Rouen

Rouen

niedziela, 14 kwietnia 2024

Tuluza. Ćwiczenia z pamięci...

Czwartek rano. Pociąg do Tuluzy. Na każdej kolejnej stacji dosiadają się nowi pasażerowie. Robi się coraz tłoczniej i choć jestem w części przeznaczonej dla rowerów, zaczynam się czuć coraz mniej komfortowo. W końcu jest! Tuluza, dworzec. Państwo idą do pracy, a ja szukam miejsca na wypicie porannej kawy.



Sobota, poranek, niemal rok później. Siedzę nad kartką papieru i przypominam sobie tamten czwartek. Zdjęcie. Na wystawionym na ulicę stoliku śniadanie. Przyniósł mi je kelner, który mimo wczesnej pory (była dopiero 8 rano) miał już sporo klientów.

Patrzę dziś na ten rogalik, szklankę pomarańczowego soku i kawę (którą będę musiał podwoić), i myślę o tym, co wydarzyło się później, między śniadaniem a gorączkową próbą znalezienia wjazdu na dworzec, który nagle zginął mi z ekranu nawigacji; między celebrowaniem porannego posiłku, a lękiem, że oto ucieknie mi ostatni pociąg do Bordeaux...



Tuluza, miasto poczęte z cegły.

Jeśli jest jakaś barwa, która będzie mi przypominać pobyt w Tuluzie, będzie to róż. A właściwie - jego odcienie. Może cielisty, albo ten, barwiący świt. Tak, bo cegła w Tuluzie jest niezwykła. Nie ziemisto-czerwona, brązowa, karminowa czy inna, palona. Niezwykły jest także jej kształt i ułożenie.

Na cegle stoją wszystkie najważniejsze budowle miasta, w tym „moje”: bazylika św. Saturnina - największa ceglana budowla romańska na kontynencie, kościół i klasztor Dominikanów (znany też jako kościół Jakobinów) oraz kościół miasta - katedra św. Szczepana (Saint-Etienne).


Tuluza. Obraz miasta, ułożony z okruchów pamięci...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz