Rouen

Rouen

środa, 30 lipca 2025

Moissac i prorok mniejszy...

Moissac, popołudnie...

Jeszcze siedzę nad obiadem, przede mną kieliszek białego wina. I wtedy pojawia się on...

Nagle.

Nieoczekiwany prorok mniejszy z Moissac…


Ale co to? Przede mną arcydzieło romańskiej rzeźby, a tu zjawia się postać, która zdaje się zaprzeczać obowiązującej tu - ludzi na równi ze zwierzętami - zasadzie, czyli prawu ramy ...

Co się stało, pomyślałem? Śnię? Jakaś nadziemska moc przeniosła mnie do innej epoki? Co jest nie tak z postacią, którą widzę? Czy to coś więcej, niż tylko chwilowy "bunt na pokładzie"?

Dlaczego prorok próbuje wymknąć się regułom, które - zdawało się - raz na zawsze ustaliły zależność rzeźby od architektury?

A co będzie, jeśli do buntu przyłączą się inni?


Tak, trudno wydobyć z romańskiej rzeźby to, co w niej istotne, jeśli nie będziemy pamiętać, że postać ludzka (a także inne obiekty) interesuje ówczesnego artystę i widza jedynie w takim stopniu, w jakim służy do objaśnienia prawd wiekuistych. Nie przedstawia się jej dla niej samej...


Trzeba było jednak chwili. Krótszej, niż kieliszek wina, nim pojąłem, że prorok jest jednak zbyt mało związany z materią, z której się wyłaniał, i że to co tu zobaczyłem, nie było snem. I że wciąż jesteśmy w Moissac...

niedziela, 27 lipca 2025

Moissac. Krużganek. 76 kapiteli i jeszcze jeden...


Krużganek. Fakty.

Rozpoczęcie prac datuje się na rok 1100, kiedy kolejni opaci (Hanaud de Gavarret i Ansquitil) podjęli się dzieła rozbudowy opactwa. To wtedy powstały najpiękniejsze chyba romańskie krużganki, podparte (alterowanymi) kolumnami i zwieńczone kapitelami. Większość z nich (46) przedstawia wydarzenia ze Starego i Nowego Testamentu, pozostałe (30) dekorowane są motywami roślinnymi. Dzieła dopełnia jeszcze 8 filarów. Zobaczymy na nich pełnowymiarowe postaci Ewangelistów i Apostołów. Na jednym widnieje portret biskupa Tuluzy, późniejszego mnicha. Opactwo zawdzięcza mu naprawdę wiele...

Koronę kapitelu wieńczy fryz z powtarzającym się motywem roślinnym lub zwierzęcym. Mamy tu splecione w walce ptaki, palmety, rozety, liście akantu, groteskowe ludzkie postaci...


Niektóre z kapiteli noszą ślady zniszczeń, co nie powinno Was dziwić, jeśli pod uwagę weźmiemy fakt, że to już prawie 1000 lat, jak stoimy na słońcu, wietrze i deszczu. Największe jednak szkody przyniosł rok 1789… To wtedy pijani trójkolorowym sztandarem chłopcy poobijali nam twarze...

Nie dokucza nam samotność. Wręcz przeciwnie. Ale oczekiwać od nas, że oderwiemy się od naszych prac, by zachwycić każdego, kto szuka w nas doskonałości, to już naprawdę przesada! Wielu z nas to prości i nieuczeni ludzie. Rolnicy, żołnierze, kupcy - a wszyscy zaprawieni jesteśmy w podróżach i rzemiośle, którego nas nauczono. To nic, że młotkiem i dłutem. Przyznajcie, że mimo pewnych braków urody, wyglądamy dość zgrabnie. Całkiem…


Są wśród nas nieszczęśnicy: bratobójca Kain, zabójca Jana Chrzciciela - Herod. Ich obecność wolelibyśmy przemilczeć, ale usunąć ich stąd się nie da. To część dziejów, na końcu których jaśnieje chwała Krzyża, i czasu, którego bieg zamyka wizja Niebiańskiego Jeruzalem...


Mimo wszystko, więcej wśród nas świadków wiary. Są wśród nas Młodzieńcy w ognistym piecu, Szczepan, Apostołowie Piotr i Paweł. Tu każdego dnia Dawid pokonuje Goliata, Pan wskrzesza Łazarza, a wodę zamienia w najlepsze wino, zaś dobry Samarytanin w każdej chwili gotów jest opatrzyć - gdyby była taka potrzeba - rany chłopca na rowerze, co (w zachwyceniu) chciał postawić tu trzy namioty…

Nie ma tu, jak w Cluny, skąd prawdopodobnie przybyli nasi twórcy, personifikacji tonów gregoriańskiego śpiewu. Ale za to jest Dawid i muzykujący Aniołowie. Zaprawdę, jest wystarczająco muzycznie...


ps. pozostałych, których nie zdążył sfotografować chłopiec na rowerze możecie obejrzeć TU. Zapewniam Was, że warto...


Nic więcej nie powiem.

Przystaję i idę, i znowu staję. Zdumiony, zachwycony, jak chwilę wcześniej, przed tympanonem...

Nie szukam tu piękna. To Piękno spotyka mnie...









 i jeszcze jeden...


czwartek, 24 lipca 2025

Znowu w Moissac...

Moissac i stare opactwo nad… nie, nie. Nie nad Loarą. Tym razem jesteśmy nad prawym dopływem Garonny, Tarn.

Z kroniki. Opactwo św. Piotra założone zostało w połowie VII wieku. Rozwojowi klasztoru towarzyszą typowe dla wczesnego okresu średniowiecza kataklizmy: najazdy Maurów z południa i zachodu, Normanów z północy. Dwukrotnie splądrowane przez Arabów z Al-Andalus (ok. 732 r.) podnosi się. W IX wieku „zagościli” tu piraci z Normandii. I znowu kolejny najazd nieproszonych „gości", tym razem Węgrów (X w).

Na przełomie XI i XII wieku opactwo staje się częścią wielkiej sieci pod przewodnictwem Cluny. Przyjęcie kluniackiej reformy i powrót do pierwotnej gorliwości daje początek „złotej erze”. […] Wsparcie udzielone przez papieża, położenie miasta na szlaku pielgrzymkowym (Santiago de Compostela), renowacja podupadłego kościoła i budynków klasztornych oraz reforma opata de Bredons sprawiają, że opactwo staje się jednym z najpotężniejszych we Francji...

Wiek XV to początek kolejnej „złotej ery”. Pod rządami opatów Pierre’a i Antoine’a de Caraman następuje przebudowa gotyckiej części kościoła. 

Sekularyzacja opactwa (1626) powoduje, że benedyktyni po bez mała tysiącu lat opuszczają klasztor. Ich miejsce zajmą Augustianie.

Rok 1793 to kres życia monastycznego, nie tylko w Moissac. Mimo znacznych uszkodzeń kościół nadal jest czynny. Jednak najbardziej ucierpiały zabudowania klasztorne.

To, czego nie zrobiła rewolucja, mogło się stać pół wieku później (1850). Na potrzeby budowanej wówczas linii kolejowej, łączącej Tuluzę z Bordeaux, w pierwszym wariancie zaprojektowanym przez inżynierów „postępu”, tory miały przebiegać przez znajdujące się na drodze pociągu… krużganki! Ostatecznie wyburzono „tylko" refektarz...  

Tyle wyrywków z kroniki.




W północnej części opactwa, po drugiej stronie dzielących klasztor torów jest dziś punkt informacji i biblioteka, a w niej oprócz kolekcji sztuki romańskiej, reprodukcje przepisywanych w skryptoriach ksiąg. Niestety, żeby je obejrzeć, trzeba się wcześniej umówić…

IIe lat pracy jednego mnicha trzeba było, by stworzyć arcydzieło? Bo pod ciężkimi, oprawnymi w grubą, tłoczoną skórę okładkami znajdziemy zdobione bajecznymi wzorami, stworami wyjętymi wprost z jakiegoś bestiariusza, mieniące się złotem i całą paletą barw, karty. Co było ich treścią? Teologiczne i filozoficzne traktaty, komentarze do Biblii i dzieł starożytnych filozofów.





Kościół. Jego bryła jest nieregularna. Na murze nawy widoczne są ślady przebudowy. Całość zamyka gotycki chór. Okna, ponieważ mur jest gruby, obronny, są dość wąskie i wysoko osadzone. Jednak, kiedy podejdziesz bliżej, to nie ona - nawa - ściągnie Twój wzrok, a flankująca ją od strony zachodniej, z blankami na szczycie, dwu-bramna wieża. To tu, od strony południowej, a nie jak później w gotyckich katedrach - zachodniej - znajduje się główny portal. Jednak nie od razu przekroczysz próg…







Portal i tympanon.… Widać go już z daleka. Po obu stronach ościeży, na wysokości wzroku, kwatery z przedstawieniem scen biblijnych. Te po prawej (wschodniej) ukazują sceny z życia Jezusa, Po lewej (zachodniej) zobaczymy upadek Prarodziców.

Ach, błogosławieni czystego serca! Im nic złego się tu nie przydarzy. Szczęśliwi i ci, którzy w tych obrazach odkryją ów skarb ukryty w roli, perłę na głębinach, bo rzeczywiście stoimy tu przed perłą, tyle że kamienną.

Oto na tympanonie Chrystus zasiadający na Majestacie. Zbawiciel otoczony jest przez zoomorficzne przedstawienia Ewangelistów. Postać ludzka, to św. Mateusz, lew, to św. Marek, wół symbolizuje św. Łukasza, orzeł zaś, to umiłowany uczeń Pana, Jan.

Idąc powoli w stronę ciemnego wnętrza, jakby kruchty, nie przejdziesz obojętnie obok podtrzymującej nadproże belki, bo zdobią ją groźnie wyglądające kamienne gryfy. Ich powykręcane w ruchu ciała delikatnie wchodzą na wewnętrzną część belki. A tam... 




Cuda romańskiej sztuki, już z innej chyba szkoły, niż sam tympanon. To prorok Jeremiasz (po prawej stronie), a po drugiej - Apostoł Paweł.

Romańska rzeźba - dużo by o niej mówić - jest jakby „schowana”, postaci nieśmiało zapełniają „wskazane" im miejsca, nie stoją, jak te gotyckie, a każda w osobnej niszy - na ambonkach i pod koronkowym baldachimem. Tu sylwetki poddawane są niekiedy dziwnej deformacji. Jednak patrząc na proroka Jeremiasza trudno oprzeć się wrażeniu, że to nie błąd w sztuce, czy braki warsztatowe artysty, że to zabieg celowy, który nie gorszy oka, ale sprawia, że kamień ożywa... 

Tak właśnie wygląda prorokujący Jeremiasz, a towarzyszące obu postaciom zwierzęta tylko pozornie śpią. One czuwają, a to też jest ruch.


Moissac. Tu spotykają się ścieżki poprzednich wypraw...

Kiedy odwiedzałem Moissac po raz pierwszy, 7 lat temu (2018), deszcz grał ze mną w karty (i wygrał). Chwilę wcześniej, w Rodez do namiotu wdarła się woda...

Jednak przejazd pociągiem (rok temu) z Tuluzy do Bordeaux przez nieistniejący już tu refektarz ponownie obudził we mnie głód Moissac. Więc jestem tu dziś znowu.

Głód i pragnienie Moissac. Nie wszytko da się opowiedzieć... Poza tym, że jestem uwiedziony pięknem, pięknem sugestywnym, pięknem, które nie jest wykwitem mody, nie zrodziło się z chorych urojeń. Jestem uwiedziony ciszą klasztornego krużganka (i pewnie w tej chwili pomyślałeś, że powiem, że - tak!), pieśnią kamienia. Tak, bo dziś w Moissac pod nieobecność mnichów to kamienie śpiewają...





czwartek, 17 lipca 2025

Do Moissac i jeszcze dalej...

Do Moissac, do Souillac i jeszcze dalej!

Ach!, jakie to ambitne plany na dziś! Plany...

Ale od początku. 29 czerwca, Malpas. Przepiękny poranek ze śniadaniem do łóżka (chwileczkę, garçon, tylko zwinę karimatę). Godzinę później poranna rozgrzewka, czyli droga na dworzec w Beziers. Od rana wszystko dzieje się wg rozkładu jazdy. Pociąg z dworca Beziers o 7:45. W Montauban, gdzie przesiadka do Moissac, będę o 10. Półgodzinna przerwa to dobry moment na szybką kawę i ciastko, i powrót na dworzec. W Moissac jestem już o 11...


Moissac. Na widok kładki nad torami, na którą będę musiał wspiąć się w drodze powrotnej potrząsam (z niedowierzaniem) głową. Jeszcze jeden dworzec bez windy lub choćby tylko technicznego przejścia przez tory. I pomyśleć, że linia kolejowa z dworcem lichym, jak ten, całkiem poważnie zagrażała kiedyś murom klasztoru?! 



Moissac. Nie wszystko musiało pójść tak zgrabnie, jak poszło. W czym rzecz? Trasę do Montauban obsługiwały nie, jak mi się zdawało, koleje regionalne, a Intercity, a to oznaczało, że powinienem był kupić dodatkowy bilet na rower. Musiałem to przeoczyć. Nie zrobię już korekty. Na wszelki wypadek sprawdzam (w aplikacji) dostępność miejsc, - brak, więc nawet u konduktora nie dokupię… Ach, będzie afera!.

Co robić? Następne połączenie dopiero jutro! Za nic! Kto nie ryzykuje, ten nie jedzie. Wsiadam i już w myślach przygotowuję sobie linię obrony: Panie konduktorze, litości, było wcześnie rano, przeoczyłem, nie zauważyłem...!


Mam nadzieję, Drogi Czytelniku, że ostatnie zdania nie wywołały u Ciebie odruchu ziewania. Opisałem tu jedną z (wielu) podróżnych „przypraw” - „coś", co się zdarza niespodziewanie, bywa niepożądane ale zawsze „podróżnemu daniu” nadaje smak. Przemawia cicho - „sprawdź mnie, posmakuj, poczuj". A ja, w odpowiedzi mogę się skrzywić albo uśmiechnąć. Powiedzieć, dobre albo - przesolone.

Lecz słowa, - próba opisania tego - czym są? To już tylko opakowanie raczej, niż ekstrakt. Bo jak wyrazić lęk, niepewność, radość? Jakimi słowami opisać, co czuję, stojąc jedną nogą na stopniach wagonu, gdy druga wciąż jeszcze się waha…?

Przyprawy drogi... Wanilia to była, czy może pieprz? A jak smakuje wywołana z pamięci dziś?

Wyczuwam delikatne nuty wanilii...

A Ty, Drogi Czytelniku, pewnie już ziewasz? Czas wstawać. Miłego dnia…



Tak więc, gdy słońce dokończy swego biegu, ja będę już w Souillac. Zgodnie z planem.

Ale najpierw Moissac...

wtorek, 15 lipca 2025

Epifania. Rozwiązanie...

Obudzili się o świcie tak mocno przytuleni do siebie, iż pierwszym uczuciem, jakiego doznali było zdziwienie, że całą noc spali twardym i zdrowym snem, w którym nie przeszkadzała im bliskość. Chłopak poruszył się i podniósł na łokciu; patrzył przez chwilę na dziewczynę gorącymi oczyma, potem rzekł:


— Powiedz coś głośno, jeśli to wszystko naprawdę.


Dziewczyna roześmiała się. Objęła jego głowę nagimi ramionami i przytuliła go do siebie; była ciepła jak chleb. Przez chwilę słuchał twardego bicia jej serca, potem ona rzekła bardzo cicho:


— Myślisz że to sen.


                    M. Hłasko. Opowiadania…



Béziers. Plac przed katedrą. On i Ona, i to trzecie, którego nie widzę, ale wiem, że jest...

Przykuli moją uwagę. W zachwyceniu, które rosło z każdą chwilą zapomniałem o wszystkim. A w scenie tej było coś miłosnego. Podniosłość i zwyczajność i świąteczna powszedniość. A przy każdej próbie opisania — bezsilność, co objawia się brakiem słów. I załamywaniem rąk. Jak teraz...


Zebrałem się na odwagę, choć to nie o siebie się bałem, i patrząc, starałem się nie być widzianym. Bałem się, że każdy ruch, nawet ruch myśli może zdradzić moją obecność...


Ona i on, i to trzecie. Rozmawiali cicho i niewiele. Nawet nie próbowałem zgadywać imion. Nie nadałem też nowych (nie wolno tak się bawić)…

I co?

Teraz uśmiecham się. I czekam, aż skończą się proroctwa, zniknie dar języków, i zabraknie wiedzy. A na koniec pęknie zwierciadło, w którym widzimy niejasno. I wtedy zobaczę...


Myślisz, że to sen?



A drugie zdjęcie? Zrobiłem je dnia następnego o poranku, w drodze z noclegu w Malpas…
Była 7, kiedy zbliżałem się do miasta…
Ach, że też mogłem wybrać tylko jedno! Nie dwa, nie trzy. Jedno…

poniedziałek, 14 lipca 2025

Béziers. Epifania...



Dwa zdjęcia… Które z nich, Twoim zdaniem -  jeśli ciągle jeszcze podróżujesz ze mną - będzie tytułowym?

Epifania...

Możesz wybrać tylko jedno. Nie dwa, nie trzy. Jedno...

piątek, 11 lipca 2025

Béziers. Katedra...

Czas na kolejną odsłonę. Zdjęć, oczywiście, nie słów, bowiem literatura w temacie „masakry w Béziers”, a także opisy rozprawy z Albigensami - w tym rola rzymskiej inkwizycji - pełna jest nieścisłości bądź zakłamań. Z. Herbert w szkicu O albigensach, inkwizytorach i trubadurach stwierdza, mówiąc w pierwszej osobie: „Autor tego szkicu nie jest zawodowym historykiem tylko opowiadaczem. To zwalnia go od naukowego obiektywizmu, dopuszcza sympatie i pasje. Zresztą nie są od nich wolni uczeni.”


Béziers. Dużo pytań, a żadnej odpowiedzi. Zamiast ścisłości - gniew zbudowany na szacunkach. Zachwyt i cmokanie nad subtelnością katarskiej doktryny (i obrzędów) w oparciu o jeden zachowany podręcznik „teologii”. Oburzenie okrucieństwem „krzyżowców”, że oto w sercu Europy zniszczona została kwitnąca cywilizacja, że dialog między wysłannikami z Rzymu a wyznawcami „nowej religii" tak szybko zamienił się w rozlew krwi.

Ja do wszystkich pytań dodam jeszcze jedno: czy ktoś zapłakał nad Tobą Béziers, szczerze? Otworzył Księgę Lamentacji i zaśpiewał z Prorokiem: „Wszyscy, co drogą zdążacie, przyjrzyjcie się, patrzcie, czy jest boleść podobna do tej, co mnie przytłacza, którą doświadczył mnie Pan, gdy gniewem wybuchnął?” (Lm 1,12)

Choćby tyle...


Zostawmy jednak pytania, zostawmy bezrozumny szał żądnych krwi rabusiów, i trwogę zabijanych tamtego lipcowego dnia mieszkańców Béziers.

Spójrzcie, katedra…!

Katedra pod wezwaniem św. Nazariusza i Celsusa, męczenników za wiarę.





Katedra. Opisałem ją rok temu...

Ale katedra, to także przylegające do muru nawy - od południa - krużganki. Rok temu spóźniłem się... Dziś mam je niemal na wyłączność. Niewielu gości z nawy tu skręci. Tu zatrzymam się dłużej.





A już pół godziny później… już wychodzę, gdy kątem oka w wąskiej szczelinie muru, tuż nad niewielkimi drzwiami zauważam (a wiedzcie, że, jestem mało spostrzegawczy) żółte światełko... Eureka! To wejście na schody dzwonnicy i wieży zegarowej, prowadzące - być może - na galerię tryforium?! Drzwi są tak wąskie, że zmieści się w nich tylko jedna osoba. Oczywiście, bez zbroi, czyli plecaka… Przy wejściu ożywiony ruch i wymiana wychodzących z tymi, co chcą na górę…

Na wysokości organowej empory okazuje się, że to tylko połowa drogi w górę! Jak dawno, o! jak dawno (ostatni raz 7 lat temu w Reims!) byłem na „dachu miasta”…!


I oto jestem! Co za widoki!