Twoja "odmowa, niezgoda i upór", Joanno…
I kończący (czy jednak na pewno?) sprawę, ogień…
Jakiż miało to wszystko sens, skoro skończyło się tak nagle, i w tak okrutny sposób? Bo jakiż obiecujący był początek: wizje świętego Michała Archanioła, rozmowy z Katarzyną i Małgorzatą*. Obietnice zwycięstwa nad ciemiężącym od prawie stu lat Twoją Ojczyznę najeźdźcą i przywrócenie słodkiej Francji prawowitego dziedzica korony.
Po pierwszym niepowodzeniu: «spoliczkować i odprowadzić do ojca» - mówi do swoich ludzi kapitan Baudricourt, gdy poznał cel Twojej wizyty w jego obozie, następuje ciąg zdarzeń prawie “baśniowy”: bezpiecznie doprowadzona do zamku w Chinon w przebranym dla niepoznaki w skromny ubiór dworzanina młodzieńcu rozpoznajesz Delfina Francji: «Powiadam ci w Imieniu Boga, że ty jesteś prawdziwym dziedzicem Francji i synem królewskim». Po kilku tygodniach "badań", które mają potwierdzić (lub poddać w wątpliwość) nadprzyrodzony charakter Twojej misji, Karol daje się nakłonić do działania.
Ty zaś, stając na czele kilkutysięcznej armii prowadzisz ją od jednego do drugiego zwycięstwa, wiedząc, że od Boga są. Zdobywając Orlean, którego mieszkańcom już, już zaglądało w oczy widmo głodowej śmierci lub konieczność uznania za swojego władcę Henryka VI, króla Anglii, umacniasz w Delfinie wiarę, a wśród żołnierzy zapał i męstwo do dalszej walki. Mężna, sama odnosisz rany w boju ale też nie wstydzisz się łez, kiedy widzisz tonących w rzecznym nurcie żołnierzy wroga. Ale czy nie ostrzegałaś ich? «Na miłość Boską zaklinam was, wracajcie do waszych domów, a ocalicie życie!»
Pokonawszy ostatnią z przeszkód stajesz w końcu w katedrze w Reims obok Delfina i jesteś świadkiem spełnienia obietnicy danej Ci przez Archanioła. «Miły królu, oto dopełniła się radość Boga, który chciał, abym wyzwoliła Orlean i abym was przyprowadziła tu, do miasta Reims, abyście zostali ukoronowani. Chciał wskazać, że wy jesteście prawdziwym królem i tym, do którego musi przynależeć to królestwo Boga».
To chyba największa z radości, jakich doświadczyłaś przebywając wśród ludzi. Jednak król, miast dokończyć rozprawę z wrogiem, ponownie wikła się w chwilowe sojusze i rozejmy. Już Cię nie słucha.
Rozpoczyna się w Twoim życiu rozdział, który Twoich niedawnych jeszcze towarzyszy okryje niesławą, zaś tych, którzy sprzymierzyli się z wrogami Twojej Francji - wiekuistą hańbą.
W czasie jednej z potyczek, opuszczona już przez króla, dostajesz się do niewoli Burgundczyków (którzy wciąż sprzyjają Anglikom). Króla Twój los zdaje się nie obchodzić. Wyceniona (źródła podają różne kwoty) na 10 tyś. skudów, zostajesz oddana Anglikom. Szał ich radosnego uniesienia zamienia się w sfingowany proces, który pod przewodnictwem zawistnego i liczącego na względy Anglików arcybiskupa Beauvais - Cauchona, doprowadza do uznania Cię winną zarzucanych Ci czynów: «Joanna, która zwała siebie Dziewicą: zakłamana, szkodliwa, zabobonna, bluźniąca, bałwochwalcza, rozpustna, obrończyni diabłów, odstępczyni, heretyczka».
Światło pochodni, którą się stajesz, dopiero za kilka lat odkryje uknutą za plecami Prawdy intrygę. Teraz jednak wciąż jeszcze walczysz, już nie na białym rumaku i w chroniącej Cię przed ostrzem strzał zbroi ale bezbronna i związana płomieniem stosu, z wnętrza ognistego pieca. Walczysz już nie stalowym ostrzem miecza ale mieczem słowa. Nie mając już żadnej, jak tylko w Bogu nadziei, wybaczasz swoim niesprawiedliwym sędziom i oprawcom (wieszcząc im jednocześnie nędzny koniec ich życia). Ostatnim słowem, jakie dociera do nas, a które staje się zarazem Twoją ostatnią modlitwą, jest imię Przenajświętszego Zbawiciela.
Pozostałe po Tobie okruchy Anglicy podpalą raz jeszcze, by przypadkiem przejęty prawdziwością Twojej misji lud nie wszedł w posiadanie bezcennych relikwii.
24 lata później Twoja Mama uzyska od papieża Kaliksta III dekret pozwalający na rozpoczęcie procesu odkłamującego, który kończy się orzeczeniem naruszenia wszelkich możliwych reguł procesowych, uznaniem Twojej niewinności i oskarżeniem biskupa Cauchona o herezję i postępowanie powodowane aktem osobistej zemsty. Lecz Twoja Francja jeszcze przez 20 lat będzie krępowana władzą, co nie od Boga pochodzi.
Przebiegłaś, Joanno niebo nad słodką Francją jak kometa, a na koniec wybuchłaś mocnym i jasnym deszczem płomieni.
Twoja "odmowa, niezgoda i upór" stały się - wbrew rachubom Twoich oprawców - drogowskazem i światłem.
Światłem, tak bardzo dziś Twojej Francji potrzebnym.
Ale teraz jeszcze stoję na Place du Martroi i cały oniemiały z wrażenia przyglądam się zabawie małej Joasi, przekomarzającej się z fontanną. I słońcu, które odwzajemnia jej uśmiech w miliardach kropelek wody.
* I Katarzyna i Małgorzata umacniające Joannę i legitymizujące jej misję, poniosły śmierć męczeńską za wiarę.
Przepiekna historia, niesamowity styl pisania- cala jestem zasluchana ....
OdpowiedzUsuńDziękuję Pięknie. I pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń