3 czerwca 2019, poniedziałek.
Do Léhon jadę już późnym wieczorem. Właściwie to już prawie noc. Patrzę na godzinę pierwszego zdjęcia: 22:37.
Tak, wiem, jest późno ale to wizyta tylko zapoznawcza, rozeznanie miejsca. Przyjadę tu jutro w świetle dnia z nadzieją, że zobaczę coś więcej, niż krużganki oświetlane światłem reflektorów i granat nieba, prześwitującego przez łuki przypór…
Wszystko dokoła śpi. Żywego ducha. Sam jestem tu jakby duchem... Stąpam ostrożnie po krużgankach wirydaża z nadzieją, że może usłyszę jeszcze śpiew komplety. Jednak nie słychać ani śpiewu ani żadnych innych odgłosów życia, a mnichów nie zobaczysz tu nawet za dnia, bo Abbaye Saint-Magloire to dziś już tylko muzeum.
Chodząc wokół wirydaża raz po raz uruchamiam fotokomórkę, sterującą oświetleniem. Czuję się, jakbym bawił się z niewidzialnym furtianem. Zapowiadam się na jutro i powoli wracam na kemping. To zaledwie kilometr drogi stąd.
Tak blisko czy tak daleko…?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz