Rouen

Rouen

czwartek, 10 listopada 2022

Dzień trzeci. Estella - Los Arcos - Logroño. Loeck.

Wczoraj w Zubiri, jak piłka, odbijałem się od drzwi. Wszystkie miejsca zajęte. O 21 myślałem juz tylko o osłoniętym od kaprysów pogody skrawku ziemi. Bez namiotu rozkładania. Jednak wróciłem do pierwszej albergi i na sali, służącej za wspólną kuchnię, o tej porze już pustej, zająłem złożoną z palet i materacy „sofę”. Było za-wygodnie, źle mi się spało. I ta pralka w kącie, do której ktoś ciągle gadał, mimo nocy…!

Mimo to dalej postanawiam trzymać się zasady: żadnych rezerwacji! Będzie, jak będzie.


Tu w Estella, mimo wolnych miejsc na wieloosobowej sali (piętrowe łóżka! Tylko nie to!), rozkładam karimatę na posadzce atrium. Ktoś inny, w rogu (atrium nie ma zadaszenia) rozłożył sobie nawet namiot. Budzę się co godzinę, bo z dmuchanej poduszki schodzi powietrze…

Powoli poznaję reguły noclegowni i użytkowania wspólnych pomieszczeń. Kempingi? Nie wchodzą w grę. Zwłaszcza ten tutaj, na peryferiach miasta.

(Wczoraj na wyjeździe z Puente del Reina pomyliłem drogę i straciłem sporo czasu na korektę. Obiecuję sobie większą uważność. Zwłaszcza, że to wciąż góry…)


Na porannej „odprawie” (gorący kubek, ustalenie trasy, pakowanie, kawa) spotykam Loeck’a. Loeck jest Holendrem i w trasie od 6 tygodni. Jedzie z Amsterdamu. Jeszcze nie wiem, że za kilka dni, w najmniej spodziewanym miejscu i momencie spotkamy się po raz trzeci i dalej pojedziemy już do końca "koło w koło". Jesteśmy ostatni, którzy tego ranka opuszczają noclegownię. Ale przedtem trochę jeszcze gadamy. Jest dobrze wyposażony w mapy. Pod wieczór bada profil kolejnego dnia i ustala cel. Nie mój styl, ale nie odmawiam uwagi.

Dziś niedziela.


Notatka z dnia:


4 września. Estella - Los Arcos - Logroño.


Hiszpańskie słońce ma się bardzo dobrze. Na zjazdach gwałtowne podmuchy wiatru łagodzą upał. Skóra od ramion w dół - ciemnieje, koła się toczą, próbuję przegonić swój cień. Cień wymyka się, łamie, pojawia to z prawej, to z lewej strony, w końcu zmęczony pada na pobocze, jakby chciał skosztować soczystych gron Riochy. Dostanie je, ale jeszcze nie teraz...


Na wyjeździe z Estella odwiedzam po-benedyktyński monaster Santa Maria de Irache. Założony w połowie X w. klasztor opatrywał pielgrzymów, udających się do Santiago. W XVI wieku powstał tu uniwersytet, pierwszy w Nawarrze. Mnisi, jak to Benedyktyni, stosownie do swojej dewizy: ora et labora, zajmowali się także uprawą winnej latorośli. Pozostała po nich okazała bodega. Dziś ksiądz i zakrystian szykują się do Mszy. W pustyn kościele…

Mojej (nie)uwadze uchodzi okazja degustacji wina, którego można było zaczerpnąć z umocowanego w murze bodegi kranu. Czytałem o tym przed wyjazdem. A więc to było tam!

Kto wie, może i lepiej...


Kościół w Los Arcos. XII wiek. W ołtarzu głównym, stosownie do imienia - gotycka figura Matki Bożej. Ołtarzowe nastawy mienią się złotem. Światło przeciska się przez małe okna (to bardziej świetliki, niż okna) wycięte w grubym murze, tuż na wysokości łuków arkad, czyli bliżej sklepienia niż nawy.


Ostatnia prosta do Logroño, ale nim jeszcze na dobre zejdę z roweru, zatrzymuję się i odcinam kiść pełną gron, potem drugą i kolejną. Pestki radośnie trzeszczą pod zębami. Sok płynie, niczym wino.















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz