Nigdy wcześniej (ani już później) nie wykonałem tak głupiego manewru, jak dzisiaj, na wyjeździe z Santo Domingo. Ale od początku.
Z Nájera wyruszam o 7:40. Dwie godziny później jestem już w Santo Domingo, przepięknym, acz niewielkim, liczącym zaledwie kilka tysięcy mieszkańców, miasteczku. Jestem już w podcieniach wieży, przed drzwiami katedry, i za chwilę zapnę gdzieś rower, kiedy do uszu dochodzi wyraźne i powtarzające się pianie koguta.
- Kurnik jakiś - myślę. Ale w środku miasta?
Pianie powtarza się i najwyraźniej dochodzi z wnętrza katedry.
- Mogliby już dać spokój świętemu Piotrowi. Pan mu już przecież wybaczył, więc po co przywoływać tamtą noc z dziedzińca Piłata?
Jednak drzwi, które wziąłem za wejściowe, nie prowadzą do katedry. Trzeba je minąć i wejść od strony klasztornego dziedzińca, do atrium, w którym mieści się… tak, tak, bileteria. Ale ja chcę tylko (albo - najpierw) do katedry! Nie. Czy chcesz, czy nie chcesz odwiedzić muzeum, do katedry bez biletu nie wejdziesz. Bilet ma tą zaletę, że pozwoli wejść także do innych muzeów Santo Domingo. Kupuję, więc wchodzę...
Katedra dedykowana jest św. Dominikowi. Ale nie temu, z którego zasłynął zakon Białych braci, czyli Guzmanowi, ale Garcii, za wstawiennictwem którego wiek później pewna niewiasta poczyna i rodzi upragnionego syna, który stanie się założycielem zakonu, z którego wyjdą tak świetni synowie, jak Dominik Guzman, Tomasz z Akwinu, Wincenty Ferreriusz, Albert Wielki...
Dominik Garcia z przydomkiem de la Calzada, czyli „od (budowy) dróg”. Patron inżynierów i budowniczych. Jego świętość wyrażała się nie tylko niezwykłą pobożnością, ale miała wymiar „praktyczny”, użytkowy. To jemu pielgrzymi, udający się do grobu Apostoła, zawdzięczają budowę grobli na rzece Oja (od rzeki wzięła swoją nazwę prowincja), która skracała im długie obejście. Dominik był także budowniczym dróg, a już istniejące - naprawiał. Przyczynił się także do budowy szpitala dla pielgrzymów, dziś zamienionego na parador. W murach tego zabytkowego kompleksu, oprócz hotelu, mieści się także muzeum. Całą bryłę „pieczętuje” od strony alei Juana Carlosa I, konwent św. Franciszka.
W uznaniu zasług zbudowana na miejscu romańskiego kościoła katedra, a później także i miasto, nazwano jego imieniem i jego wstawiennictwu do dziś się poleca. Każdego roku w maju, miasto fetuje swojego patrona. Obchody trwają 5 dni i mają bardzo uroczysty przebieg.
We wnętrzu katedry mieści się wiele wspaniałych dzieł sztuki. Min. wykonane z drzewa orzechowego retabulum (XVI wiek). A na ścianie, zdobionej pięknymi polichromiami, na pewnej wysokości ale w zasięgu wzroku - el Gallinero, gotycki kurnik z 1460 roku! To właśnie stąd rozchodzi się na całą nawę, słyszalne także na zewnątrz, pianie koguta. W przylegającym do katedry muzeum i krużgankach - ekspozycja wspaniałych dzieł sztuki sakralnej: rzeźby wykonane z kości słoniowej, ołtarzowe miniatury.
A oto wyjaśnienie obecności „złotej klatki” w katedrze, czyli „historia" o kogucie i kurze:
Jest XIV wiek. Pewien pielgrzym o imieniu Hugonell, który odbywał wraz z rodzicami pielgrzymkę, odrzuca zaloty miejscowej dziewczyny. Ta, urażona, uknuła zemstę: włożyła do bagażu młodzieńca, należący do właściciela gospody, drogocenny kielich. Młodzieniec został oskarżony o kradzież, a wyrokiem sądu skazany i powieszony. Jego rodzice znaleźli go jednak na szubienicy żywego! Gdy przekazali tę wieść sędziemu, miał on zakrzyknąć: To bzdura, wasz syn jest tak samo żywy, jak ta pieczona kura na moim talerzu. W tej samej chwili kura ożyła, na nowo wyrosły jej pióra i zaczęła gdakać.
Tak oto upamiętniony został cud, przypisywany wstawiennictwu świętego Dominika.
Ale na mnie już czas. Zjem jeszcze kawałek placka, wypiję kawę i w drogę.
W katedrze kogut suplikuje lacrimosa dies illa, kura przygdakuje, a ja na wylocie z Santo Domingo wykonuję manewr, którym dokładam sobie niepotrzebne kilometry…
Do Belorado jadę...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz