12 czerwca, środa.
Poranek. Laudesy. Pójdźcie śpiewajmy Panu, wysławiajmy Boga Zbawiciela swego…!
Nie da się lepiej zacząć dnia.
Śniadanie. Proste, jak zakonna reguła. Na stole dla gości - kartka z imieniem wskaże mi miejsce. Po śniadaniu idę na północną stronę murów. Tu jest teraz najlepsze światło. Drewniany daszek nad portalem, ledwo wysunięty poza lico muru, rzuca ostry cień na kamienne postaci tympanonu. Wszystko jest tu w pełnym powagi i namaszczenia ruchu.
W centrum tympanonu - Chrystus w Majestacie. Otaczają Go, co jest regułą tego typu przedstawień - postaci 4 Ewangelistów. Jan i Mateusz kierują swoje spojrzenie na Pana, natomiast Marek i Łukasz odwracają się w kierunku przypisanych im przez tradycję symboli. Fryz nadproża przedstawia trzy wydarzenia, związane z przeniesieniem kości Benedykta z Monte Casino tu, do Fleury. Otwarcie grobu, cud wskrzeszenia pary dzieci, który pozwolił na odróżnienie szczątków Benedykta od pochowanej obok niego Scholastyki, oraz moment uroczystego sprowadzenia relikwii do opactwa nad Loarą. Miejsce w łukach archiwolt zajmują trzymające kadzielnice postaci Aniołów; w łuku zewnętrznym - pozostali Apostołowie.
Nawa Notre-Dame de Fleury. Romańska. Od swojego założenia w VII w. wielokrotnie przebudowana i powiększana. Jestem tu już trzeci raz. Znam każdy stopień, zna mnie tu każdy kapitel. Kamienna nawa - kamień doskonały! Mur, jak w romańskich budowlach - gruby z wąskimi przeźroczami. Ale światła jest tu dość, by zachwycić się kształtem kamiennych ciosów, ich fakturą i barwą, przypominającą kamień użyty w Vezelay.
Na północnej ścianie transeptu drewniany Krzyż. Niezwykła jest mowa tego nieoheblowanego drewna; ramion pełnych porów i pęknięć. Groza Męki… A może też przypomnienie surowości i prostoty reguły pierwszych monastycznych wspólnot?
Na sąsiedniej ścianie - gotycka, wykonana z mahoniowego, a może innego szlachetnego drewna, ambonka. Z bezpiecznej (dla siebie )wysokości spogląda na nas Maryja z Dzieciątkiem; Wydaje się, trudno ocenić z tego miejsca, że mały Jezus przyciska coś do piersi. Czułość Matki i gest znajdującego się w Jej ramionach Syna był przedmiotem szczególnego nabożeństwa rezydującego tu (już po swoim nawróceniu) Maxa Jacoba. O jego nabożnym zachwycie świadczy zawieszony tu 4-wersowy hołd. Ale o Maxie później.
Na wysokości chóru lewej nawy, przed strefą prezbiterium - strome schody. Prowadzą w dół, do krypty, gdzie w prostej, ozdobionej krzyżem i liliami metalowej skrzyni przechowywane są relikwie Patrona - św. Benedykta.
Saint-Benoit. Ulica. Wczesne przedpołudnie. Na Rue Orléanaise jedyna chyba w miasteczku, jeśli nie liczyć tej hotelowej, zamkniętej jeszcze, - kawiarenka. Obok budynek poczty, piekarnia i rzeźnik. Usiądę przed Café De La Ville, zjem ciastko, wypiję kawę. Poza mną i dwoma gośćmi nie ma tu nikogo. Cisza, spokój. Słońce...
Na Anioł Pański pojadę na pobliski cmentarz. Poszukam grobu Maxa. Znajdę...
Wracam do klasztoru i choć planowałem wcześniejszy wyjazd, daję się namówić na obiad. Skromny i prosty posiłek. Deser. Pół szklaneczki czerwonego wina. Wszyscy jedzą w milczeniu. Jeden z braci z umieszczonego na podwyższeniu lektorium odczytuje fragment zakonnej reguły i przypadające na dany dzień wspomnienie zmarłych braci.
Po obiedzie pojadę jeszcze nad Loarę. Dobrze znam to miejsce. Wszystkie soki drzew spłynęły tą rzeką…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz