Dzień dobry, Prowansjo!
Dziś już inaczej, jak rok temu, kiedy ledwie otarłem się o Twoje mury, dopiero co spojrzałem w oczy św. Trofima, a już następnego dnia byłem w drodze do Świętego Idziego. Dziś będę ostrożniejszy, bardziej uważny i powolny.
Jednak - podobnie jak rok temu, także i dziś jestem tu nie dla rzymskich pamiątek, choć mury areny - zacne, robią wrażenie, a Alyscamp - dawna nekropolia rzymskich patrycjuszy - jeszcze większe. Alyscamp odwiedzę, ale dopiero za tydzień, w drodze powrotnej od Trzech Sióstr Prowansji, jak nazywa się tu cysterskie opactwa: Notre-Dame De Sénanque, Silvacane i Le Thoronet.
Le Thoronet położone jest najdalej na wschód, gdzieś w połowie drogi między Marsylią a Niceą. Pomysł, a po nim decyzja i plan odwiedzenia Thoronet powstał kilka lat temu, po lekturze „Okrutnych kamieni” Fernanda Pouillona. Książka jest zrodzoną w wyobraźni autora pamiętnikiem i kroniką budowy mistrza Wilhelma, cysterskiego mnicha i budowniczego Le Thoronet.
17 czerwca, poniedziałek, rano. Jem śniadanie: gorący kubek (serowa z grzankami) plus bagietka, wypijam „litr" kawy i w drogę. Całość, 222 kilometry, podzieliłem na trzy etapy. Przede mną więc pola lawendy, oliwne gaje i uprawy winorośli. Pojadę wzdłuż (i w poprzek) nawadniających je kanałów. Hydrozagadka: gdzie biorą swój początek, jedne delikatnie szumiąc, inne, spadając kaskadami - potoki wody?
Zagadką będzie również to, czy na koniec dnia znajdę obiecany przez mapę kemping. Nie badam - jak czynią to niektórzy, profilu drogi, nie mierzę spadków czy uniesień linii horyzontu, nie ustalam z góry liczby i miejsc postoju…
Droga, to taniec, który tańczysz, opierając się pogodzie, pokonując rzeczny strumień, zmęczenie. Tylko wtedy poczujesz upojenie...
Więc jadę…
Pierwszy etap, to opactwo Sénanque, 74 kilometry. Mijam Saint-Rémy-De-Provence. Za Cavaillon, na 45. kilometrze droga zaczyna się piąć i będzie mnie „tańczyć" aż do Gordes. Tam, całkiem niespodzianie za kolejnym z zakrętów otworzy się zapierający dech w piersiach widok. Tam też droga wypuści mnie na chwilę z objęć, ale już za moment raz jeszcze przypomni, kto tu prowadzi, a kto jest tylko tańczony…
Tak, droga jest tańcem. Tańczyło dziś wszystko: woda w strumieniach, linia horyzontu, ginące za zakrętami podjazdy, myśli… Tylko powietrze stało nieruchomo, jak kamień...
Trzy Siostry Prowansji. Dziś Sénanque. Docieram tu, kiedy kończy się sprzedaż wejściówek, gdzieś po 16. Tłum turystów w hallu, kupujący w butiku i na zewnątrz… Według przewodnika, Sénanque to najliczniej z Trzech Sióstr odwiedzane miejsce. A od siebie dodam, - najtrudniej ze wszystkich dostępne.
Nocleg w Gordes. Droga z opactwa na kemiping, to zaledwie 4 kilometry, a jednak zabierze mi 1,5 godziny. Wspinaczka zdaje się nie mieć końca. Zatrzymuję się co 10 kroków wypychając rower przed siebie. W końcu jest. Kemping z widokiem na planetę Ziemia z wysokości 500 m.
Sénanque. Czy tak miało to wyglądać? Tyle trudu, a w zamian zestaw pocztówkowych widoków? Widok z góry, widok z dołu, zamknięte drzwi... Może więc wcześniej należy sprawdzać godziny otwarcia, pory zamknięcia? Jednak na co to, skoro nie da się przewidzieć, nawet w przybliżeniu, czasu przejazdu w takim, jak dzisiejszy, terenie?
Jutro rano jeszcze przez chwilę zabawię w Gordes, ciesząc uszy muzyką, a oczy widokiem mis pełnych przypraw. Nie po raz ostatni gubiąc w labiryncie wąskich uliczek ślad...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz