Rouen

Rouen

sobota, 28 listopada 2015

Reims, Cathédrale Notre-Dame. (I)

Reims. [3 lipca 1890]*
niecierpliwie przebiegałem ulice miasta nieznanego - dążąc przed katedrę a drżąc obawą żeby nie rozczarowała mię rzeczywistość ani choć trochę ujęła z tego cudu wymarzonego - chciałem, żeby była tak uroczą, jak sny o niej - żeby ją można pokochać, jak marzenie o niej -  tak uklęknąć przed nią, jak przed bogiem […]


jakś siła przykuwała mnie do miejsca - stałem już na rogu ulicy. zostawał mi jeden krok…, nie chodź dalej" - "wróć się" - przedrzeźniały mi się jakieś myśli i mary co plączą się o zmroku po świecie i nazywają się złudy. -
a nuż ona nie jest tak wspaniałą, piętrzącą się gdzieś ku niebiosom, wysoko w górę - tylko małym cackiem i arcydziełem sztuki w proporcjach łudzących i delikatnych - - nuż nie jest tak olbrzymią i tak wielkoduszną, tak uroczą jak bajki o niej.
słońce kryło się za chmury.
wolałbym jej nie widzieć, niż miałaby mi zburzyć i rozwalić w gruzy mój gmach wymarzony w sercu i utkany wyobraźnią. 
ja chcę hymnu nie prostej powieści! ---


i nagle rozjaśnia się -... płomieniste i krwawe blaski, ostatnie drżenia zachodu rozwidniły łuną miasto.
[…]
Przede mną stała katedra złota przy zachodzącem słońcu, przyćmiona i omglona starością, młoda pięknem zaklętem - pełna dumy przeszłości - burza wyobraźni! zza której przesłaniał się tęczowy wdzięk arcydzieła. -…


potężny olbrzym drzemał w purpurze zachodu - oczerniały pożarami choć jak Lir wiekami zmęczony, - jeszcze jak ów Lir z piętnem królewskości w postawie --- czuwał, połyskując szybami róży portalu, jak Polyfem okiem jedynem spoglądający dumnie na niskość i małość ludzką; jak Argus uzbrojony tysiącem ócz drobnych niezliczonej liczby figur co obsiadły tłumami bramy, frontony, wieżyce, szczyty. - Obok całej surowości i powagi ogólnych linii kompozycji cóż za delikatność, wzniosłość, lekkość a smukłość proporcji.-


 […] u spodu trzy portale w infułach bogatych szczytowych… rząd nisz z figurami królów Judy wyrzucony śmiało ponad linie łuków rozety środkowej - dodaje majestatu i malowniczości. -


widać cały wyrost wież już na pierwszym piętrze ponad bramami bocznemi, długie czarne głębie otworow dodając im lekkości u spodu, uwydatniają masę środka; widać na zewnątrz rozkład wewnętrzny.
Z pysznego czoła gmachu, gdzie stanęli rzędem królowie Judy rwią się w górę dwie wieżyce jak dwa promienie z głowy Mojżesza.


Cały gmach snuje się w górę, rozmodlił się ku niebu - patrząc nań, zdaje się, że wciąż urasta coraz wyżej, że "skrzydeł anielskich dostaje", że przebije szkalnny strop gwiezdny, że potęga i siła modłów zaklętych w jego złomy przepruje lazurowy szmat błękitu - że tam w górze dosięgnie boga w jego glorii niebieskiej … i jak po drabinie Jakubowej zstąpią nań chóry anielskie wołając synowi Dawidowemu hosanna! -
stałem dopóki mrok nie poczuł tłumić tych blasków świetnych, zasuwając na otoczenie zielonawy szary łachman zwłóczony. -
wśród tego sennego mroku, gmach długo jeszcze świecił koronami dwu wież, jak symbolem miłości i wiary.


Kościół poświęcony Marii a więc do niej odnoszą się rzeźby portalu środkowego. - na słupie rozdzielającym bramę wnętrzną jej statua, po bokach wgłębień sceny z jej życia (jak zawsze) - zwiastowanie, nawiedzenie Elżbiety - po drugiej prezentacja w świątyni - a więc Symeon i jak tutaj Józef - i Anna prorokini - dwie najpiękniejsze statuy średnich wieków. - dalej Salomon i po drugiej stronie Saba - figury portalów bocznych odnoszą do świętych francuskich […] albo do Starego Testamentu - a więc od Abla aż do Mojżesza.



- w górze jak zawsze chóry anielskie - piewcy i psalmiści w polach szczytowych - sceny jak w środkowej koronacja Marii - z prawej męka pańska - z lewej apoteoza Chrystusa jako króla światów -
- przecudne te figury portalu - nie wiadomo ktora z nich piękniejsza - tak one wszystkie poważne - tak wzniosłe - i tak naturalnie odczute w wyrazie - w charakterystyce - wysokie, silnie zbudowane - o małych główkach z włosem krętym - opadającym na czoło w ślicznych splotach - twarzą o krótkim nosku i szeroko zatoczonych łukach brwi - oczkach zmrużonych i maleńkich usteczkach uśmiechniętych - jak ten anioł w zwiastowaniu -



- prześliczna ta scena zwiastowania - może najpiękniejsza jaką z rzeźb XIV wieku widziałem - […] - jak one są skromne w draperiach a jak majestatyczne - co za różnica np. w przedstawieniach Marii, jak ona jest inną jako królowa a inną w scenach zbiorowych - - w zwiastowaniu jest skromną - młodą dziewicą - bardzo niepozorną ze drżeniem słuchającą słów anioła - w środku bramy jest przedstawioną jako królowa - w koronacyjnym płaszczu - w koronie na głowie - w bujnych włosach rozpuszczonych - z berłem w ręku i dziecięciem boskiem - udrapowaniem - strojem - wyrazem nawet i minką i dziecinną przypomina statuy noszone na feretronach […] jest taką Maryjką - dla której dzieci znosiły kwiaty - a ona im dziękowała uśmiechem - -- w taką wierzyła Joanna d'Arc i tak musiała się jej zjawić ---



powyżej bram bocznych, na pierwszem piętrze gmachu, przez otwory wież widać przerzucone łuki arkad podpierających ścianę nawy - wysoko ponad rozetą w trójkątnych polach stanęły jakieś olbrzymie postacie rycerskie cale zakute w zbroję - obok nich dwie inne małe w strojach pasterskich - to Dawid w otoczeniu swoich owiec, rzucający procą na kolosa Goliatha i tenże sam Dawid drugi raz ścinający mu głowę - 
ponad tem galeria królów Judy - 
środkowe pola na frontonie zajmuje chrzest Clodwiga a więc figury historyczne - po bokach dopiero owe legendarne króle, okoronione, uberlone, ze swojemi płaszczami monarszemi i brodami długiemi […] i nie tylko na fasadzie ale biegną one dokoła gmachu - ukryte zawsze w niszach ozdobnych - niektóre dają wyraźne portraity królów francuskich - - -.


[…] wzdłuż nawy - na łukach które biegną podtrzymywać jej ścianę stanęły pod baldachami anioły rozskrzydlone - z każdego kąta i zagięcia wyglądają potworne łby i paszcze pokrzywione straszydeł.

*Stanisław Wyspiański. Listy do Lucjana Rydla.

środa, 25 listopada 2015

Val-de-Vesle. A teraz do Reims!

Czwartek, 18 czerwca 2015.

Po nocy takiej jak ta, krótkiej, zbyt krótkiej, by zachować dystans do tego, co dzieje się na z zewnątrz namiotu (tak, tak, znowu pada), wstaję niespiesznie i na nowo ustalając priorytety ogłaszam wszem i wobec, że właściwie, to nigdzie mi się nie spieszy. Skoro niebo nad katedrą sprzyja fotografii raczej podwodnej niż portretowej, nie czuję się zobligowany do respektowania jakichkolwiek terminów.
- "Państwo" zamawiali fotografa?
- "Państwo" będą łaskawi poczekać. Fotograf w drodze.



Kaprysy pogody zachęcają mnie do tego, by nieco więcej uwagi poświęcić czynnościom gospodarczym i skorzystać z całego dostępnego bogactwa biwakowego zaplecza, a więc: mała przepierka, prysznic, obiad. Po wysuszeniu i spakowaniu się ruszam w stronę miasta.


Tym razem pojadę już ścieżką (na ślad której natrafiłem jeszcze na etapie planowania, dzięki dobrodziejstwom innej niż dotychczas mapy), która uwolni mnie od smutnej konieczności asystowania sporej kolumnie pojazdów innych, niż ja*. Bardzo innych.



Biorąc pod uwagę, że odległość stąd do miasta wynosi ok. 20 km, odkrycie tej ścieżki ma dla mnie dziś znaczenie nie mniejsze, niż dla żeglugi wielkiej przekop nazwany ongiś Kanałem Panamskim.
Skojarzenie z kanałem nie jest tu przypadkowe, bowiem ścieżka na całej swojej długości, od kempingu do miasta, biegnie wzdłuż wodnego szlaku. I choć ten łączy ze sobą nie oceany ale zaledwie nurty dwóch niewielkich rzek - Aisne i Marne, ruch na nim jest dość znaczny.



Krajobraz widziany z nabrzeża kanału może i nie zapiera tchu w piersi ale miejscami na prawdę wart jest uwagi. Polna roślinność, lustro wody poruszane przez pierzchające przed obiektywem kaczki i niewielkie - czy to lekko sunące czy tylko cumujące przy nabrzeżu - jednostki, robią naprawdę wrażenie! Biorąc pod uwagę fakt, że jesteśmy w pobliżu dość wielkiego miasta widok jest tyle przepyszny, co niespodziewany.


Zmianę tempa akcji, jaka rozgrywa się na wodzie regulują napotykane co rusz śluzy, które wstrzymując "bieg" stateczków czy barek pozwalają, choćby tylko banalnym ale pełnym uprzejmości "bonjour" odwzajemnić ciekawość spojrzeń i odgadnąć rodzaj przewożonych dóbr.


I wszystkiego tu w bród, tylko słońca jak na lekarstwo!

*eufemizm na określenie ruchu drogowego, który szczególnie na tym "przedmiejskim" odcinku zdominowany jest przez samochody dostawcze.

sobota, 21 listopada 2015

Champagne-Ardenne.

Środa, 17 czerwca 2015.

Na Gare de l'Est (stąd już wszystkie drogi prowadzą do Reims) ruch, jak przystało na jeden z 7 wielkich dworców Paryża. Gdyby chcieć zgadywać, każda z oczekujących w kolejce osób, nie budząc ze strony innych ani nadmiernego zdziwienia ani niezdrowej ciekawości, mogłaby wyprawiać się, prawie tak, jak stoi, nie tylko w kierunku wschodnim ale na dowolny z 6 kontynentów, do któregoś z ich państw: Indie, Peru, Mali, Butan, Propan - proszę bardzo - do wyboru do koloru.


Bilet udaje mi się kupić na dosłowny “styk” i na minutę przed odjazdem pociągu siedzę już na swoim (nie nadużywając tego słowa) nieoznaczonym miejscu. Bagażu pilnuje rower w osobnym, jak to w wysoko-podłogowcach, przedziale. Tak w ogóle to już się nawet z nimi oswoiłem, już mnie ich pojawienie się na linii horyzontu miast spodziewanego, bo bardziej zdatnego do przewozu roweru nisko-podłogowca, tak nie irytuje. Emocje skupiają się teraz na zaczepach sakw, które nie chcą spaść z dolnego haka bagażnika w momencie, w którym o to usilnie zabiegam. Gdyby jeszcze wiedzieć, w jakim miejscu peronu wagon z przedziałem na rower akurat się zatrzyma!
Do czasu jednak, zanim nastąpi "pokoleniowa" wymiana i na wszystkich trasach pojadą już tylko przyjazne i wygodniejsze "n-p", ja pewnie zdążę zamienić moje (miałem nie mówić ale nie mogę się powstrzymać) Crosso na Ortlieby.

Jadę do Epernay, skąd dalej - już rowerem - do Reims. Jak (się) dobrze zakręcę, na plac przed katedrę dotrę około północy. Mam nadzieję zastać tam te same światła, które w Tours tak rozbudziły mój apetyt.



Kiedy rok temu, przemierzając ten sam odcinek rowerem byłem świadkiem, jak, mniej więcej o tej właśnie porze, gdy słońce kładzie się spać, sięgająca horyzontu pierzyna chmur barwi się na czerwono i mieszając się z błękitem nieba podobnych właściwości użycza złotym łanom zboża, więc, kiedy te przestrzenie przecinał wynurzający się jakby z nie-wiadomo-skąd i tratujący wszystko, co napotka na swojej drodze skład wagonów, obiecałem sobie, że za rok (to jest teraz) role się odwrócą. Przynajmniej, gdy idzie o moje w tym krajobrazie miejsce.
Słowa dotrzymałem a dziś mogę dać kolejne, że w temacie tego, co tyczy się szczegółów przyszłorocznej trasy i tego właśnie jej fragmentu, na obecną chwilę nie zdradzę żadnego ze szczegółów.
I nie namawiajcie mnie, bo dałem słowo.



A teraz, w ostatnim możliwym jeszcze miejscu, zapewne pod natchnieniem mojego osobistego Anioła Stróża, wykonuję manewr, który ujmie mi z miary późniejszych rozczarowań. Pierwotnie bowiem planowałem najpierw udać się na kemping i dopiero później pojechać do Miasta (Miasto, kemping i punkt, w którym się znajduję są w tej chwili wierzchołkami umownego, w przybliżeniu, równobocznego trójkąta). Mając więc na względzie czystą "ekonomię" czyli najkorzystniejszy wydatek sił - jadę najpierw do Reims.


Jest dopiero 23.30. Katedra już śpi jednak bez dekorujących jej spoczynek świateł. Widocznie też miała ciężki dzień i postanowiła zasnąć bez zbędnych ceremonii. W drodze na kemping - niespodzianka: poznaję inną, o niebo lepszą od dotychczasowej, bo w bezpiecznej odległości od ruchliwej N44, drogę. Jednak cały jej urok odkryję dopiero jutro, w ciągu dnia.


Champagne-Ardenne to nazwa regionu administracyjnego a także stacji kolejowej TGV. Reims jest tego regionu największym miastem. Historyczna kraina obejmowała znacznie bardziej rozległy obszar niż dziś. Ale tak wczoraj jak i dziś, Szampania to głównie katedry (Reims , Châlons, Troyes) i królewskie (ongiś) winnice, w których każdego roku dojrzewa najdoskonalsze z francuskich win musujących - napój, bez którego trudno wyobrazić sobie jakąkolwiek poważną uroczystość. Po prostu szampan.
Na zdrowie!

czwartek, 19 listopada 2015

Cathédrale Royale de Saint-Denis. (II)

Środa, 17 czerwca 2015.

Saint-Denis. Godzina 17:26. Plac przed bazyliką. Słońce z wolna mija narożnik południowej wieży i okrążając ją zatrzymuje się przed zachodnią ścianą fasady. Wciąż w tym samym następstwie dni, miesięcy, lat. Zainteresowanie tym spektaklem ze strony przechodniów jest raczej znikome.


Wielobarwny tłum mieszkańców przedmieścia, pokrzykujących na siebie mężczyzn i kobiet czy zajętych zabawą dzieci, zdaje się nie zauważać niczego poza sobą. Jest jak wyrzucona na brzeg i trzepocąca się na piasku ryba albo jak butelka z listem rozbitka, pismem, którego nikt poza nim samym odczytać nie potrafi.


Nie licząc członków ekipy technicznej, którzy zawieszeni między niebem a ziemią trudzą się nad przywróceniem "scenie" pierwotnego blasku, na placu przed katedrą zaledwie kilka osób. Ale nie ma powodu do zmartwienia - spektakl odbędzie się, taka tu zasada, nawet dla jednego widza.
   Iam Sol recedit igneus:
   Tu, lux perennis, Unitas,
   nostris, beata Trinitas,
   infunde lumen cordibus*
Tymi słowami rozpoczyna pozostający w ukryciu, niczym teatralny sufler - niepoliczony w swojej liczbie chór mnichów całego chrześcijańskiego świata.


Blask słonecznych promieni powoli i z niezwykłą delikatnością odsłania scenę i ukazuje nam aktorów dzisiejszego wieczoru. To samo słońce, które jeszcze godzinę temu wypijało (mój) całodzienny przydział wody teraz odmienia swoją srogość, a użyczając postaciom Chrystusa, Jego Uczniów, Aniołów i innym ożywczego ciepła sprawia, że tym chętniej odkrywają oni przed nami swoje tajemnice. A są to tajemnice rzeczy ostatecznych: życia i śmierci ze wszystkimi tych rzeczy następstwami. Tu nawet zwyczajowo oszczędni w środkach wyrazu innych, niż uroczysta powaga, Starcy Apokalipsy zdają się być bardziej niż zwykle przejęci swoją rolą.

Źródło.

To właśnie tu, w okolicach, ku którym nieodwołalnie zmierza bieg ludzkich spraw - czyli scen Sądu Ostatecznego daje się zauważyć największe ożywienie. 
Wszystko tu żyje i oczekuje na swoją kolej: głupi i występni na karę, mądrzy i wierni na nagrodę. Tą zaś będzie wejście w mury niebieskiego Jeruzalem na niekończące się gody Baranka. Drzwi katedry są przyszłych wydarzeń jakby wyobrażeniem i zapowiedzią.
Bo po to katedra jest katedrą, żeby nauczać: Prawa, Mądrości, Sprawiedliwości i Bojaźni Bożej. W jej wnętrzu oręż i zbroja, i wszystkie inne środki, potrzebne do podjęcia trudu drogi i wytrwałego nią kroczenia.


W stałym repertuarze jest także "Męczeństwo św. Dionizego i jego dwóch towarzyszy". Sceny tego dramatu przedstawione zostały na prawym i lewym tympanonie portalu fasady zachodniej**. Kult, jaki zrodziła ta śmierć, mimo (choć znajdą się tacy, co powiedzą, że właśnie skutkiem) nagromadzenia w relacjach akcentów w rodzaju “podobno” bądź: “wydaje się nieprawdopodobnym", doprowadza do tego, że już w V wieku powstaje tu świątynia. Od VI wieku w krypcie kościoła chowani są kolejni władcy. Na początku Merowingowie, później przedstawiciele kolejnych królewskich dynastii.

Z osobą Świętego wiąże się jeszcze inna, ważna historia: skutkiem pomyłki opata Hilduina (IX w.) został on utożsamiony z innym Dionizym, dla odróżnienia nazwanym Pseudo-Dionizym, autorem pism teologicznych, który nadto przedstawiał się czytelnikowi jako uczeń świętego Pawła. Autorytet Dionizego nadał więc dziełom Późniejszego-Dionizego dodatkowej "wartości". Poglądy i idee w jego pismach zawarte, zwłaszcza te, które w oparciu o teorię analogii i hierarchii wywodziły istnienie wszystkich bytów z Boga "pojmowanego" jako Światłość, legły u podstaw Sugerowej koncepcji nowego stylu.


Swoje dzieło rozpoczął Sugeriusz od części przedniej […] przy głównym wejściu z głównymi drzwiami, [gdzie] wąskie pomieszczenie  było ściśnięte z obu stron przez podwójne wieże, ani wysokie ani zbyt masywne, a za to grożące ruiną, zaczęliśmy z Bożą pomocą pracować intensywnie, z tej właśnie strony położywszy bardzo solidne fundamenty materialne pod prostą nawę i dwie wieże.
Po sprowadzeniu biegłych w odlewaniu z brązu i po wybraniu rzeźbiarzy sporządziliśmy główne drzwi - na których przedstawione są Męka Zbawiciela i Zmartwychwstanie czy raczej Wniebowstąpienie - z wielkim kosztem i nakładem na ich pozłocenie, jak przystoi w tak godnym portalu. Wiele też wydaliśmy na na przebudowę wież i górnej krenelacji fasady zarówno z uwagi na piękno kościoła, jak w celach praktycznych [].


Na drzwiach Sugeriusz umieścił taką oto inskrypcję:
    Kimkolwiek jesteś, jeżeli sławić pragniesz chwałę tych drzwi,
    nie patrz na złoto ni koszta, lecz na mistrzostwo roboty.
    Jasne jest dzieło szlachetne, a dzieło szlachetnie lśniące
    Ludzkie umysły oświeca, by poprzez światło prawdziwe
    Do prawdziwego szły swiatła, gdzie Chrystus prawdziwe wrota.
    A jak to w tym świecie możliwe, brama wskzuje złota:
    Mdły umysł do prawdy przez materialne rzeczy się wznosi,
    A widząc to światło, wpierw pogrążony, dźwiga się w górę.
    (XVII. "O drzwiach odlanych z brązu i złoconych".)

Źródło.

Nad drzwiami portalu centralnego (a także portali wieżowych) po obu stronach umieszczonego w środku okna umieścił Sugeriusz arkatury - dwie wnęki. Podobne rozwiązanie, jednak we wnętrzu nawy, służyło podkreśleniu regularności podziałów muru w strefie podokiennej, pomiędzy kolejnymi przęsłami arkady. Na kolejnym poziomie kondygnacji wieży układ okno - wnęka zostaje odwrócony. Ponad górną krawędzią okien galeria frankońskich królów. Cztery postaci po prawej i cztery po lewej stronie. Szczyt ściany portalu centralnego zamyka rozetaTo rozwiązanie stanie się wkrótce wzorcowym dla wszystkich późniejszych gotyckich katedr.

Ząbkowany mur łączący obie wieże (skutkiem zniszczeń od uderzenia pioruna wieża północna została rozebrana) sprawia wrażenie jakbyśmy stali przed warowną twierdzą. Sugeriusz chciał uczynić z wejścia do bazyliki miejsce odzwierciedlające królewską władzę, która w jego czasach opierała się na sile oręża. "Efekt" twierdzy podkreśla także blankowany na całej szerokości fasady wieńczący jej szczyt mur.


Po wykonaniu wszystkich opisanych tu prac, kolejne, tj. związane z podwyższeniem naw bocznych Sugeriusz zdążył zaledwie zaplanować. Realizacją dzieła zajął się dopiero 80 lat po jego śmierci inny opat - Eudes Clement. Zakończenie prac nastąpiło w 1281 roku przy niemałej pomocy króla Ludwika IX- świętego i królewskiej matki, Blanki Kastyliskiej. Lecz i to jeszcze nie było ostatnie słowo architekta. Przebudowy bowiem, w związku z poszerzeniem naw, wymagał teraz chór.

Odjeżdżam w kierunku dworca Gare de L'est. Za sobą zostawiam Saint-Denis - "złotą bramę" katedry i kamieńz "Bożą pomocą" dźwignięty w górę. Towarzyszy mi nadzieja, że to "dzieło szlachetne” także mój "mdły umysł do prawdy wzniesie". Do Źródeł Początku i Światła:
    Te mane laudem carmine,
    te deprecamur vespere;
    digneris ut te suplices
    laudemus inter Caelites.***

*Początek nieszpornego Hymnu:
    Już słońce schodzi ogniste,
    Ty, Jedność, Światło wieczyste,
    W sercach naszych,Trójco Święta,
    Rozlej miłość, niepojęta.
**Od kilku lat bazylika poddawana jest intensywnym pracom renowacyjnym. Skutkiem tego niektóre partie elewacji są poza zasięgiem nie tylko oczu ale i obiektywu. Zdjęcia tu zamieszczone pochodzą z dwóch różnych wypraw.
***Druga strofa nieszpornego hymnu:
    Ciebie my z dana wielbimy,
    Ciebie wieczorem prosimy,
    Racz to sprawić byśmy Ciebie
    Z Świętym chwalili w niebie!

środa, 11 listopada 2015

Cathédrale Royale de Saint-Denis. (I)

Środa, 17 czerwca 2015.

Większość trasy już za nami. Do końca pozostały zaledwie 2 etapy, jednak atmosfera towarzysząca najbliższym kilometrom zdaje się "poważnieć". Udziałem naszym staje się trudne do opisania (uroczyste?) podniecenie. Zbliżamy się oto do jednego z dwóch, pod względem znaczenia dla sztuki gotyku a także dziejów królestwa Franków, filarów. Jednym z nich jest katedra w Reims, drugi znajduje się tu właśnie, w Saint-Denis. Fundamenty zaś obu, mimo dziejowych kataklizmów osadzone są głęboko i solidnie nie tylko w ziemi ale dzięki właściwej, a za taką uważamy tu spajającą w jedną całość wielość i różnorodność, tak jednostkowych jak i wspólnotowych doświadczeń, narracji - także w ludzkich sercach i umysłach.


Dlaczego jednak bazylika Saint-Denis a nie paryska Notre Dame? Odpowiedź jest krótka i prosta. To tu, w benedyktyńskim opactwie, a wówczas jeszcze były to przedmieścia Paryża, w umyśle jednej z bardziej światłych postaci swojego czasu i stanu - opata Sugeriusza - zrodził się projekt przebudowy kościoła, od VI wieku nekropolii Frankońskich władców*, i uczynienia z niego świątyni godnej być "izbą przymierza z Bogiem" i przechowywanych w jej wnętrzu relikwii.


Podróżując przez Normandię widziałem w wielu świątyniach, jakby zamkniętą jeszcze w łonie czasu, postać tego, co tu, w Saint-Denis, już za chwilę otworzy się na światło, które przenikając do wnętrza, zupełnie inaczej, niż działo się to w świątyniach romańskich (w których światło ostro odcinało się od ciężkiej, mrocznej ściany), manifestować będzie chwałę Boga - Światłości Wiekuistej, Jedynej, Prawdziwej.


Otto von Simson tak opisuje ten fenomen: "Ściana gotycka [natomiast] jest jakby przepuszczalna: światło wsącza się w nią i przenika przez nią, zespala się z nią i przeobraża ją. Gotyckie wnętrza nie są przy tym wcale szczególnie jasne (choć na ogół jaśniejsze od wnętrz romańskich); barwne witraże tak dalece nie zapewniały dostatecznego dopływu światła, że w późniejszych czasach wiele z nich wymieniono na witraże en grisaille lub na zwykłe szyby, które fałszują całkowicie odbierane dziś przez nas wrażenie.


Kolorowe witraże gotyckich okien […] nie są wyciętymi w ścianie otworami, przez które ma wpadać światło; są one przenikniętymi światłem ścianami. Tak jak gotycki wertykalizm wydaje się odwracać działanie siły ciążenia, tak też, mocą podobnego estetycznego paradoksu, witraż przeczy nieprzenikliwej naturze materii; źródłem jego widzialnego bytu jest siła, która przezeń przenika. Światło, pochłaniane zazwyczaj przez przedmioty materialne, występuje tutaj jako podstawowy czynnik, kształtujący formę artystyczną; materia zaś jest, w swym estetycznym walorze, realna tylko w takim stopniu, w jakim udziałem jej staje się świetlista siła światła, i w jakim siła ta ją określa.


Ta koncepcja jest kluczem do nowej sztuki, sztuki Francji, której wyniesiony przez Sugeriusza kościół opacki jest wzorem. Jest to sztuka blasków i pielgrzymowania światła."**

Jeśli chcemy zrozumieć znaczenie tego miejsca i królewską godność wzniesionej tu świątyni, musimy się cofnąć do roku 1136. Bazylika znajdowała się wówczas w stanie dość opłakanym. Sugeriusz, za inspiracją boską odkrywa w sobie potrzebę gruntownej przebudowy świątyni.

[…] Ponieważ w części przedniej, od północy, przy głównym wejściu z głównymi drzwiami, wąskie pomieszcznie było ściśnięte z obu stron przez podwójne wieże, ani wysokie ani zbyt masywne, a za to grożące ruiną, zaczęliśmy z Bożą pomocą pracować intensywnie, z tej właśnie strony położywszy bardzo solidne fundamenty materialne pod prostą nawę i dwie wieże.


Po zakończeniu prac (1135-1140) i poświęceniu nowo wybudowanej fasady, która wyglądem swoim przypomina te, widziane w Normandii (Caen) jednak różni się od nich zupełnie nowym "dodatkiem" - rozetą, rozważając za inspiracją boską, postanowiliśmy […] zachować [dawne] kamienie święte, tak jakby to były relikwie; i przez piękno długości i szerokości starać się uczynić szlachetnym nowy dodatek, którego budowę trzeba było zacząć pod naciskiem tak wielkie potrzeby. Po namyśle postanowiono przeto usunąć sklepienie - niższe niż to, które zamyka apsydę, gdzie znajdują się ciała naszych patronów - aż do górnej powierzchni krypty, do której ono przytyka; tak żeby przykrycie tej krypty mogło stanowić podłogę dla tych, którzy wchodzą jednymi z dwojga schodów, i aby stamtąd mogły, będąc w miejscu wywyższonym , relikwiarze świętych, ozdobione złotem u cennymi kamieniami, ukazać się oczom odwiedzających.


Ponadto roztropnie zadbano, by środkowa nawa dawnego korpusu - przez górne kolumny i centralne łuki, które miano ustawić na dolnych, wzniesionych w krypcie - została zrównana ze środkową nawą nowego budynku […] i podobnie, by wymiary dawnych naw bocznych zostały zrównane z wymiarami nowych, z wyjątkiem tego wykwintnego i godnego pochwały dodatku, w postaci kolistego wieńca kaplic, dzięki któremu cały kościół jaśnieje cudownym i nieustannym światłem przenajświętszych okien, przenikającym wewnętrzne piękno.***


W tymże roku [1140] uradowani dziełem tak świętym i dobrze wróżącym, pospieszyliśmy rozpocząć budowę izby przymierza z Bogiem w górnym chórze, gdzie często i nieustannie składana ofiara naszego zbawienia winna dokonywać się w ukryciu, nie zakłócana przez tłumy. I, zgodnie z tym, co znajduje się w [naszym] traktacie o poświęceniu tej górnej budowli - za Bożą pomocą i opieką nad nami i naszymi sprawami - było nam dane doprowadzić wraz z braćmi i pomocnikami do pomyślnego końca tę tak świętą, sławną i chwalebną budowę; tym bardziej wdzięczni jesteśmy Bogu i Świętym Męczennikom, że w naszym czasie i nam właśnie pozwolił wykonać tą tak długo odkładaną pracę. […] Jak bardzo Boska ręka, działająca w takich sprawach, opiekowała się tym chwalebnym dziełem, dowodzi niewątpliwie to, iż pozwoliła na wykonanie tego wspaniałego budynku w ciągu trzech lat i trzech miesięcy, od krypty pod spodem aż do szczytu sklepień u góry z całą różnorodnością tak wielu łuków i kolumn, a nawet z ukończeniem dachu.


Do napisu z pierwszej konsekracji (638) Sugeriusz dołączył takie oto słowa:
     Gdy nowa część tylna złączy się z częścią przednią
     Jarzy się kościół w środku rozświetlony.
     Jasne jest bowiem, co jasno się z jasnym łączy
     I nowym przeniknięte światłem dzieło
     Szlachetne jaśnieje, co w naszym czasie wzrosło,
     Spełnione gdy ja, niegdyś Suger, rządziłem.
Chcąc wykorzystać ten sukces, ponieważ niczego na ziemi nie pragnąłem bardziej, niż dążyć do uczczenia matki mojej - Kościoła […] poświęciliśmy się zakończeniu dzieła i staraliśmy się podwyższyć i powiększyć ramiona transeptu kościoła, i ująć je w formach odpowiadających części dawniejszej i późniejszej, które one miały łączyć (XXVIII).


W dalszej części traktatu "O tym, czego dokonano pod jego zarządem" (XXXII) tak mówi Sugeriusz:
Pospieszyliśmy ozdobić główny ołtarz św. Dionizego, gdzie znajdowało się jedynie piękne i cenne frontale pochodzące od Karola Łysego, trzeciego cesarza, bo przy tym [ołtarzu] zostaliśmy ofiarowani do życia zakonnego. Odbudowaliśmy go cały, umieszczając z każdej strony złote tablice i dodając czwartą, jeszcze cenniejszą; tak że cały ołtarz dokoła wygląda jak ze złota. Po obu stronach ustawiliśmy tam dwa świeczniki króla Ludwika [VI], syna Filipa, […] dodaliśmy hiacynty, szmaragdy i nieco cennych gemm, kazaliśmy się też rozejrzeć za innymi, które dodałoby się później. Wiersze na tych tablicach są następujące:
     Te tablice dał na ołtarz Opat Sugeriusz
     Do tych, co król Karol niegdyś położył.
     Niegodne zrób godnymi swą łaską, o Maryjo,
     Niech grzechy opata i króla zmyje źródło łaski.
I dalej: Na początku pełnienia przez nas funkcji opata usunęliśmy już przegrodę, ktora jak ciemna ściana przecinała środkową nawę kościoła, by piękno jego wielkości nie było przez takie bariery przesłaniane. Dalej zadbaliśmy, zarówno z uwagi na jego tak górną funkcję, jak i na wartość samej roboty, by słynny tron chwalebnego króla Dagoberta […] został odrestaurowany. Starodawna tradycja głosi, że królowie Franków po wzięciu w rękę steru rządów zwykli byli na tym tronie siadać, by po raz pierwszy odebrać hołd szlachty. Pozłociliśmy też orła w środku chóru, który został ogołocony z pozłoty przez częste dotknięcia wielbicieli.
Ponadto kazaliśmy pomalować, wyborną ręką wielu mistrzów z różnych krajów, świetną mnogość nowych okien, zarówno u góry, jak i na dole, od pierwszego, które zaczyna, z drzewem Jessego w apsydzie, do tego, które znajduje się nad głównymi drzwiami w wejściu do kościoła.


[…] Przeto, jako że [okna te] wielce są cenne dzięki cudnej robocie i obfitości malowanego i szafirowego szkła, zatrudniliśmy rzemieślnika urzędowego do opieki nad nimi i do napraw, a także złotnika wprawnego w ozdobach złotych i srebrnych, ktorzy będą pobierać pensje i co im się jeszcze przyznało ponadto, a mianowicie pieniądze z ołtarza i mąkę ze wspólnego magazynu braci, i którzy nigdy nie zaniedbują obowiązku doglądania ich [witraży]. Zamówiliśmy ponadto siedem świeczników [metalowych] emaliowanych i znakomicie złoconych, bo te, które świętemu Doionizemu ofiarował cesarz Karol, wydają się zniszczone przez czas. […] (XXXIV).

*Jako pierwszy "kazał" się tu pochować Dagobert II (679). W dziejach królestwa zaledwie kilku władców spoczęło poza murami Saint-Denis. Podczas rewolucji bazylika wielokrotnie stawała się obiektem dzikich grabieży. Rezultatem było min. zbezczeszczenie ciał pochowanych tu królów, tak, iż do dziś dnia nie zachowały się doczesne szczątki żadnego z nich, wyjąwszy pochowanego tu już po rewolucji, w 1824 roku Ludwika XVIII, ostatniego z dynastii Burbonów.
**Otto von Simson - Katedra gotycka. Jej narodziny i znaczenie.
*** Tekst oznaczony na niebiesko jest cytatem z "Myśliciele, kronikarze i artyści o sztuce. Od starożytności do 1550 roku." Wybrał i opracował Jan Białostocki.