Czas na kolejną odsłonę. Zdjęć, oczywiście, nie słów, bowiem literatura w temacie „masakry w Béziers”, a także opisy rozprawy z Albigensami - w tym rola rzymskiej inkwizycji - pełna jest nieścisłości bądź zakłamań. Z. Herbert w szkicu O albigensach, inkwizytorach i trubadurach stwierdza, mówiąc w pierwszej osobie: „Autor tego szkicu nie jest zawodowym historykiem tylko opowiadaczem. To zwalnia go od naukowego obiektywizmu, dopuszcza sympatie i pasje. Zresztą nie są od nich wolni uczeni.”
Béziers. Dużo pytań, a żadnej odpowiedzi. Zamiast ścisłości - gniew zbudowany na szacunkach. Zachwyt i cmokanie nad subtelnością katarskiej doktryny (i obrzędów) w oparciu o jeden zachowany podręcznik „teologii”. Oburzenie okrucieństwem „krzyżowców”, że oto w sercu Europy zniszczona została kwitnąca cywilizacja, że dialog między wysłannikami z Rzymu a wyznawcami „nowej religii" tak szybko zamienił się w rozlew krwi.
Ja do wszystkich pytań dodam jeszcze jedno: czy ktoś zapłakał nad Tobą Béziers, szczerze? Otworzył Księgę Lamentacji i zaśpiewał z Prorokiem: „Wszyscy, co drogą zdążacie, przyjrzyjcie się, patrzcie, czy jest boleść podobna do tej, co mnie przytłacza, którą doświadczył mnie Pan, gdy gniewem wybuchnął?” (Lm 1,12)
Choćby tyle...
Zostawmy jednak pytania, zostawmy bezrozumny szał żądnych krwi rabusiów, i trwogę zabijanych tamtego lipcowego dnia mieszkańców Béziers.
Spójrzcie, katedra…!
Katedra pod wezwaniem św. Nazariusza i Celsusa, męczenników za wiarę.
Katedra. Opisałem ją rok temu...
Ale katedra, to także przylegające do muru nawy - od południa - krużganki. Rok temu spóźniłem się... Dziś mam je niemal na wyłączność. Niewielu gości z nawy tu skręci. Tu zatrzymam się dłużej.
A już pół godziny później… już wychodzę, gdy kątem oka w wąskiej szczelinie muru, tuż nad niewielkimi drzwiami zauważam (a wiedzcie, że, jestem mało spostrzegawczy) żółte światełko... Eureka! To wejście na schody dzwonnicy i wieży zegarowej, prowadzące - być może - na galerię tryforium?! Drzwi są tak wąskie, że zmieści się w nich tylko jedna osoba. Oczywiście, bez zbroi, czyli plecaka… Przy wejściu ożywiony ruch i wymiana wychodzących z tymi, co chcą na górę…
Na wysokości organowej empory okazuje się, że to tylko połowa drogi w górę! Jak dawno, o! jak dawno (ostatni raz 7 lat temu w Reims!) byłem na „dachu miasta”…!
I oto jestem! Co za widoki!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz