12 czerwca, środa.
Ostatnie chwile u św. Benedykta… - i postanowienie, że jeszcze tu wrócę...
Jadę do Gien. Na dworzec. Pogoda sprzyja, droga nie jest zbyt wymagająca, krajobraz sielankowy. Po mojej ślubnej stronie - Rzeka. A że płynie w kierunku przeciwnym? Życie... I choć moje słowa nie zmienią krajobrazu, przemawiam do Niej jeszcze przez chwilę. W Dampierre w ten miłosny krajobraz wcisną się 4 olbrzymie, betonowe silosy. Szum płynącej w obiegu reaktora wody słyszalny jest już z daleka i budzi niepokój. Czuję się tu nieswojo.
Atom... skarży się woda w Rzece i płynie dalej... Oglądam jej ślad na mapie. Raz skręca w prawo, to znowu w lewo, skręca się i wije jak wstążka na wietrze. Układa, jak kokarda w dziewczęcym warkoczu, bukiecie myśli, pamięci o Tobie...
Jadę, jadę, jadę...
Gien. Dworzec i test na uważność, bo ruch pociągów we Francji odbywa się w zgodzie z regułą ustaloną przez inżynierów przybyłych z Wyspy, czyli lewym torem. W Breście, Paryżu czy Tours nie ma to większego znaczenia, jednak na stacjach przelotowych, jak tu w Gien, miej się na baczności! Lecz jeśli już zdarzy Ci się „przysnąć”, nie wpadaj w panikę, nie biegaj po peronie szukając windy (której nie będzie). Uspokój myśli i zacznij szukać w rozkładzie kolejnego połączenia.
Pomogę Ci…
Jestem na pół godziny przed czasem i przez chwilę tylko ważę, czy nie kontynuować jazdy dalej, do Briare. To niedaleko, tylko 10 km, droga płaska, asfalt. Na pewno zdążę...
Nie, - postanawiam. Bez szaleństw.
Siadam i piszę notatkę z dnia...
Nevers. Katedra. Jakże przedziwna budowla! Korpus nawowy zamykają dwa chóry! Pierwotny, wybudowany w stylu karolińskiego renesansu i nietypowy, bo zamyka zachodnią części nawy, i późniejszy, gotycki, - już orientowany.
Patronami katedry są męczennicy z początków IV wieku, ostatniej fazy zapoczątkowanych przez Dioklecjana krwawych prześladowań Chrześcijan - Cyr (Cyriak) i Julita; Cyriak - trzyletni chłopiec, stracony na oczach matki…
Znam katedrę z dwóch poprzednich wizyt. Dziś jestem tu tylko przejazdem, na nocleg. Katedra jest już zamknięta, ale podjadę jeszcze pod mur. Wspinam się stromym podjazdem na obszerny plac.
Loara. Randez-vous na kamiennym moście. Rzeka nie dzieli miasta, ale je opływa, mieszkańcom zostawiając prawy, wyższy brzeg. Goście proszeni są na drugi. Za mostem, na całej szerokości nurtu - niewielkiej wysokości skalny próg. Niewielki, ale skarga wody niesie się po nocy aż na kemping. I długo nie pozwoli zasnąć...
Rankiem dnia następnego o 8.30 i znowu dworzec. Pociąg do Paray-le-Monial… Dlaczego nie dwie, trzy godziny później? Przecież jeszcze zdążyłbym wejść do katedry?
Bo jest plan, a to, na co w nim nie ma miejsca, to pośpiech. Pośpiech, który rodzi niedosyt. To prawda, można zwiedzić katedrę, „obejść” ją przystając to tu, to tam, zrobić kilka, może nawet efektownych zdjęć...
Ale katedra, to nie muzeum czy muzyczna aula (choć jest tak muzyczna!). Bo katedra to Aula Dei. Boski ogród i łoże boleści (Pana). Ślubna komnata, miejsce gdzie biją źródła wody życia, drugich narodzin…
Więc celebruj…
Jedziemy do Paray-le-Monial...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz