Rouen

Rouen

piątek, 11 grudnia 2015

Sedan, La Roche i Róża.

Piątek, 19 czerwca 2015.

Moim Mądrym i Dumnym Dzieciom
- Dagmarze i Michałowi.

Zbliżamy się już powoli do końca naszej wędrówki, a wszystkie opisane w niej historie zdarzyły się naprawdę, jak w najlepszej i najprawdziwszej baśni.
Gdy za oknem wszystko układa się do najdłuższego ze snów, a do pełni dziecięcej radości brakuje tylko śnieżnego puchu, pamięć pracowicie odtwarza szczegóły lata, które tu właśnie i teraz osiąga swoją pełnię. Raz jeszcze wyprawiamy się w drogę, by następne 20 dni, zamiast w szkolnej ławce, spędzić na rowerze i wśród gaszących żar słońca katedralnych murów, zaś nocami, pełni wrażeń dnia będziemy próbowali zasnąć.


Jednak, jak dobrze wszyscy wiemy, pamięć nie zawsze siada z nami w tej samej ławce. Bywa, że się spóźnia, a nawet chadza na wagary, jak wtedy, gdy "na jutro" trzeba było nauczyć się wiersza albo zapamiętać, przez jakie "u" pisze się "żółw". (A zanim przypomnieliśmy sobie, gdzie zostawiliśmy czapkę i rękawiczki, Mama zdążyła kupić już drugą parę).
Cuda i nie - pamięci. Z dziurą na dużym palcu, przetarciami na kolanach, bez czapki na głowie...
- Tata tak na poważnie?
- Sza, Dzieci, bo zgaszę światło albo najzwyczajniej w świecie zapomnę, co było dalej. Acha, już wiem. Na początek jednak muszę Wam powiedzieć, że ta "druga" podróż nie dlatego jest tak ważna, bo pełna jest barwiących niebo zachodów słońca czy bogata dziedzictwem wieków i katedralnych wnętrz.


Uwolniona już od niepotrzebnych szczegółów i kurzu drogi pamięć tym razem staje naprawdę na wysokości zadania, sprawiając, że znowu widzę przed sobą twarze ludzi, tych, co okazali mi pomoc, co sami byli jak katedra - otwarci, wielkoduszni, gościnni. I obiecuję sobie zachować te obrazy, ocalić je przed zapomnieniem. Z wyraźną intencją ogrodnika, któremu podarowano nieznaną w jego kraju a wyjątkowej urody, odmianę Róży.



(I jeszcze myśl o tym, że gdzieś tam, hen, daleko, za “górami, za rzekami" jest jakaś wzajemność…
Czy może być piękniejsze zakończenie tej historii?)
- Co? To już koniec?
Nie, drogie Dzieci. Myślę także o wielu tych, co pytani o drogę, odpowiadali: to droit, to droit, - w prawo, i o tych, co proszeni: je tiens à demander de l'eau, napełniali podaną sobie butelkę tym, czego w niej już nie było.
Karawana wspomnień, myśli i obrazów Was wszystkich! Raz jeszcze przemierzająca tą samą drogę…
(Czy może być piękniejszy, niż ten - ciąg dalszy?)


- No dobrze, a co z drogą?
To już jej dzień przedostatni ale najtrudniejszy, najbardziej nużący swoją monotonią i nie skończy się, dopóki nie zaśniecie. Cała droga z Sedanu (wyjazd tym razem naprawdę o świcie) przez La Roche-en-Ardenne do Malmedy zbudowany jest z tych samych starych “klocków": zjazd-podjazd, zjazd-podjazd, gdzie zjazd to zwykle chwila, po niej zaś następuje mozolna wspinaczka.
I znowu, i znowu…




La Roche (Skała) - frankofońskie miasteczko położone w dolinie prawego dopływu Mozy - Ourthe, z górującym nad jego zabudową, ustawionym na skale, zamkiem. 



Wojenna zawierucha obróciła zamek w ruinę a mieszkańcom miasteczka przyniosła zagładę. Pamiątką po walkach wyzwoleńczych roku 1944 są pozostawione dwie bojowe jednostki Armii Sprzymierzonych: brytyjski Achilles i amerykański Sherman.


Na wyjeździe z przepięknego La Roche rozpoczyna się “odcinek specjalny”, 8-kilometrowej długości podjazd. Przez dwie godziny trwającej bardzo "nierównej" walki powtarzam "zaklinające" żywioły przyrody formuły i sprawdzam ich skuteczność na zalegających pobocze skalnych odłamkach. Nic z tego. Zaklęcia dorosłych nie działają w świecie baśni.


Więc uważnie rozglądam się to na prawo, to na lewo. Sprawdzam, czy na asfalcie nie leży przypadkiem koniec liny, którą tu ktoś życzliwy, może jakiś baron, podrzucił i za chwilę wciągnie nas - mnie i rower, na szczyt.
I znowu nic. Jedyną liną, którą dostrzegam, na przemian z zapalającą się lampką "rezerwy” paliwa, jest linia pobocza, i krótsze, prostopadłe - znaczniki przebytej drogi. Wymowa malowanych białą "kredką" na czarnym asfalcie liczb jest bezlitosna. Wszystko tu chyba sprzysięgło się przeciwko mnie! Wszystko zdaje się urągać śmiałkowi, co w łupinie orzecha rzucił wyzwanie potędze oceanu.


I wtedy do uszu dobiegają odgłosy miarowej pracy silnika. Charakterystyczne, niskie dźwięki to przybliżają się, to na moment giną. I nagle zza skalnego załomu wyłania się kawalkada jeźdźców. Mijają mnie. Jeden, drugi, trzeci…  i nawet nie zauważają mojej na drodze obecności, jakby to były krążowniki US Navy, a ja czymś mniej, niż tratwą rozbitka. Nie policzyłem, ilu ich było. Więcej niż 3. Może siedmiu? Wspaniale. Myślę sobie.


Po wyjeździe z Sedanu (wracam do początku dnia, do świtu poranka) przez pierwsze 15 kilometrów jeszcze nie wiem, co się dokładnie wokół mnie dzieje ale za chwilę wszystko się wyjaśni. Zaczyna się!


Do Malmedy, z wyjątkiem wspomnianego La Roche, nie napotkam już zbyt wielu soczystych widoków. Może kilka. Z wyraźną przewagą zielonego. Krajobraz stanie się nieco bardziej pożywny tylko wtedy, gdy Garmin "ściągnie" mnie z asfaltu oznaczonego na mapie numerem N89 i przez chwilę poprowadzi skrótami.



A skróty, jak to skróty. Mają tą wciąż zadziwiającą właściwość, że przyjazne do pewnego momentu podłoże już wkrótce zamienia się w jego przeciwieństwo. Na szczęście nie przydarza się nam to, co zwykle na szutrowej, pełnej ostrych kamieni drodze. Ale przynajmniej cisza tu, odpoczynek dla uszu i oczu, świeże powietrze i panowanie leśnych skrzatów.
Jednak większa część drogi do Malmedy prowadzi przez sosnowe lasy i tereny przemysłowe. Niekiedy, w chwilach zaniku poczucia czasu zerkam w stronę leśnych ostępów, czy nie wypadną z nich - na rowerach(?), a czemu by nie - pokrzykujący i wymachujący toporami woje drużyny Karola. Ale poza odgłosami zapadającego zmierzchu i układającej się do snu przyrody - nic się nie wydarza.



Tak oto żegnam się z drogą. Ten serdeczny, pożegnalny uścisk trwać będzie do wieczora. Rozluźni się nieco dopiero w Malmedy. Jak było do przewidzenia - zjawiam się tu w okolicach, chmmm, no dobrze, niech będzie, że zaraz, jak tylko wyjadę z tego tunelu.
To był naprawdę ciężki dzień.
A teraz całuję wasze senne czoła i, jak kiedyś moi Rodzice - kładę na nich Znak naszej świętej Wiary. Spijcie dobrze!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz