Opuszczam Metz i jadę do Toul. Pociągiem. Szybka przesiadka we Frouard i o 11 jestem już na katedralnym dziedzińcu.
Katedry Saint-Etienne nie ma w moim przewodniku (mapa gotyku), jest więc jakby trochę poza „programem”. Jednak moich wyborów nie ograniczają ani przyjęte przez autora (autorów) mapy kryteria czystości stylowej, czy czas trwania prac) ani też żadne inne „przydrożne”.
Katedry w Toul - bez względu na to, czy jest, czy już nie, stolicą diecezji, - mimo, że położona jest nieco na uboczu drogi z Metz do Domrémy-la-Pucelle, nie mogłem ominąć.
Pogoda od samego rana, jak portal katedry - flamboyant - promienista! Wjeżdżam na niewielki, otwierający się na fasadę pusty plac, o tej godzinie jeszcze zacieniony i przypinam rower. Miasteczko zdaje się być uśpione, nieobecne. Przede mną fasada z jej dwoma bliźniaczymi, podkreślającymi symetrię bryły, wieżami. Skąpa tu o tej porze dnia ilość światła powoduje, że pozyskany z tych samych, co katedra w Metz złóż kamień nie odbija światła tak spektakularnie, a detale fasady giną w miarę, jak wzrok wędruje ku górze. Radośnie zrobi się tu dopiero po południu, kiedy słońce w swoim biegu oświetli wszystkie zagłębienia i fałdy kamienia, a obie wieże zaczną rosnąć.
Podążam za światłem. Idę na wschodnią flankę murów. Tam duży kwadrat trawnika, dziś miejsce na wypas dla szkolnej młodzieży. Stąd najlepiej zobaczę owe dwa, harmonijnie przenikające się i biegnące w tym samym kierunku światy, - kamienia i natury.
Katedra. Wnętrze.
Pierwsze wrażenie - jest mocno zaniedbana. Wydaje się wręcz porzucona. Zawieszona nad lewą nawą siatka wskazuje dwie możliwości: albo trwają tu jakieś prace naprawcze (lecz nie), albo to tylko chwilowe zabezpieczenie. Choć zapewne na dłużej...
Na dzisiejszy, zły stan murów złożyły się nie tylko wady konstrukcyjne (słabe fundamenty i kiepskiej jakości zaprawa), ale także długie przerwy pomiędzy kolejnymi etapami budowy.
Lecz to, co wydarzyło się, kiedy władzę w Paryżu przejął komitet rewolucyjny, można by nazwać „drugim męczeństwem” św. Szczepana. Pasja niszczenia wszystkiego, co nowe władze uznał za „przejawy przesądu” sięgnęła tak daleko, że co gorliwsi (oczywiście za stosowną opłatą) z ochotą zdjęli z fasady wszystkie kamienne figury, a było ich 139 i jeszcze więcej…
Dzieła zniszczenia dopełniały grabieże dzieł sztuki i dewastacja wewnątrz murów. W Sens cudem ocalał posąg patrona katedry dzięki temu, że jeden z obrońców założył na głowę św. Szczepana frygijską czapkę. Oszczędzono też niektóre instrumenty, jeśli ktoś przytomny w porę zagrał na nich „Marsyliankę”...
Kolejne zniszczenia przyniosła wojna francusko-pruska (1870), a dzieła dopełniło bombardowanie pociskami burzącymi (1940). Na koniec, pozbawioną dachu katedrę pozostawiono bez opieki na ponad 40 lat.
Poważne prace, mające ocalić katedrę przed popadnięciem w całkowitą ruinę rozpoczęły się dopiero w latach 80. minionego stulecia.
Źle pozwolono katedrze zestarzeć się. I źle, że pozwolono…
Katedra jest budowlą trójnawową, bez obejścia w chórze. Jej obecne wyposażenie rozczarowuje. Nagromadzone w nawie głównej, przy ołtarzu, czy zatokach naw bocznych meble bardziej przypominają uliczną wystawkę.
Moją uwagę - i tu zatrzymam się dłużej - przykuwa ołtarz z ikoną Nawiedzenia NMP (w lewej nawie). Idąc dalej, w lewym ramieniu transeptu - ołtarz z obrazem Najświętszego Serca Zbawiciela (to dziś przypadnie Jego uroczystość!).
Nie sposób też nie zatrzymać się przed piękną kapliczką w stylu flamboyant. A wewnątrz relikwie - kości czaszki św. Aprony; św. Gerarda, biskupa i zarazem inicjatora budowy katedry już z kamienia, i trzecia - jednej z towarzyszek św. Urszuli, męczenniczki.
Krużganek.
To dzieło mistrza Pierra Pierrata. Krużganek (wejście do niego prowadzi z prawej nawy tuż przed ramieniem transeptu) zbudowany jest na planie prostokąta. Z uwagi na rozmiary (54x42) jest to druga pod względem wielkości - po Mont-Saint-Michel, gotycki krużganek.
Zalany słonecznym, południowym światłem dziedziniec radośnie kontrastuje i łączy z panującym pod arkadami i w galerii pół-mrokiem. Wygląda na to, że miejsce wciąż cieszy się zainteresowaniem poszukującej wiedzy i mądrości, szkolnej dziatwy…
Nie chcę się rozczarować i ledwie zgadując dziedzinę, odchodzę…
Nie było kawy w Toul (tak, kawa, to nie tylko napój, ale i spełniające stosowne wymogi miejsce). Nie będzie jej też przez kilka najbliższych dni. Porzucam na chwilę bliskość katedry i dziś jeszcze późnym popołudniem wyruszam do Domrémy-la-Pucelle.
Tak, do św. Joanny d’Arc jadę...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz