Oglądam zdjęcia.
Zatrzymuję się przed figurą Apostoła.
- Pan też pielgrzymuje do Santiago? Zagaduje mnie starsza pani.
- Nie, odpowiadam grzecznie. - Byłem tam rok temu.
- Aha, - odpowiada Pani. - Bo widzi pan, mój mąż jest właśnie w drodze. Jutro ma wejść do Santiago. Przyszłam tu pomodlić się za niego. Wyślę mu zdjęcie...
Idę.
Idę zawsze lewą nawą. Czy to nawyk z dawnych czasów stanowych podziałów, czy coś więcej? Nie wiem, ale tak mam, i już. Przed Ołtarzem ruch. Kilka pań biega w tę i we w tę. Zmieniają kwiaty. Trwa to czas dłuższy, bo i kwiatów jest dużo, i jakoś je przecież trzeba ułożyć. Pracują odkurzacze. Nim zdążę obejść chór, prace ustaną i nastanie błoga cisza.
Chór.
Wypełnia połowę szerokości nawy na długości trzech przęseł. Po obu jego stronach przepiękne, dwu-rzędowe stalle. Stalle są wysokie i budzą respekt. Misternie zdobiona, drewniana konstrukcja oddziela chór od obejścia. Przed chórem tabliczka z napisem: Espace réservé à la prière.
Tu odnawia się miłość... (bo w ciszy rodzi się i odnawia miłość)...
Wierzę, Przyjacielu, że kiedyś się tu zejdziemy, kiedyś zobaczymy. A tymczasem modlę się za Ciebie gorąco, mając całą nadzieję w Miłosierdziu Odkupiciela mojego...
Katedra Św. Szczepana. Tuluza. Opuszczam miasto...
Pożegnanie z katedrą?
Żadną miarą!
- Modicum, et videbitis. Już wkrótce ujrzycie ją znowu...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz