Rouen

Rouen

poniedziałek, 21 września 2015

Mons Sancti Michaeli in periculo mari.

Środa, 10 czerwca 2015.

Na tę Górę “jadę" już od ponad roku. Nie - rok, ale od roku. Mont-Saint-Michel było już bowiem w planach zeszłorocznego projektu, jednak z powodu nieprzyjaznych rowerowym migracjom "wiatrów" musiałem dokonać korekty ustalonego wcześniej planu. Tak więc to dziś mam stanąć suchą stopą (prawie) na "Górze Pana”.


"Mont-Saint-Michel na niebezpiecznym morzu" to tzw. wyspa pływowa czyli masyw, który w czasie przypływu jest dostępny wyłącznie drogą morską.
Wprawdzie od czasu wybudowania grobli, która na stałe połączyła wyspę z lądem i uniezależniła komunikację z "cywilizacją" od "kaprysów" księżyca, wyspa straciła nieco ze swojej oryginalności, to jednak fakt ten w żaden sposób nie umniejszył jej atrakcyjności.
Z całego świata ciągną tu pielgrzymi i turyści, by podziwiać jeden z wielu cudów średniowiecznej architektury sakralnej i fortyfikacyjnej.
O tym miejscu pisał W.Hugo, że jest jak "cudowna piramida, która raz włada piaszczystą pustynią jak Cheops, raz morzem, jak skały Teneryfy."
Internet pełen jest zdjęć w rodzaju Mont-Saint-Michel by night/day czy opisów mieszających mity i legendy z prawdą historyczną.
A z "piany" tej i "oparów mgły" wyłania się rzeczywistość jaka? Ano taka, która swoją urodą jest w stanie "rzucić" chyba każdego przybysza na kolana!


Nad całością, która z małej kapliczki X wieków temu uczyniła benedyktyńskie opactwo czuwa nieprzerwanie św. Michał Archanioł, Patron tego miejsca.
To jego sylwetka wieńczy iglicę klasztornej wieży i wita przybywających tu w sposób właściwy dla reprezentowanego przez siebie Majestatu.
W porze zachodzącego słońca wydaje się, że to właśnie zbroja Archangelusa i jego miecz nadają wodom oblewającym wyspę charakterystyczny, metaliczny połysk.
Nie miejsce tu jednak na snucie kolejnych mglistych wizji. Czas je wszystkie rozgonić i ruszyć przed siebie, tzn. na szczyt. 



A na szczyt wiedzie jedyna tu ulica nazwana trochę przewrotnie - Grande Rue. Idac przed siebie mijam bramy, baszty i przylegającą do murów, pełniących funkcję obronną, miejską zabudowę, obfitującą w ciasne, pełne nisz, załomów i przejść prowadzących na skróty, wzwyż, ku widokowym tarasom i galeriom.
Większą cześć zabudowy stanowią, oczywiście co? Kioski z pamiątkami i baza hotelowo-restauracyjna.


Pnę się wzwyż i ja z całym moim dobytkiem. Docieram do "platformy", na której stoi mały kościółek. Otwarte na przestrzał drzwi, strzeżone przez odzianą w bojowy rynsztunek św. Joannę, zapraszają do wejścia. To doskonała alternatywa dla niedostępnych na pielgrzymią kieszeń lokali gastronomicznych. Jak się okazuje, uroczy kościółek jest zarazem ostatnim "obozem" przed wejściem na strome schody, wiodące do bramy górnego zamku i klasztornego dziedzińca, a po drodze jeszcze - kasy biletowej, o tej porze już zamkniętej.


Opiece nie zajętej chyba innymi czynnościami Świętej oddaję mój podróżny dobytek i dalej idę uzbrojony już wyłącznie w aparat fotograficzny.



Po drodze mijam opustoszałe widokowe tarasy i nieliczne, małe grupki visitantes. Jak na drugą po Paryżu pod względem liczby gości atrakcję jest tu… przeraźliwie pusto! A przecież zdjęcia, przedstawiające tłumy gości i opisy, z jakimi spotykałem się wcześniej w sieci wręcz zniechęcały do przybycia tu, o bliższym kontakcie z wyspą już nie wspominając.



Tym czasem, nie niepokojony przez nikogo delektuję się widokiem, wszystkimi wymiarami przestrzeni i ciszą.
Tylko te wszechobecne i natrętne Albatrosy…
Ach, gdyby tak  jeszcze słońce chciało się popisać…
Niestety, niebo zaciągnęło się niby stalowym pancerzem zasłoną z chmur i nie obiecuje zbyt wiele.


Schodzę w dół i jadę dalej, w kierunku Dol-de-Bretagne, miasteczka położonego o 20 km drogi stąd, w murach którego czeka mnie kolejna z pereł w koronie. To dobry i przemyślany manewr. Jeśli po drodze nie napotkam żadnej korzystniejszej od dotychczasowych oferty (jest już wprawdzie 21, więc nie mogę już za bardzo wybrzydzać), to najbliższy nocleg mam “murowany” właśnie w tam, w Dol.

Po niecałej godzinie jazdy napotykam nie tylko idealne miejsce ale i dającą się zakceptować cenę. Wszystko to razem pozwoli mi pozostać tu nie jedną, a 2 kolejne noce, umożliwiając swobodną wędrówkę w kierunku obu jutrzejszych celów, bez krępującego ruchy bagażu.
I z tą myślą kładę się spać. Za wezgłówkiem - Mont-Saint-Michel, przede mną - katedra w Dol, a nad jednym i drugim niebo, którego pancerz o barwie bitewnej stali już za chwilę spłynie wodą...

ps. obecnie na odkrytym w czasie odpływu dnie zatoki prowadzone są prace pogłębiające i jednocześnie niwelujące istniejącą do tej pory groblę. Wszystko po to, by wodom zatoki zapewnić swobodny i stały opływ wokół wyspy. Aby utrzymać stałe połączenie a zarazem zadośćczynić ekologicznym postulatom między lądem a wyspą wybudowany został specjalny pomost.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz