Katedralny dziedziniec...
Notre Dame.
Do wnętrza prowadzi półkolisty, ozdobiony wyjątkowej urody rzeźbioną archiwoltą portal. Korpus budowli to trzy nawy i transept. Nawę główną zamyka ciemna absyda, a boczne - absydiole. Mur pokryty jest XII. lub XIII. wiecznymi mozaikami. Na wysokości ostatniego przęsła nawy - kamienne zdobienia. Pomiędzy spiralnie żłobkowanymi kolumnami biegnie „ślepe” triforium, niżej kamienny pas, imitujący plisowaną draperię.
Na ścianie i łukach arkad nawy bocznej zachowały się pochodzące z XIV i kolejnego wieku piękne freski. We wnęce empory na ścianie północnej - szafa organowa z początku XVII w.
Piękne są, zdobiące mur - freski, piękne - jakby zastygłe w ruchu - kamienne ozdoby. I te wewnątrz i na zewnątrz świątynnego muru. Jednak to wciąż tylko słowa. Czy tu, na papierze, czy wykute w kamieniu, jak w Autun - Dislebertus fecit me - wciąż tylko słowa! A tu jest przecież coś więcej, niż suma przemyślanych architektonicznych detali, miłosnych splotów linii, czułość kamienia!
Śpiew. Jeszcze przed wejściem słyszę (jej) głos i choć śpiewa coś na nutę gospels, uczułem (tak, uczułem), jakby to nie człowiek, a katedra śpiewała. Kamień nie tyle powtarzał dźwięk, nie tyle go niósł, ile sam zdawał się być źródłem…
Ale katedra, nawet napełniona niebiańskim śpiewem, czy płynącą z zawieszonego nad kamienną przepaścią „organetto” muzyką, to wciąż coś więcej, niż tylko artystyczny projekt.
Więc, jeśli jak mi - i Tobie zda się piękna, spróbuj poznać przyczynę tego piękna…
- A czy słyszałeś kiedy śpiew dzwonów?
Notre Dame de Saint-Paul-Trois-Châteaux... Wspinam się po (kamiennej) gałęzi. I jak gąsienica, idę w stronę Niewidzialnego...
Na zewnątrz, mimo późnej godziny wciąż gorąco. Usiądę na przeciw południowego wejścia, które osłania dobudowany w XV w. kamienny dziedziniec. Zamówię kawę (1.40 E). Na ciastko nie mam już drobnych. Zresztą, mam je przecież przed oczami…!
Tak. Bardzo chciałem tu być. Nie przypuszczałem jednak, że wyjadę stąd z obietnicą, że jeszcze tu kiedyś… wrócę.
Ach, gdybym tamtego dnia wiedział, że 500 m dalej jest kemping, zostałbym tu do rana, do zmierzchu i nocy smakując piękno otaczających Notre Dame murów, powtarzając śpiew nawy...
Są miejsca, które przyciągają z siłą, której się nie oprzesz. Spróbuj, a do końca będziesz nosił żal, a niektórzy i ranę...
W drodze powrotnej - czy na prawdę muszę o tym wspominać? - znowu pomylę drogę.
- Niby ten sam most, a jednak jakiś inny… - myślę, mijając Canal De Donzère-Mondragon. Przecież to stąd dochodziły wcześniej przeraźliwe piski, skowyt i szczekanie. Psi azyl, psie opowieści...
W Arles będę o 22. Drogę na kemping znam na pamięć… Nawet nie włączę nawigacji. Serio...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz