Rouen

Rouen

środa, 7 listopada 2018

Conques. Od wiary do widzenia (3)

Kościół.
Z encyklopedii dowiadujemy się, że pod koniec VIII wieku przybywa do Conques (benedyktyński?) mnich imieniem Dadon i osiada w założonej przez siebie pustelni. W roku 817 stoi tu już pierwszy klasztor.
Początki kultu św. Foy*, patronki tego miejsca, sięgają końca IX wieku i, jak to w przypadku kultu świętych - wiążą się ze sprowadzeniem** do świątyni jej relikwii.
Swój obecny kształt kościół i opactwo otrzymują w drugiej połowie XI wieku, gdy opatem jest Odolryk. Jak pisze Paweł Białostocki ("Sztuka cenniejsza niż złoto. Opowieść o sztuce europejskiej naszej ery"), to wówczas, w klimacie reformy zmierzającej do odnowy życia religijnego, działanie intelektualne i artystyczne właściwe scholastycznemu sposobowi myślenia wydoskonala i pozwala złączyć w jedną całość, choć różnie w różnych miejscach, elementy nowego, monumentalnego stylu zwanego romańskim, który jako pierwszy ogólnoeuropejski styl ogarnął całą zachodnią i środkową Europę.


Kościół w Conques zbudowany jest na planie łacińskiego krzyża. Nowość stylu objawia się min. przez dobudowanie do ramion transeptu - rownolegle do apsydy głównej - apsyd bocznych (“wynalazek" Cluny) oraz (tutaj trzech, gdzie indziej była to większa liczba) kaplic w obejściu chóru. Rozwiązanie takie nie tylko wzbogacało formę przestrzenną świątyni, ale co ważniejsze, pozwalało zmieścić w jej murach konieczną dla sprawowania liturgii liczbę ołtarzy. Obejście wokół chóru rozwiązywało jeszcze jedną niedogodność: nieznośnego i zakłócającego często przebieg nabożeństwa naporu i ścisku pielgrzymów gromadzących się w nawie przed prezbiterium. Teraz mogli oni swobodnie przemieszczać się za ołtarzem, ustępując miejsca nowoprzybyłym.


Kapitele i relikwiarz...
Ktoś policzył, że wnętrze kościoła, a także jego mury na zewnątrz - w podcieniach arkad głębokich na pół grubości (muru), i wyżej - pod okapem dachu przykrywającego nawę i obie wieże fasady, oraz kolumny krużganku, który na swój użytek nazwałem krużgankiem pielgrzymów, zdobi ponad 250 kapiteli. 


Także wewnątrz świątyni zobaczymy je na różnych poziomach: już to arkady międzynawowej, kiedy indziej u podstawy łuków empory (i ich przegrody), a na koniec - jako przejmujących ciężar gurtu, czyli  łuku sklepiennego. Te ostatnie, biegnąc szerokim pasem przez kolebkę sklepienia pełniły funkcję dekoracyjną i konstrukcyjną zarazem. Przełamywały jednolity ciąg kolumn bazylik starochrześcijańskich i podkreślały podział nawy (nowego stylu) na poszczególne części - przęsła.


Lecz co mi po tej algebrze cudów i jaki pożytek ze świętej geometrii, skoro wydobywszy z kamienia misterny wzór umieścił go architekt tak wysoko, hen, poza zasięgiem wzroku, a nawet obiektywu kamery? Dopiero z wysokości chóru, na który wejdziemy wieczorem przy okazji prezentacji organów, będę mógł dotknąć wzrokiem tych kilku najbliższych.


Podobnie ma się rzecz z relikwiami św. Foy. Daremnie szukam w nawie i jej zagłębieniach widzianego na zdjęciach, przedstawiającego postać ludzką, relikwiarza. Nic z tego. Okazuje się, że relikwiarz już dawno został przejęty przez muzeum, a konieczne dla kultu fragmenty relikwii umieszczono w małej puszce, niby lampionie i zawieszono wysoko w chórze nad ołtarzem.


Na skrzyżowaniu nawy i transeptu wybija się w niebo wieża. Zbudowana na planie ośmioboku konstrukcja wynosi się wysoko ponad nawę, za dnia stając się dobrze widocznym dla oczu pielgrzymów drogowskazem, w nocy - jakby latarnią. Jak towarzyszący niegdyś pielgrzymującemu do Ziemi Obiecanej Izraelowi Obłok, który za dnia był słupem dymu, nocą zaś słupem ognia…


Pośród romańskich kościołów nigdzie nie spotkałem piękniejszego źródła ciszy i światła. Tylko te nieszczęsne witraże… Bo patrząc na kościół z zewnątrz trudno było mi oprzeć się wrażeniu, że okna są po prostu... zabite deskami. Takie to dzieło zafundował sanktuarium artysta końca XX wieków, znany z innych swoich dokonań w pobliskim Rodez.

Cisza…
Dla ludzkiego (d)ucha nie istnieje chyba bardziej wymowna cisza, niż ta, którą tworzą wnętrza romańskich (i niektórych gotyckich) kościołów. I nie ma chyba niczego bardziej niestosownego, niż jej łamanie zapętlonym w nieskończoność miksem polifonii, chorału, a niekiedy nawet i symfonii(!). Wylewająca się bez końca z głośników muzyka, której i tak nikt nie słucha, już po krótkim czasie zaczyna po prostu drażnić. Tu, w Conques lista ”niestosowności” powiększyła się o towarzyszące obrzędom Mszy (jej zakończenia) i zagrane na... fortepianie postludium. Organista po prostu przesiadł się od stołu organowego do stojącego nieco na uboczu fortepianu i… zaczął grać.


Conques to jedna z ważniejszych stacji na szlaku Camino, dla mnie zaś jedna z najpiękniejszych realizacji nowej sztuki budowania. Romańska perła w Koronie Katedr. Świadectwo epoki i wyraz żywej wiary, o której tak w swojej kronice, X wieków temu, pisał kluniacki mnich Raul Glaber:
“Tak tedy po wspomnianym roku tysiąclecia, który minął już trzy lata temu, nastąpiło w całym świecie, szczególnie w Italii i w Galii, odbudowywanie bazylik kościelnych. Choć większa ich ilość była już właściwie wystawiona i bynajmniej nie wymagała pomocy, niemniej każdy naród chrześcijańskim jeden przed drugim, srtarał się wznosić szlachetniejsze kościoły. Było to tak, jakby cała ziemia, zrzuciwszy z siebie stare jednym wstrząśnieciem, przyodziewała się w białą szatę kościołów. Wówczas, ostetecznie, wszyscy wierni przekształcili zupełnie większość biskupich siedzib na lepsze, i podobnie klasztory pod wezwaniem rozmaitych świętych, a także mniejsze miejsca modlitwy w miastach…"


*Święta Foy (Fides - Wiara) wg rzymskiego martyrologium była 12-letnią chrześcijanką, żyjącą na przełomie III i IV wieku. Skazana na śmierć za panowania cesarza Dioklecjana z powodu odmowy złożenia ofiary kadzidła na cześć rzymskiej bogini Diany. Przed śmiercią męczona, zginęła od miecza. 

**dla opisania rzeczywistego sposobu i okoliczności, w jakich relikwie Sainte Foy znalazły się w Conques należałoby raczej napisać - "uprowadzone". Kroniki dawnych czasów zawierają opisy wielu tego rodzaju “inicjatyw", i bardzo często podkreślają szczery, religijny zapał organizatorów.
Jednej z bardziej spektakularnych akcji tego typu miasto Gdańsk zawdzięcza obecność w swoich murach słynnego obrazu Hansa Memlinga - Sąd Ostateczny. Autor pragnie w tym miejscu zaznaczyć, że choć nie identyfikuje się ze wzmiankowaną metodą pozyskania dzieł sztuki, to jednak wyraża szczerą radość z faktu, że obraz znajduje się w kolekcji Muzeum Narodowego w Gdańsku i podziela zachwyt nad dziełem, ilekroć ma po temu okazję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz