Rouen

Rouen

wtorek, 19 listopada 2024

Notre Dame de Saint-Paul-Trois-Châteaux. Odrzuć próżny dźwięk słów i patrz...

Katedralny dziedziniec...

Przez niewielką bramę wchodzę w labirynt uliczek, kamiennym pierścieniem chroniący ciszę najstarszej części miasteczka. Nim skręcę lewo i z Rue de Monseigneur Sibour wyjdę wprost na plac, po prawej - sesja zdjęciowa. Ona, jak motyl przylega całym ciałem do muru, on jak myśliwy przysiada po drugiej stronie ciasnej uliczki. Zauważają mnie i po chwili, jakby speszeni moją obecnością, znikają...
Zostaje nastrój chwili i rozedrgane słońcem powietrze...
Coś podobnie nastrojowego przydarzy mi się kilka tygodni później w Laon. „Uwięziony” w ościeżach południowego portalu katedry (jest środek nocy), nie widząc i sam nie będąc widzianym, stanę się mimowolnym świadkiem toczącego się opodal miłosnego dialogu.
I choć tu bez słów, a tam ich nie rozumiałem, tu i tam - pośrodku czegoś pięknego...



Notre Dame.

Do wnętrza prowadzi półkolisty, ozdobiony wyjątkowej urody rzeźbioną archiwoltą portal. Korpus budowli to trzy nawy i transept. Nawę główną zamyka ciemna absyda, a boczne - absydiole. Mur pokryty jest XII. lub XIII. wiecznymi mozaikami. Na wysokości ostatniego przęsła nawy - kamienne zdobienia. Pomiędzy spiralnie żłobkowanymi kolumnami biegnie „ślepe” triforium, niżej kamienny pas, imitujący plisowaną draperię.

Na ścianie i łukach arkad nawy bocznej zachowały się pochodzące z XIV i kolejnego wieku piękne freski. We wnęce empory na ścianie północnej - szafa organowa z początku XVII w.









Piękne są, zdobiące mur - freski, piękne - jakby zastygłe w ruchu - kamienne ozdoby. I te wewnątrz i na zewnątrz świątynnego muru. Jednak to wciąż tylko słowa. Czy tu, na papierze, czy wykute w kamieniu, jak w Autun - Dislebertus fecit me - wciąż tylko słowa! A tu jest przecież coś więcej, niż suma przemyślanych architektonicznych detali, miłosnych splotów linii, czułość kamienia!

Śpiew. Jeszcze przed wejściem słyszę (jej) głos i choć śpiewa coś na nutę gospels, uczułem (tak, uczułem), jakby to nie człowiek, a katedra śpiewała. Kamień nie tyle powtarzał dźwięk, nie tyle go niósł, ile sam zdawał się być źródłem…

Ale katedra, nawet napełniona niebiańskim śpiewem, czy płynącą z zawieszonego nad kamienną przepaścią „organetto” muzyką, to wciąż coś więcej, niż tylko artystyczny projekt.

Więc, jeśli jak mi - i Tobie zda się piękna, spróbuj poznać przyczynę tego piękna…

- A czy słyszałeś kiedy śpiew dzwonów?

Notre Dame de Saint-Paul-Trois-Châteaux... Wspinam się po (kamiennej) gałęzi. I jak gąsienica, idę w stronę Niewidzialnego...


Na zewnątrz, mimo późnej godziny wciąż gorąco. Usiądę na przeciw południowego wejścia, które osłania dobudowany w XV w. kamienny dziedziniec. Zamówię kawę (1.40 E). Na ciastko nie mam już drobnych. Zresztą, mam je przecież przed oczami…!




Tak. Bardzo chciałem tu być. Nie przypuszczałem jednak, że wyjadę stąd z obietnicą, że jeszcze tu kiedyś… wrócę.

Ach, gdybym tamtego dnia wiedział, że 500 m dalej jest kemping, zostałbym tu do rana, do zmierzchu i nocy smakując piękno otaczających Notre Dame murów, powtarzając śpiew nawy...

Są miejsca, które przyciągają z siłą, której się nie oprzesz. Spróbuj, a do końca będziesz nosił żal, a niektórzy i ranę...


W drodze powrotnej - czy na prawdę muszę o tym wspominać? - znowu pomylę drogę.

- Niby ten sam most, a jednak jakiś inny… - myślę, mijając Canal De Donzère-Mondragon. Przecież to stąd dochodziły wcześniej przeraźliwe piski, skowyt i szczekanie. Psi azyl, psie opowieści...


W Arles będę o 22. Drogę na kemping znam na pamięć… Nawet nie włączę nawigacji. Serio...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz