Rouen

Rouen

czwartek, 7 marca 2024

Carcassonne. Katedra Saint-Michel.

Zamiast wstępu.

W którym miało być o smutku, co budzi się po powrocie do domu, kiedy raz jeszcze pochylam się nad mapą.

I o tym, że kiedy pojawiają się nowe wątki i treści (a pojawiają się), coraz boleśniej odczuwam prowizoryczność i niewystarczalność poprzedzających wyprawę przygotowań...

I o tym, że najbardziej boli wiedza, że niektóre miejsca opuszczamy bezpowrotnie…

Ale nie. Nie będziemy karmić Czytelników niewczesnym smutkiem chłopca na rowerze, bo to nie o nim, a o katedrze św. Michała jest wpis...


Carcassonne, 20 czerwca 2023.


Św. Michał to budowla jednonawowa ze sklepieniem żebrowym. Typowy przedstawiciel gotyku południowego, tzw. stylu langwedockiego. Nawa otoczona jest 12 kaplicami, po 6 z każdej strony i zamknięta dość dobrze doświetlonym chórem. Od strony zachodniej zamyka ją ściana z rozetą. Pod rozetą, przesłaniający ją niemal do połowy wysokości - prospekt organowy.

Budowę kościoła rozpoczęto ok. roku 1247, kiedy odbite z rąk wicehrabiego Rajmunda Rogera de Trencavela miasto (ach, któż wcześniej nie rządził tym miastem !) zostało włączone do domeny królewskiej. To wówczas, na lewym brzegu Aude, Ludwik IX założył fundamenty nowej twierdzy (Bastide Saint-Louis), zalążka późniejszego ośrodka miejskiego.

Na mapie obszar tego nowego założenia przypomina swoim kształtem sześciokąt. Katedra znajduje się na środku linii, wytyczającej podstawę tej figury. Wzdłuż południowej ściany kościoła wybudowano 100 lat później linię umocnień, - wał broniący mieszkańców Carcassonne przed atakami Czarnego Księcia.

Stojąc tu, w miejscu, z którego katedra wydaje się jeszcze niższa, niż po stronie przeciwnej, - choć zarazem idealnie wpasowana w okoliczną zabudowę, - widzę kamienną nawę w objęciach śluzy...

Lecz ten przepust i woda w nim - skamieniały. Już nie wypuszczą nawy... Stały się jedno...


Kiedy Cité Médiévale, a z nim cały system otaczających miasteczko fortyfikacji zaczął popadać w ruinę i zagrażać bezpieczeństwu, biskup Carcassonne podejmuje decyzję o opuszczeniu dotychczasowej siedziby, katedry św. Nazariusza i Celsusa i przeniesieniu jej w mury położonego w dolnym mieście kościoła parafialnego św. Michała.

Pół wieku później, w mieście pojawia się architekt i inżynier Viollet-le-Duc. Na polecenie Prospera Mérimée poprowadzi tu prace nad „rekonstrukcją” Cite i otaczającego wzgórze, pierścienia fortyfikacji.

Viollet podejmuje też prace, mające na celu przystosowanie katedry do aktualnej funkcji. Ujednolica elewację nawy, przebudowuje dzwonnicę i chór. Dodaje też, co staje się regułą wszędzie tam, gdzie się pojawia - rzygacze. Na koniec ozdabia katedrę malowidłami.



Katedra.

Wspominam moment wejścia na „pokład”, bo mało nie upadłem. Lecz pisząc - wejście, mam na myśli - zejście, gdyż po przejściu przez niewielkie i zdaje się, jedyne czynne drzwi od strony wąziutkiej rue Voltaire (zapraszamy pozostałych panów wieku Oświecenia rozumu) napotykam schody i z wrażenia... szukam poręczy!



Pierwszym, co podpada pod zmysły, to światło. Ale nie jego ilość czy barwa, a źródło. To zawieszone na niebieskich wstęgach lampiony. Z wyglądu przypominają coś, co za chwilę weźmie udział w pokazie latawców. I oby tak się stało, życzę... Pasują do wnętrza, jak przysłowiowa pięść. Oglądam zdjęcia katedry z lat wcześniejszych: nie ma ich. Widać, przyleciały niedawno...



Wzdłuż muru, po lewej i prawej jego stronie ciąg kaplic. Są to niewielkie zagłębienia w murze nawy, a w każdym - ołtarz. Wystroju dopełniają relikwiarze, inne mają tylko swoich patronów. W pasie clerestorium, czyli między sklepieniem a szczytem kaplic - okulusy. I tylko ten fragment muru, od tej jego wysokości zobaczę z tarasu wieży kościoła św. Wincentego, 400 m stąd na północ.


A z głośników płynie delikatna muzyka organowa na przemian z gregoriańskim chorałem. I być może - paradoksalnie - żaden inny rodzaj muzyki nie odda lepiej stanu klinicznej, dojmującej pustki francuskich kościołów...

Chorał - uszu kołyska, pierwszej miłości wyznanie...

...








poniedziałek, 26 lutego 2024

Carcassonne...

Kto choć raz w życiu nie słyszał tej nazwy: Carcassonne…!

Ileż chłopięcych wyobraźni rozpalał widok wyniesionej ponad okolicę i schowanej za podwójnym rzędem murów i baszt, twierdzy.


Ileż to razy rycerze na plastikowych rumakach, takich ze zdejmowanym czaprakiem, stawali w szranki o rękę Iwony, Oli, Marysi - księżniczek z III a...



Kiedy już księżniczki powychodziły za mąż za zwykłych giermków, rycerze, - już nie plastikowych, a mechanicznych koniach, - wyjechali z miasta. Jedni poszli do pracy, inni oddali się studiom, jeszcze inni próbowali godzić pierwsze z drugim. Ci zaś, którym Carcassonne wciąż śniło się po nocach, stworzyli grę i nadali jej imię. Imię, nad którym dawno, dawno temu, długo nie chciało zajść słońce...

Carcassonne...



Ostatnie kilometry. Pogoda dopisuje. Linia na ekranie nawigacji skręca w prawo (na mapie odbija gwałtownie do góry) i już wydaje się, jakby miała ominąć miasto, gdy nagle skręca w lewo (na mapie gwałtownie opada) i dzieli się miastem z płynącą od południa rzeką Aude.

Aude zagarnia dla siebie wschodnią część miasta i ciesząc się krotko Twierdzą, jakby obiecanym łupem, kieruje się w stronę Zatoki Lwiej.

Ostatnia śluza na kanale. Jestem już w obrębie murów miasta. Podążam za linią. Rozglądam się w lewo, patrzę w prawo, jadę na wprost. Linia się kończy.

- No dobrze, ale gdzie katedra?

Drogę zamyka brukowana, z wąskim chodnikiem po drugiej stronie, jednokierunkowa uliczka. Mur.

- No, ale gdzie ta katedra??

Mur - to najwyraźniej kościół - jest niemal zespolony z chodnikiem. No, ale to miała być katedra, a nie „jakiś zwykły" kościół!?



Naprawdę, od miasta z takim zamkiem spodziewałem się czegoś więcej: lasu przypór, wysokiego muru, pary wież, a tymczasem oko bez żadnego wysiłku i pomocy z zewnątrz sięga szczytu nawy.

Na fasadzie zamykającego nawę muru - rozeta, niżej - fragmenty archiwolty, a pod nią czerwone, jak bordoskie wino - masywne drzwi. Projekt przebudowy z roku 1879, może pomysłu Eugène Viollet-le-Duc'a (lub któregoś z jego akolitów) niewiele zmienił w estetyce kościoła. Tak, św. Michał, którego na siedzibę obrał sobie w roku 1803 konkordatowy biskup, wcześniej był kościołem parafialnym! A więc „prawdziwa”, dawna katedra jest na zamku!

Co skłoniło biskupa do zamiany, będącej przecież ozdobą Cité, w części romańskiej, w części gotyckiej - katedry św. Nazariusza? Być może pogarszający się stan murów i zabudowy, która popadła w taką ruinę, że w połowie XIX w. na poważnie rozważano jej rozbiórkę. Na szczęście, dzięki zaangażowaniu wpływowych osób, podjęto decyzję o renowacji i odbudowie całego kompleksu.

 

Na jedynych, jak się zdaje, czynnych drzwiach, ale - o, zgrozo - zamkniętych, malutka kartka, a na niej: otwarte w godzinach 10-12 i 15-17. Uff!. Jeśli teraz pojadę na kemping, bo przecież zostaję tu na noc, zdążę wrócić na 15.

Jadę na drugi brzeg Aude wąskim, spacerowym Pont Vieux. W zatoczkach przęseł rozłożyli się na kartonach  miłośnicy psów ze swoimi podopiecznymi. Psy leżą spokojnie i z nadzieją spoglądają na przechodniów.


Kemping nie robi na mnie dobrego wrażenia. Wszystko, niemal każda potrzeba, podlega cennikowi i reglamentacji. Jest nawet stacja dokująca dla posiadaczy smartfonów. W zależności od nominału, po 10 lub 20 minutach zostaniesz lub nie - wyłączony. Oho, myślę sobie, dobrze, że mam gaz, bo ugotowanie wody na prądzie będzie tu pewnie niemożliwe. Ale jakiż brak konsekwencji w tej dystrybucji dóbr oczywistych: niektóre stanowiska w łaźni (kabina dla niepełnosprawnych i tzw. przewijaki) wyposażone są w gniazdka! To dobrze, - myślę, - gaz zostanie na nocleg w polu.


Kemping ma dwa standardy cenowe. Jeden droższy, dla miłośników ciszy, gdzie pole namiotowe oddalone jest od "centrum", czyli placu zabaw i tańszy, zapewne dla takich, jak ja, co to tylko na jedną noc. Dostaję mapkę, oraz "magiczną" kartę, która otworzy mi bramkę po 22. Mapka wysyła mnie na kwadrat, gdzie stoją już dwa inne namioty. Miejsca dosyć. Za żywopłotem, na którym rozwieszam sznur z praniem, domek z lokatorami i… dzieci.

Wieje ciepły wietrzyk. Do wieczora pranie będzie już suche, a i dzieci pójdą spać.


Jadę do św. Michała!


Źródło




niedziela, 4 lutego 2024

Narbonne. Saint Paul Serge. Bazylika, krypta i żaba...

Nie opuszczę miasta, jeśli wpierw nie odwiedzę jego pierwszej (w porządku czasu, nie - znaczenia) świątyni. To najstarszy kościół w Narbonne, kolegiata Saint Paul Serge, w roku 1953 przez Piusa XII podniesiona do godności bazyliki mniejszej. 

Fundamenty świątyni (pierwotnie była to kaplica na obrzeżach starochrześcijańskiej nekropolii) położono ok. IV w. w miejscu pochówku pierwszego biskupa miasta, Pawła Sergiusza. 


Wczesnoromańską świątynię przebudowano gruntownie ok. 1180 roku. Zniszczony na początku XII w. chór został odbudowany w 1224 r. pod kierunkiem opata Robaldusa (lub Robaldo). Trwające wówczas prace objęły przebudowę transeptu, nawy głównej i naw bocznych. Wówczas też w chórze kościoła umieszczono grobowiec i relikwie św Pawła. Prace zakończono w 1265 r.

by ponownie podjąć je w w. XV. Objęły one przebudowę m.in. nawy głównej.


Różnie oceniany bywa efekt tych prac. Nagromadzenie pod jednym sklepieniem elementów typowych dla obu dominujących w średniowieczu stylów, jednych (podobno) ma zachwycać, innych z kolei wprawiać w zmieszanie (rzekomą) dziwacznością.

Ja nie czuję się ani zmieszany ani zachwycony. Wolny od potrzeby wydawania sądów i opinii  dodaję do korony (moich) katedr kolejny kamień…

I co z tego, że szlif ścian nie jest tak doskonały, że nie ma tu przenikającego witraże światła czy blasku bijącego od złota i szlachetnych kamieni, jak w programie opata Sugera?

I co, że kamień nie tak strzelisty, a dekoracje kapiteli bardziej przemawiają do zmysłów, niż ducha? 

Surowe kryteria (czystości) stylu i czasu sprawią, że, jak wielu wcześniej, a listę tą mógłby otwierać choćby św. Remigiusz (Reims), św. Pawła nie znajdziemy na mapie gotyku. Nawet, gdyby wziął nas do trzeciego nieba...



Osobliwości stylu. Zaraz po przekroczeniu progu małego przedsionka wielkie zdziwienie: przeciwległe pary filarów na całej długości nawy związane są ze sobą - jak przęsła mostu - masywnymi łukami. Przyznaję, nie wygląda to zbyt efektownie. Widać jednak, że autor tego pomysłu powodował się tu pw. troską o stabilność konstrukcji ścian nawy. W Guingamp poradzono sobie z tym problemem bardziej dojrzale, na sposób „gotycki". Umieszczony w przestrzeni międzynawowej (!) łęk, choć jest widoczny, to jednak jego obecność nie zaburza przestrzeni.



Kim był patron świątyni? Autorzy średniowiecznych legendy upatrują w nim jednego z siedmiu apostołów Galii i pierwszego biskupa miasta. Inni idą jeszcze dalej i utożsamiają go z nawróconym przez św. Pawła Apostoła, rzymskim prokonsulem, Sergiuszem. Powoływanie się na tak starożytny autorytet miało za cel utrzymanie jedności biskupstwa Narbonne, którego granice sięgały aż po Tarragonę. Zabieg ten nie wytrzymał jednej próby czasu i już w I poł. V wieku w Tarragonie erygowano stolicę biskupią.

Najbardziej wiarygodną wydaje się być wersja, która ewangelizację Galii łączy z misją wysłanych w połowie III wieku z Rzymu 7 misjonarzy. Byli to obok Pawła: św. Gatien, który dotarł do Tours i jest patronem tamtejszej katedry, św. Sernin (lub Saturnin - ma „swoją" bazylikę w Tuluzie), św. Trofim (w Arles), Martial (Limoges), św. Austromoine (Clermont) i św. Dionizy (Paryż).


Niespodzianka?

Kryje się w półmroku lewej nawy, gdzieś w połowie jej wysokości. Smuga żółtego światła w szczelinie muru. To krypta, na odnalezienie której straciłem już nadzieję! To bowiem czego szukałem nie było, jak sądziłem wcześniej - wydzieloną częścią naziemnego cmentarza, a pozostałością galijsko-rzymskiej kaplicy grobowej z przełomu III i IV wieku, ukrytą tu właśnie, w murach św. Pawła!


Przewodniczka.

Pochodzi z Limoges. Uczy się tu, w Narbonne, a w czasie wolnym (to właśnie teraz!) odbywa studenckie praktyki. Otwiera przede mną stare, jak czas, wrota krypty. Tak oto otrzymuję niespodziewaną i całkiem dobrze władającą angielskim, a zarazem obeznaną z historią miejsca, przewodniczkę.


Wnętrze krypty.

Po chwili zostaję już sam sobie. Stąpam ostrożnie, bo choć światła tu pod dostatkiem, to miejsca niewiele.

Sarkofagi. Ich zdobienia w niczym nie przypominają tego, co zobaczymy w grobach pierwszych chrześcijan, w rzymskich katakumbach. Widocznym na płycie sarkofagu portretom zmarłych - zapewne była to jakaś znacząca rodzina - towarzyszą wyobrażenia Isis-Séléné i Sérapisa-Heliosa. Ale oprócz symboli, będących zaledwie przeczuciem Prawdy jest tu też i Dobry Pasterz - młodzieniec, niosący na ramionach owieczkę.

W otoczeniu bliższym i dalszym ścian krypty stoją amfory. Jedne potłuczone inne, zachowane w całości. Co robią w tym miejscu, do czego służyły?


"Staw" z żabą.

Przed wyjściem jeszcze krótka pogawędka z Przewodniczką i jeszcze jeden wątek. To kropielnica. Ach, jakież bogactwo ich odmian widziałem!

Na dnie stylizowanej na muszlę konchy, zanurzona do połowy w wodzie przysiadła… żaba. Lecz cóż to? Gdy przyjrzeć się z bliska, widać, że brakuje jej jednej z kończyn. 

Czy to celowy zabieg artysty, czy wypadek przy pracy? Niezależnie od odpowiedzi, już sama obecność żaby, mimo widocznego kalectwa - tak doskonała, zdaje się być tu nieco zagadkowa. Ryba, którą widywałem w wielu miejscach? O, tak! Ale żaba?!

A brak kończyny stał się pożywką dla wielu, niekiedy fantastycznych anegdot. Najbliższa - jak się wydaje - prawdy, łączy ją z aktem wandalizmu. Oto pewien człowiek namówiony został, by po już zakończonej podróży wrócić tu, gdyż wcześniej (rzekomo) ominął, nie wymienione z nazwy, dzieło sztuki. Arcydzieło, wręcz! Przybywszy, miast spodziewanego „cudu" widzi w kropielnicy kamiennego płaza! W akcie złości, sądząc, że padł ofiarą żartu, uniósł młotek i…



Żaba. Jeszcze jeden akapit.

W starożytnym Egipcie sądzono, że żaba powstaje z mułu Nilu albo z ziemi i widziano w jej ożywieniu na wiosnę symbol zmartwychwstania. Eucheriusz z Lyonu (IV/V w.), autor Pochwały samotności, powołując się na fragment z Apokalipsy św. Jana uważa żaby za wyobrażenie szatana oraz heretyków. Żaba polna ze względu na to, że potrafi znieść największy skwar, symbolizuje prawdziwego wyznawcę, który wytrzymuje wszelki ucisk i trud, jednak już gatunek wodny tego płaza porównywany jest do dzieci świata, które nie wytrzymują prób prześladowań…


Jadę do Carcassonne, gdzie mój mdły umysł do prawdy przez materialne rzeczy się wzniesie, a widząc to światło, wpierw pogrążony, raz jeszcze w górę się dźwignie (Suger).


Pokarm znajdę w drodze i odrobinie snu...