Pamplona czyli Pampeluna (w języku Basków, bo jesteśmy w ich krainie - Iruña). Stolica prowincji Nawarra, znana z organizowanych w ramach obchodów patrona miasta, św. Firmina (tak, tego z Amiens), ulicznej gonitwy byków, tzw. encierros.
I ja, nim jeszcze wjechałem w mury, postawione za Karola Wielkiego z czasu jego potyczek z Maurami, mam swoje małe encierros - jeden unik drugi, to w prawo, to w lewo, na około ronda, raz, drugi, wahanie, zjazd na pobocze, sprawdzam mapę…
To już klasyka, kiedy przed wjazdem zbiega się na rondzie kilka dróg, z których tylko jedna jest tą właściwą...
Z opresji ratuje mnie szosowiec (dziękuję!). Zatrzymuje się, kilka słów i wskazówka: drugi zjazd z ronda...
W mieście jestem o 10. Nie zobaczę tu wszystkich, polecanych czy wartych choćby tylko chwili uwagi, zabytków. Reguły „drogi" nie pozwolą mi zatrzymać się tu dłużej. O 13 ruszę dalej, zabierając ze sobą obraz miasta, oprawiony południowym słońcem, targ staroci, uśmiech ulicznego grajka, lecz przede wszystkim katedrę - mimo panującego wewnątrz półmroku, mieniącą się złotem ołtarzowych nastaw.
Obrazy, relikwiarze, marmurowe koronki królewskiego sarkofagu i drewnianych stalli w chórze, posągowa cisza i powolność.
Trwanie…
To wszystko powtarzać się będzie w kolejnych miastach. Hiszpański gotyk i jego uwodzenie...
Nie oprzesz się. Nawet, jeśli nie umiesz tańczyć...
Nauczysz się w Puente del Reina i wąskich uliczkach, zalanych słońcem i gwarem rozmów, płynących od ustawionych rzędem - tak blisko muru, jak to możliwe - stolików, gdzie podaje się dobre wino i, nie zawsze wykwintne, ale pożywne jedzenie.
Nauczysz się, gubiąc drogę i odnajdując ją; na kilometrowej wspinaczce, a także podczas zjazdu, łamiąc się w-pół (jakbyś kłaniał się Partnerce), by poczuć obejmujący cię pęd powietrza...
Nocleg w Estella-Lizarra. Jutro niedziela. XIII po Zesłaniu Ducha Świętego, a dziś jeszcze notatka z drogi:
3 września. Zubiri - Pamplona i jeszcze dalej…
Pogoda dopisuje, poranki ciemne i zimne. Wyruszam tuż przed 8. Dotkliwy chłód, zwłaszcza na zjazdach. 40 minut pózniej spotykam na trasie - w miejscach, gdzie szlak pieszych łączy się z szosą - tych, którzy obudzili mnie o świcie.
Nie rezerwuję noclegów. W auberges można przenocować i bez miejscówki. Poza tym nie znoszę piętrowych łóżek i wspólnych sypialni w-nie-swojej-pościeli. Wystarczy mi kawałek kąta, karimata i śpiwór.
Pampeluna.
Jaka piękna katedra! I miasto wokół niej!! Fasada, jakaś taka klasycystyczna, nie zapowiada tego, co dalej, wewnątrz, a co kilka wieków wcześniej zaplanował architekt i wykonał budowniczy, jeszcze na długo przed wiekiem rozumu, który tak obficie czerpał z wzorców antycznych. W nawach bocznych kaplice, poświęcone starożytnym świętym i męczennikom, a każdy ołtarz oprawiony w ozłacane retabulum, które pięknie kontrastuje z ciemnym wnętrzem. Judasz, zawsze tak troskliwy o ubogich, pewnie tu jeszcze nie dotarł ale postulat "kościoła ubogiego”, jak św. Franciszek, od pewnego pontyfikatu unosi się już nie tylko nad "urbi" ale i "orbi"...
Obok katedry gwar, dziś targ antyków i innych staroci. Ach! Czego tu nie ma?! Książki, guziki, monety, świeczniki, puzderka, pudełka, płyty, widokówki, mundury. I twarze kobiet, jak wyjęte z filmów Almodovara…
Jedziemy.
Podjazdy dają popalić. Lubię, kiedy wiją się, jak Meander. Nadzieja, że już za tym zakrętem będzie upragniony koniec, umiera ostatnia.
Za to, jeśli obejrzeć się za siebie… no, popatrzcie sami!
Puente del Reina, kolejne cudo hiszpańskiej, małomiasteczkowej architektury. Słońce wlewa się w szczeliny wąskich uliczek, oświetla szczyty fasady, każe mieszkańcom choć na chwilę opuścić żaluzje.
I znowu piękny, z minimalną ilością światła, jakby wymuszający złote zdobienia ołtarzowych nastaw, kościół.
O zrobieniu zdjęcia wewnątrz nawet mowy nie ma. To się nie może udać!
I tylko żal się żegnać…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz