Wtorek, 9 czerwca 2015.
Wieczorne niepokoje związane z pogodą pierzchają o świcie. Zapowiada się naprawdę piękny dzień. Na początek wracam na plan zdjęciowy z gargulcami, tymi "od" św. Jana (Chrzciciela). W świetle dnia są znowu posągowo nieruchome ale dobrze wiemy, że to tylko poza na potrzeby chwili.
Zaraz też przenoszę się na plac Królowej Matyldy, przed fasadę ufundowanego przez nią opactwa i kościoła. Świątynia już otwarta. Ruch między prezbiterium i zakrystią wskazuje, że w niektórych kościołach Francji wciąż jeszcze istnieją inne, "wyższe" niż tylko muzealne, formy życia. Tu zakończyła się właśnie Msza. Zanosi się więc na to, że będę miał okazję podziękować mojemu wczorajszemu "Opiekunowi" za pomoc.
Kościół ma dość typową dla bazylikowej architektury wydłużoną nawę. Do transeptu prowadzi aż 9 przęseł, a każde z nich dzieli się na 6 mniejszych jednostek. Ten podział narzuca podokienna "galeria" ślepych arkad.
Poszczególne "sekcje" sklepienia tworzy 6 pól. Każda z nich spina po 2 przęsła arkad nawy bocznej otwierających się na nawę główną łukiem wciąż jeszcze prostym.
Każdy filar arkady zwieńczony jest piękną głowicą wzbogaconą w motyw roślinny lub zwierzęcy.
Absyda zamykająca prezbiterium zdobiona witrażem wpuszcza do wnętrza dokładnie taką ilość światła, jakiej się w tym miejscu należy spodziewać. Gruby mur przypomina nam o tym, że to świątynia romańska. Wszystko tu uczy pokory i szacunku dla form wcześniejszych, przedgotyckich.
Upłynie jeszcze trochę czasu, zanim łuki sklepienia, arkad i okien napną się i wyostrzą, przyjmując formę bardziej ekspresyjną, zanim staną się "architekturą walczącą", a pas podokienny - triforium zamieni się w galerię wielobarwnego i pełnego treści światła. Kamień cierpliwie oczekuje objawienia się geniuszu Sugera.
Każde z ramion transeptu w kierunku prezbiterium jest zamknięte apsydiolą - małą półokrągłą wnęką. W jednej z nich, po lewej stronie, znajduje się krypta z pamiątkową tablicą opiewającą zalety umysłu i stanu fundatorki - królowej Matyldy, żony Wilhelma Zdobywcy. Jedna z córek książęcej pary zostanie tu opatką.
Przy wejściu, w prawej nawie bocznej figura św. Ekspedyta, rzymskiego legionisty z III wieku, męczennika, patrona żołnierzy, nawigatorów, żeglarzy a także… studentów. W tradycji przedstawiany jako jeden z kilku "specjalistów" od spraw naprawdę beznadziejnych.
Na pierwszyzm "przęśle" nawy 2 wielkie obrazy Corneliusa Schuta, flamandzkiego malarza z I poł. XVII wieku: Pokłon trzech Króli i Rzeź Niewiniątek.
Kamień uczy cierpliwości. W Caen zachwyca bielą. I tylko żal, że opactwo nie jest już tym, czym było kiedyś - "sercem" miasta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz