12 lipca, piątek...
Sedan. Uzupełniam wodę i o 13 - cztery godziny wcześniej, jak rok temu - ruszam w Ardeny. Po godzinie i 40 minutach jestem zaledwie na 14 kilometrze! Ale to nic. To jeszcze nie powód do paniki. Tak wyglądają dziś pierwsze kilometry, tak się tu jedzie. Teraz zjazd do Bouillon. Po lewej mijam widoczny już z daleka zamek dobrego krzyżowca, Gotfryda. Zamek imponuje wielkością, jego rozległa i masywna bryła zapiera dech w piersiach. Dech wraca na zjeździe, piszczą klocki na obręczach kół, a już za chwilę przede mną podejście. Pcham rower i co dziesięć kroków zatrzymuję się, uspokajam oddech. Jest zbrodnia, jest i kara, pisze autor przez jednych uznawany za grafomana, przez innych do twórców literatury wysokiej, ale dlaczego tak miła utrata wysokości ma być tak okrutnie karana? Ardeny nie znają prawa łaski, tu nie ma równych i równiejszych…
Gestykuluję, robię groźne miny, to bronię się to atakuję. Ardeny się nie poddają... Nawet, kiedy zamknę oczy, one wciąż tam są…!
Kiedy dotrę do Aby-sur-Semois (32 km drogi, miejsce, gdzie rok temu postawiłem namiot) zdziwiony zauważę, że gdzieś zgubiłem dwie z 4 godzin „zapasu", który pozyskałem opuszczając wcześniej (niż rok temu) Sedan. Ten odcinek pokonuję ze średnią 5 km/h (rok wcześniej było to 7, a tutaj 2 znaczy naprawdę wiele!). Oto, z czym przychodzi mi się tu mierzyć. Mimo zjazdów, część drogi pokonuję pieszo. I tak idziemy obok siebie, ja tuptam, a rower się toczy. On marnuje swój potencjał, ja momentami „na oparach"… Nic to, Baśka, - mówię do siebie. Nic to...
Mimo to dziś jeszcze dotrę do Neufchâteau, na 52 km drogi. Tam na trawniku (pobocza) ustawię namiot, ucząc się znaczenia nowego słowa: glamping... Tak, glamping, choć spodziewałem się tu kempingu. Po drugiej stronie barierki oddzielającej jezdnię od reszty pejzażu - ośrodek wypoczynkowy z dyskoteką. Długo jeszcze brzmiała muzyka, krzyki i tańce. Nie dadzą mi tu pospać. Nie dadzą...
Dobranoc...
Przejazd przez Ardeny, a ściśle - obszar nazywany Masywem Ardeńskim, to wydarzenie epickie. Mimo prób znalezienia trasy najbardziej optymalnej, kolejnej zawsze czegoś brakowało, czegoś było za dużo. Zdarłem asfalt ze wszystkich chyba możliwych dróg łączących Sedan z Akwizgranem, a złotego środka nie znalazłem. No, chyba, że za taki uznamy produkowany według benedyktyńskiej receptury złocistej barwy napój…
Odwiedź (przechodniu), jeśli tylko będziesz miał czas browary w Orval, albo Rochefort...
Jutro drugi etep, Do Akwizgranu pozostało 160 km...
Lubię to…






































