wysokość 40 metrów! Gdyby ten plan się powiódł, miasto otrzymałoby katedrę porównywalną rozmiarami do tych w Reims, czy Amiens.

Skąd wziął się pomysł budowy nowej świątyni? W roku 1274 Hrabstwo Tuluzy stało się już częścią domeny królewskiej i oczywistym było, że należało dać temu stosowny wyraz. Zaawansowane prace spowolniła jednak śmierć biskupa w roku 1286.


W pierwszej połowie XIV wieku sklepiono kaplice boczne oraz obejście, a w 1518 roku zakrystię.

Ostatecznie budowa kończy się w miejscu, w którym miał powstać transept, czyli nawa, oddzielająca część przeznaczoną dla duchowieństwa od reszty świątyni. Tu łączy się ona ze starą, romańską częścią. 


Kilka lat po ukończeniu (przerwaniu) prac, w roku 1609, wybucha groźny pożar. Zniszczenia są duże, ale świątynię udało się uratować. Budowę ołtarza głównego z monumentalnym przedstawieniem męczeństwa patrona, św. Szczepana, ukończono w roku 1670.

W latach 10. XX wieku ponownie wrócił pomysł dokończenia katedry, lecz plan ten szybko upadł.



Jest piękne, słoneczne popołudnie. Stoję na placu Saint-Etienne. Starą, romańską fasadę, za którą kryją się trzy przęsła niezbyt wysokiej nawy, zamyka piękna rozeta. Rozeta, choć to jedno okno, to jednak dwoje oczu. Jedno z nich - to, od strony placu - z lekko przymkniętą od nadmiaru światła, powieką.

Drugie, co widać dopiero, kiedy przekroczymy próg, to delikatna struktura tworzących jego powierzchnię, jakby siatkówkę, połączeń. W drobnych taflach szkła, jak naczynkach tęczówki, odbija się mapa Nieba.

Modicum, et videbitis Jeszcze chwila...








niedziela, 21 kwietnia 2024

Tuluza. Konwent Jakobinów - Sztuka cenniejsza, niż złoto...

Konwent tworzą kościół, klasztorny krużganek, kapitularz z refektarzem i kaplica. I nie będzie przesady w stwierdzeniu, że już sam tytuł książki Jana Białostockiego, opowieść o historii sztuki średniowiecznej, starczyłby za przewodnik po miejscu, którym dom Zakonu Braci Żebrzących - od imienia założyciela zwanych Dominikanami - był w czasach swojej świetności.


Budowę konwentu rozpoczęto w roku 1229, ukończono w 1385. Patronem świątyni jest najwybitniejszy przedstawiciel męskiej gałęzi zakonu, najsubtelniejszy z doktorów Kościoła - św. Tomasz z Akwinu. Papież Urban V, zarządzając tu w roku 1369 translację relikwii św. Tomasza tak uzasadnił swoją decyzję: „Tak jak znakomity święty doktor olśniewa wśród wszystkich pięknem swego stylu i zdań, tak kościół w Tuluzie jest najpiękniejszy spośród wszystkich [kościołów] braci kaznodziejów”...



Relikwiarz św. Tomasza znajduje się w centralnym miejscu (zdesakralizowanej już dziś) świątyni. Jednak to, co widzimy dziś, jest zaledwie „resztą”, miniaturą dawnego, wzniesionego w epoce kontrreformacji mauzoleum. Jego wygląd znamy wyłącznie z zachowanych opisów i rycin. Całość, mierząca w podstawie 10 m szerokości i 20 m wysokości! wykonana była w kamieniu, wzmocniona polichromowanym marmurem i złoconym drewnem, ozdobiona kolumnami, obeliskami i licznymi posągami.

Kiedy w roku 1628 odsłonięto mauzoleum, współcześni byli pod wrażeniem nie tylko rozmiarów, ale przede wszystkim bogactwa materiałów i pomysłowości planu.

Odwiedzający w następnym stuleciu kościół benedyktyni, dom Edmond Martène i dom Ursin Durand uznali, że grób św. Tomasza z Akwinu jest najpiękniejszą ozdobą świątyni. „Jest tak urządzony, że czterech księży może tam odprawiać mszę przed relikwiami Świętego, przechowywanymi w dużej, złoconej kapliczce, której wykonanie przewyższa materiał…".

Jednak byli i tacy, jak ojciec Jean Baptiste Labat, który oświadczył, że wprawdzie „najpiękniejszą rzeczą [w świątyni] jest mauzoleum św. Tomasza z Akwinu… jednak „ jest ono nieco zbyt przeładowane ozdobami”.

- No cóż, - barok, chciałoby się dodać...


W trakcie kończących się, przypadających na 600. rocznicą śmierci św. Tomasza (1974) prac renowacyjnych świątyni, główny architekt zabytków, Yves Boiret, stworzył projekt nowego ołtarza głównego. Został on umieszczony w miejscu pierwotnego, rozebranego przez wyznawców „religii" rozumu, kultu równości i (nowego) porządku.



Również o samym konwencie istnieje kilka wymownych świadectw.

Prosper Mérimée, będący w 1845 r. generalnym inspektorem zabytków pisał: „Właśnie po raz pierwszy zobaczyłem kościół dominikanów. To godne podziwu dzieło. Ogromny kościół o dwóch nawach oddzielonych ogromnymi filarami o niewiarygodnej wysokości (28 m!) i lekkości; jeszcze odważniejszy i bardziej elegancki jest kapitularz; duży krużganek z marmurowymi kolumnami, malowanymi sklepieniami, szereg kaplic z bardzo ciekawymi freskami”.


Także Hippolyte Taine (1865) był pod wrażeniem budowli: „Kościół jest arcydziełem najbardziej oryginalnego stylu. Podzielony jest na dwie nawy rzędem ogromnej wysokości, wyglądających jak pień palmy, kolumn. Na tej delikatnej konstrukcji, jakby gałęziach, podtrzymuje się całe sklepienie. Ostatnia kolumna, to wiązka dwudziestu trzech żeber. Tak wysokie, tak proste, tak białe z koroną w postaci czarniawych łuków, ginących w bieli ścian, kolumny wydają się być jak pokaz sztucznych ogni lub fontanna wody. Nie możemy sobie wyobrazić nic bardziej eleganckiego”.


Tuluza. Konwent Jakobinów. Europa katedr i uniwersytetów, i sztuki cenniejszej, niż złoto...

I świętych…!

















wtorek, 16 kwietnia 2024

Tuluza. Bazylika św. Saturnina.

Bazylika Saint-Sernin, to romańska świątynia, zbudowana na planie krzyża. Jej patronem jest jeden z 7 apostołów Galii, i pierwszy pasterz wspólnoty starożytnej Tuluzy, św. Saturnin. Poniósł śmiercią męczeńską za panowania Decjusza, odmówiwszy złożenia ofiary Jowiszowi. Przywiązany do byka i ciągnięty wzdłuż miejskiego traktu oddał ducha Panu w roku 250.


Nie sposób ustalić dokładną datę rozpoczęcia budowy dzisiejszej świątyni. Jeśli w roku 1096 miała miejsce konsekracja ołtarza, to prace uwieńczone zamknięciem chóru musiały rozpocząć się znacznie wcześniej. Przyjmuje się, że było to między rokiem 1070 a 1080. Koniec prac datuje się na wiek XIII. Jak w Carcassonne, tak i tu świątynię „poprawiał” w latach 1860-1879 profesor paryskiej École des Beaux Arts, architekt, konserwator (i mason), Eugene Viollet-le Duc. Pan Inżynier zarządził wówczas m.in. wymianę dachu i przebudowę absydy. Do dziś trwają prace, których celem jest przywrócenie pierwotnego wyglądu świątyni, w tym usunięcie późniejszych dodatków...


Kościół zbudowany jest z cegły, typowego dla południa nie tylko Francji, materiału. Mieszkańcy docenili właściwości cegły kilka wieków później (1463) po wielkim pożarze, który doszczętnie zniszczył miasto. Od tamtego czasu większość budowli, nie tylko reprezentacyjnych, jak Capitol, wznoszono już na cegle.


Świątynia nie jest budowlą jednolitą. W trakcie trwających ponad 100 lat prac wyróżnia się cztery (wielkie) kampanie budowlane. Za taką teorią przemawia różny i właściwy dla każdego etapu rodzaj budulca. W pierwszej fazie budowy był to głównie kamień. Drugi etap charakteryzował się naprzemiennym stosowaniem cegły i kamienia. Widoczna i znacząca inną fazę budowy jest też zmiana stylu zdobień kapiteli wewnątrz świątyni. W ostatniej kampanii używano już wyłącznie cegły. Widać to w najpóźniej ukończonym - zachodnim portalu, od którego chcę zacząć zwiedzanie. Jednak tam, gdzie spodziewałem się znaleźć wejście, na całej szerokości, - a jest to na prawdę kawał ściany(!), zawisła maskująca wspomniane wyżej prace, siatka.



Wejdę więc od strony południowej przez Porte Miègeville, niewielką, ale za to wyjątkowej urody bramę. Stanowi ją misternej roboty i wyjątkowej urody tympanon. Przedstawia on wstępującego do nieba, adorowanego przez 6 aniołów, Chrystusa. W dolnym pasie fryzu artysta przedstawił postaci 12 Apostołów. Tympanon jest uważany za jeden z najstarszych (koniec XI w. lub najpóźniej rok 1115) i najpiękniejszych rzeźb architektury romańskiej.


Bazylika z racji swojego położenia na Camino, czyli szlaku św. Jakuba (jesteśmy właśnie na jednej z czterech, prowadzących przez Francję ścieżek - via Tolosana) jest klasycznym kościołem pielgrzymkowym. Ma pięć naw, z których boczne, ale nie te skrajne, pozwalają na (procesyjne) obejście ramion transeptu i prezbiterium, i odwiedzenie krypty z relikwiami św. Saturnina bez zakłócania odbywającej się w nawie uroczystości. Obejście, to ciąg pięciu promienistych kaplic. Uzupełniają je dodatkowo 4 na wschodniej ścianie transeptu, po dwie z każdej strony nawy.

Rozmiary kościoła są imponujące: długość środkowej nawy - 115 m, szerokość w ramionach transeptu - 64 metry!

Jednak bazylika, to nie tylko wielkości mierzone w metrach czy ilości przęseł (od prezbiterium do organowej empory jest ich 12). To także ogromna „kolekcja” relikwii Świętych. Mamy tu 128 przedstawicieli Nieba, w tym 6 Apostołów!. Większość relikwii podarował kościołowi jeszcze Karol Wielki. Relikwie przechowywane są w misternej roboty szkatułach. Relikwiarze późniejszych świętych mają już formę bardziej współczesną, popiersia z małym wizjerem na fragment relikwii.

Już św. Trofim w Arles, który jest początkiem i pierwszą stacją via Tolosana, gromadzi wyjątkowych rozmiarów kolekcję relikwii, ale tu mamy już całą „akademię” bohaterów wiary!


Charakterystycznym elementem bazyliki jest jej dzwonnica. Wzniesiona nad skrzyżowaniem nawy z transeptem i zakończona dobudowaną w XV wieku iglicą wieża wyposażona jest w 21-dzwonny karyllon.


Mimo zapiekłej w czasach „wieku rozumu” pasji niszczenia wszystkiego, co katolickie, bazylika ocalała i wciąż pozostaje niezwykłym świadectwem geniuszu ludzkiego umysłu i ducha. To z natchnień umysłu przenikniętego wiarą w Boski porządek rzeczy zrodzi się (późniejsza) Europa katedr i uniwersytetów.

Ku tej pierwszej właśnie zmierzam; drugi, - uniwersytet z wydziałem teologicznym, prawa kanonicznego i cywilnego, a chwilę później - także sztuk wyzwolonych i medycyny, powstaje w Tuluzie już w roku 1229...


















niedziela, 14 kwietnia 2024

Tuluza. Ćwiczenia z pamięci...

Czwartek rano. Pociąg do Tuluzy. Na każdej kolejnej stacji dosiadają się nowi pasażerowie. Robi się coraz tłoczniej i choć jestem w części przeznaczonej dla rowerów, zaczynam się czuć coraz mniej komfortowo. W końcu jest! Tuluza, dworzec. Państwo idą do pracy, a ja szukam miejsca na wypicie porannej kawy.



Sobota, poranek, niemal rok później. Siedzę nad kartką papieru i przypominam sobie tamten czwartek. Zdjęcie. Na wystawionym na ulicę stoliku śniadanie. Przyniósł mi je kelner, który mimo wczesnej pory (była dopiero 8 rano) miał już sporo klientów.

Patrzę dziś na ten rogalik, szklankę pomarańczowego soku i kawę (którą będę musiał podwoić), i myślę o tym, co wydarzyło się później, między śniadaniem a gorączkową próbą znalezienia wjazdu na dworzec, który nagle zginął mi z ekranu nawigacji; między celebrowaniem porannego posiłku, a lękiem, że oto ucieknie mi ostatni pociąg do Bordeaux...



Tuluza, miasto poczęte z cegły.

Jeśli jest jakaś barwa, która będzie mi przypominać pobyt w Tuluzie, będzie to róż. A właściwie - jego odcienie. Może cielisty, albo ten, barwiący świt. Tak, bo cegła w Tuluzie jest niezwykła. Nie ziemisto-czerwona, brązowa, karminowa czy inna, palona. Niezwykły jest także jej kształt i ułożenie.

Na cegle stoją wszystkie najważniejsze budowle miasta, w tym „moje”: bazylika św. Saturnina - największa ceglana budowla romańska na kontynencie, kościół i klasztor Dominikanów (znany też jako kościół Jakobinów) oraz kościół miasta - katedra św. Szczepana (Saint-Etienne).


Tuluza. Obraz miasta, ułożony z okruchów pamięci...

wtorek, 9 kwietnia 2024

Do Tuluzy...

Opuszczam Carcassonne. Ucichła już emocjonalna burza, jaką wywołało (chwilowe) zniknięcie plecaka. Nie czekając finału miłosnej opowieści chłopca z gitarą (z wiadomych przyczyn nie podejmę się mediacji w jego staraniach o rękę pięknej Gryzeldy), rzucam grosz i bonne chanse śpiewakowi, i ruszam przed siebie. Dziś jeszcze 50 km drogi brzegiem kanału du Midi.


Do Tuluzy jadę, miasta, leżącego w połowie liczącej ponad 400 km drogi wodnej - Kanału dwóch Mórz, łączącego Atlantyk z Morzem Śródziemnym. Tworzą go Kanał Południowy (Canal du Midi) o długości 240 km, łączący Tuluzę z Morzem Śródziemnym i Kanał Garonny (Canal Lateral de la Garonne) o długości 193 km. Ten drugi łączy Tuluzę z Atlantykiem i na całej swojej długości biegnie niemal równolegle do koryta rzeki. W pewnym momencie (w Agen) kanał „krzyżuje się” z Garonną i przez chwilę żegluga odbywa się w zawieszonym między niebem a lustrem rzeki, imponujących rozmiarów kamiennym akwedukcie.


Tuluza będzie też ostatnim przystankiem na mojej tegorocznej trasie. Stąd, przez Bordeaux i z noclegiem na położonym na obrzeżach miasta kempingu (ach! te „miejskie" kempingi!) pojadę do Brestu.

- A stamtąd?

- Oczywiście, na zasłużony wypoczynek.

- Dokąd?

- „Jest Wyspa morza kołyska…"




A dziś jeszcze odbijam ze szlaku, skręcam w lewo i na chwilę zatrzymam się w Bram. To miasto i gmina położona w północno-zachodniej części departamentu Aude, bogatego w żyzne i wyjątkowo urodzajne ziemie, nazywane spichlerzem Langwedocji. Centralnym miejscem starego Bram, jeśli spojrzeć na miasto z nie budzącej już lęku wysokości, jest kościół św. Juliana i Bazylisy. Otoczony koncentrycznym, potrójnym rzędem zabudowy i wąskich uliczek kościół rozczaruje mnie: ciemny i zaniedbany, sprawia wrażenie opuszczonego. Poza dwoma osobami, zdaje się miejscowymi, które spotkały się tu w innym, niż ja celu, żadnego śladu życia.


Jadę dalej, na nocleg. Ale nie do Castelnaudary, stacji kolejowej, z której jutro rano wsiądę do pociągu jadącego do Tuluzy. Nie dam sobie odebrać tej małej przyjemności, jaką jest „żegluga" pośród budzącego się o świcie u brzegów wody, życia.

Godzina, w której otwierasz rękę swą, o Panie i karmisz nas do syta…



Za zakolem jednej ze śluz, 7 km przed Castalnaudary znajduję kawałek trawy i tam rozbiję obóz.

O 4:45, na kwadrans przed umówionym czasem - obudzi mnie deszcz. Spakuję się na tyle sprawnie, że kwadrans później jestem już w drodze. I wtedy też, jak na skinienie niewidzialnej dłoni, deszcz ustaje…

wtorek, 26 marca 2024

„Klejnotem miasta jest jego świątynia…"

Autorem tych słów jest żyjący w XIX w. Jules de Lahondès, francuski historyk, autor wielu prac o architekturze Langwedocji. Czy zapytany dzisiaj o Carcassonne, wskazałby na dawną katedrę św. Nazariusza? Sądzę, że bez wahania.

Dawna katedra? Tak, bo po przeprowadzce (1801) biskupa do położonego po drugiej stronie rzeki Aude kościoła św. Michała, stał się św. Nazariusz już tylko kościołem parafialnym. Podjęta pół wieku później renowacja Cité Médiévale przywróciła wprawdzie świątyni dawny blask, jednak pierwszeństwa pośród kościołów diecezji św. Nazariusz już nie odzyskał. W roku 1898 papież Leon XIII nadał świątyni tytuł bazyliki mniejszej.


Kamień węgielny pod założenie, które w niezmienionym kształcie reprezentuje romańska część nawy położył papież Urban II, odwiedzając Carcassonne w trakcie pamiętnej kampanii na rzecz I Krucjaty (1096). Prace, dzięki wykorzystaniu spoliów, czyli fragmentów „pierwszej” świątyni z X wieku ukończono dość szybko, bo już na początku wieku XII.


W czasach świetności miasta, czyli w połowie XIII w. na zlecenie biskupa Guillame Radulpha rozpoczęto przebudowę katedry w „obowiązującym” już w całym Regnum Francorum, - „nowym” stylu. Budżet oraz ograniczona murem obwarowań przestrzeń sprawiły, że regotyzowano tylko wschodnią część świątyni. Dzieła dopełnił geniusz przybyłego z północy architekta, który harmonijnie łącząc ze sobą dwa tak różne style, ocalił jedność budowli.

I oto wchodząc przez romański portal do romańskiej nawy widzę gotycki chór i transept…! 

Klejnot? Raczej dwa w jednym. Perła i diament w jednej oprawie!


Nie wiemy, jak w poł. XIX w. wyglądało dawno już opuszczone Cité. Jeśli jednak poważnie rozważano jego rozbiórkę, stan ten musiał być niewesoły. Kiedy już zwyciężyła opcja restauracji, prace powierzono wspomnianemu już inżynierowi z Paryża. Warto w tym miejscu nadmienić, że program „naprawczy” Viollet-le-Duc’a, bo o nim mowa, zakładał dość dużą dowolność w odtwarzaniu utraconych fragmentów budowlanej materii:

„Restauracja budynku nie polega na jego utrzymaniu, reperacji albo przerobieniu. Chodzi o jego całkowitą odbudowę, choćby miał zupełnie nie przypominać swego pierwotnego wyglądu.”


Nic dziwnego, że tak sformułowany program budził kontrowersje i głosy sprzeciwu znacznej części środowiska.

Być może oktagonalne wieże flankujące transept i łączące go z romańską nawą nie są wymysłem pana Inżyniera, jednak przekonanie, że wieńczące apsydę i górne partie muru kamienne balustradki, wieżyczki, czy zdobiące lico muru gargulce, - to już tak, - graniczy niemal z pewnością.


Wchodzę do katedry…

Cisza i światło. Ciszy strzeże gruby mur, źródłem światła są cudnej urody witraże chóru i zamykające ramiona transeptu rozety. Światła jest tu tyle (choć zamiast o ilości, należałoby mówić raczej o jakości), że przez chwilę nawet nie zauważam, że wciąż jestem w części romańskiej…


Klejnotem miasta jest jego świątynia…

Do dziś nie daje mi spokoju myśl, że tak niewiele brakowało, a byłbym go ominął!