Rouen

Rouen

sobota, 3 grudnia 2022

Dzień ósmy. Boadilla del Camino - Calzadilla de la Cueza.

Boadilla, 7 rano. Słońce wschodzi niespiesznie, ale w przeciągu najbliższego kwadransa przybór światła będzie tak gwałtowny i zauważalny, jak wody przypływu pod Skałą Saint-Michel. 

W hallu, który jest jednocześnie punktem rejestracji i barem, zamawiam kawę, sok z pomarańczy i jakąś przekąskę. Don Miguel porusza się za ladą z prędkością światła i trudno zobaczyć go w jednym miejscu, bo już jest w innym. Dobiera język do kraju przybysza i zmiana na kolejny nie sprawia mu najmniejszej trudności. Ma też w zanadrzu kilka słów po polsku. Urządzenia, które obsługuje wydają się za nim nie nadążać: ekspres do kawy, terminal, księga gości, zamówienia na ciepłe śniadanie? Voilla!


Obchodzę niewielki kościół na placu przed hotelem. Santa Maria jest jednak o tej godzinie jeszcze zamknięta. Zamawiam kolejną kawę, już się żegnam, gdy nagle na plac wjeżdża… Loek w towarzystwie mojego vis-a-vis z albergi w Burgos.

I już wiem, że dalej pojedziemy razem. Ja i Loek.


W zgodnym i nie wymuszonym tempie, nie przeszkadzając sobie, realizujemy odpowiednie każdemu - te same i odmienne - cele.

Wspólne, to oczywiście wszechobecne na każdym kroku cuda architektury. Kawa na każdym postoju - rzecz obowiązkowa.

Chłodny poranek zamienia się w całkiem miłe i coraz gorętsze południe. Zapotrzebowanie na płyny chłodzące rośnie.

Postój i zimna cola w Villarmentero, a przed nami już Villalcázar de Sirga i jej ozdoba - Santa María la Blanca - romański kościół z XIII wieku. W środku obraz Virgen de las Cántigas. W prezbiterium - wspaniały, o hiszpańsko-flamandzkim rodowodzie, ołtarz! Uwadze nie może też ujść - choć schowany w podcieniu flankującej południową nawę wieży, portal z z dwupoziomowym fryzem. W górnej części - Pantokrator, na dolnym pasie - scena Zwiastowania.


W Carrión de los Condes - popas. Rządzą kawa i zimna cola. Do tego jakaś przekąska. Między 13 a 14 wchodzimy na wystawę pod jakże wymownym tytułem: "Ecce Mater Tua". Ekspozycja ma miejsce w wynajętym na czas wystawy - czytaj: wyłączonym z właściwego „usus” - kościele Santa Maria del Camino (znaki czasu, chciałoby się powiedzieć). Asekurujemy się wzajemnie, starając się odwrócić uwagę staffu, i z ukrycia robimy „zakazane” zdjęcia. No, mają z nami kłopot. „Dobrze już, dobrze, już chowamy telefony". Ale jak? Jak nie fotografować takich cudów i to w takim miejscu, w ich naturalnym środowisku?!

Wielka sztuka małych, rozsianych na trasie Camino, miasteczek. Rosła razem z Camino i Camino się nią karmiło. Tak było przez wieki i tak też jest dziś!


Jedziemy, jedziemy, jedziemy…


Około 16 jesteśmy już w Calzadilla De La Cueza, miejscu dzisiejszego noclegu. Pewnie pojechałbym dalej, ale szkoda mi zażyłości. Wieczorem, w świetle gasnącego słońca, wypijemy butelkę riochy.


Notatka z dnia. 9 września.


Calzadilla de la Cueza. Nie każda alberga ma taki „dobrostan”. Siadam więc na rozgrzanej promieniami słońca terakocie i zanurzam stopy tuż obok wylotu chłodnej wody. Zmarszczona obiegiem wody tafla, jak w komnacie krzywych luster, odbija i dzieli słońce na 1000 mniejszych... 

Na stoliku obok ktoś rozgrywa partię szachów, ktoś inny rozwiesza pranie...


Dziś etap nie najkrótszy, ale nigdy nie kończyłem jazdy przed 17! Tym razem jednak wszystko jest policzone i zważone: słowa, czyny, a nawet myśli…


Jutro trasa do Leon. Tam świętuję niedzielę. I kolejną perłę hiszpańskiego gotyku - drugą z wielkich katedr Kastylii. To podobno najbardziej "francuska”. Z licznymi podobieństwami do Reims i Chartres. Zobaczymy.














 






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz