Na 80. kilometrze drogi do Troyes leży małe miasteczko, Colombey-les-Deux-Églises. Z długiej nazwy - wydaje się, że Francuzi lubują się w takich opisowych formach - mógłbym wnosić, że znajdę tu dwa kościoły. Sprawdzam na mapie - nie, jest tylko jeden: Notre-Dame-de-l’Assomption.
Jest późny wieczór i najwyższy czas pomyśleć o noclegu. Uwadze zmęczonemu jazdą „chłopcu na rowerze” umyka więc fakt, że miasteczko, na co wskazuje nazwa ulicy: Rue du Général de Gaulle, to gratka dla miłośników historii, miejscowość związana z postacią, od której ulica wzięła nazwę. Miejsce, jak się później okaże - znane nie tylko Francuzom...
Na otaczającym kościół od wschodu i południa niewielkim, parafialnym cmentarzu znajduje się grobowiec rodziny... tak, zgadujecie, - de Gaulle. Tu pochowany został najbardziej znany z rodu, pełniący w latach 1958-69 urząd prezydenta Francji - generał, polityk i mąż stanu, Charles de Gaulle. Gdyby kontynuować jazdę wspomnianą Rue, dotarlibyśmy do położonej kilkaset metrów na południe od kościoła rodzinnej rezydencji Generała - La Boisserie. Rankiem, na wyjeździe w kierunku Troyes minę znajdujące się po lewej stronie drogi memoriał i muzeum...
(dziś, 9 września, mija 57. rocznica wizyty Generała w oliwskiej Katedrze. Będąc wówczas „początkującym" ministrantem, widzę go, jak zajmuje miejsce w pierwszej ławce lewej nawy katedry. Jako głowa państwa de Gaulle nie raz dawał publiczne świadectwo swojej wiary).
Na małym, przypominającym kształtem bumerang skwerku znajdę skrojony pod mój namiot kawałek trawnika. Nie naruszając powagi miejsca będę też poza polem uwagi nawiedzających grobowiec Generała.
Niedziela. 7:30 jestem już w drodze. Mimo, że w Troyes będę po raz drugi, katedra wciąż pozostaje dla mnie księgą zamkniętą, zapieczętowaną.…
Dlaczego 10 lat temu w poniedziałkowy poranek opuściłem miasto nie czekając jej otwarcia? Może już wtedy założyłem, że któregoś roku św. Piotr i Paweł powtórnie znajdzie się na mojej trasie? Jest przecież tak blisko Paryża…
A więc to dziś jadę odrobić zaległą lekcję? I jak wtedy, także dziś - jest niedziela...
Ruch jest niewielki, świąteczny. Pogoda sprzyja, wiatr przyjemnie chłodzi upał. W Bar-sur-Aube zatrzymam się na śniadanie i zaglądam na miejscowy dworzec. Jest 9. Przeglądam rozkład jazdy. Najbliższe połączenie z Troyes - za półtorej godziny, ale będzie to tylko bus. Mniejszy lub większy, jednak na zabranie się z rowerem nie mam co liczyć. Ale co to za pomysł, co za myśl? Jestem przecież „chłopcem na rowerze”, a jeszcze inni mówią, że rower, to moja kołyska. Więc, jak to?
Dworzec w Bar-sur-Aube... Zatrzymuję się tu tylko po to, by go obejrzeć. Dworzec jest pusty. Nic i nikt nie zakłóca panującej na peronie ciszy. Tu nie pociągi, a myśli zatrzymują się i trwają w ciszy bezsłownej...
Ale dosyć, czas ruszać!
Troyes. Wspomnienie.
Jest rok 2014. Późne, czerwcowe popołudnie. Obchodzę katedrę. Zatrzymuję się na rogu Rue Brissonnet i Rue de la Cité i w pewnym momencie czuję, że ktoś mi się przygląda. To Jeremy, student miejscowej uczelni, jak się później okazuje, - Francuz z polskimi korzeniami. Podchodzi i zagaduje. Zaprasza do siebie...
Jedząc dziś kolację na poddaszu małej mansardy, czuję się, jak gość wykwintnej, zawieszonej nad dachami Rue de la Cité, restauracji. A daniem głównym i to podanym przez okno trzeciego piętra, okaże się widok na nawę św. Piotra. Pijemy wino. Rozmawiamy...
Tamten wieczór… pamiętam go, jakby to było rok, a nie 10 lat temu. I to, że światła od św. Piotra i te w oknach na trzecim piętrze Rue Brissonnet pozdrawiały się jeszcze długo...
Tego wieczoru jem kolację na poddaszu starej (może tak starej jak sama katedra) kamienicy, i stąd, jak z tarasu wykwintnej restauracji zawieszonej nad dachami Rue de la Cité mam widok na nawę katedry. Jestem gościem Jeremy'ego. Jemy kolację. Pijemy wino. Rozmawiamy...
Pamiętam tamten wieczór dobrze i to, że światła od św. Piotra i te w oknach na trzecim piętrze Rue Brissonnet pozdrawiały się długo...
Gdyby nie tamta okoliczność, już wtedy dowiedziałbym się, że w Troyes kempingu także... nie ma. Ściśle rzecz biorąc jest, ale pole dla kempingo-wozów, bez dostępu do mediów. Lecz jaka korzyść przyszłaby mi wówczas z tej wiedzy? I jaki pożytek miałbym z niej dziś? Czy zmieniłaby cokolwiek w moich planach?
Ale od czego jest zapas wody? Kąpiel w butelce wody? Nie po raz pierwszy i, jak się okaże w Sens i jeszcze dalej, - nie ostatni...
Dziś zostawiam rzeczy na kawałku wolnego trawnika aire de camping cars (przecież nie jestem tu sam!) i o 15 wracam na wypełniony popołudniowym światłem plac św. Piotra.
Katedra w sercu miasta. Katedra - serce miasta...
Pogoda jest przepiękna, słońce do późnych godzin będzie kontrastować szachulcowe mury i sycić oczy różnobarwnym wypełnieniem; zachwycają kamienice i w miarę, jak pną się ku niebu, zagarniają coraz więcej przestrzeni. Niektóre łamią reguły perspektywy i w niemym geście, jakby spragnione wiedzy o sobie i zachwycone urodą sąsiada - niemal stykają się na wysokości dachów!
Ach, co działo by się tutaj, gdyby dachy były jeszcze wyżej?
Tu kończy się myśl. Ach, zostawmy coś wyobraźni...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz