Mierząca 73 metry długości, 43 metry szerokości i 29 metrów wysokości bazylika św. Marii Magdaleny jest największą gotycką budowlą w Prowansji. Budowę kościoła i przylegającego do niego klasztoru papież zleca mnichom z zakonu Dominikanów. Prace rozpoczęto w r. 1295, kilkanaście lat po odkryciu relikwii św. Marii Magdaleny w miejscu dawnego oratorium św. Maksymina. Mimo, że prace trwały (z przerwami) do 1532, budowa nigdy nie została ukończona zgodnie z planem, który kilkakrotnie był modyfikowany. Nie powstała ani wieża z dzwonnicą, która miała zamyknąć nawę południową ani nie ukończono portalu nawy głównej. Tą drugą zamyka dziś pozbawiony jakiejkolwiek dekoracji prosty mur. Nie tak miało to wyglądać. Widoczne po obu stronach zawiązki muru aż proszą się o ciąg dalszy...
Nie tak miało być...
Za to piękny i skończony jest wystrój wnętrza. Piękne są oprawione w kamienne ramy witraże i zdobiona misternymi dekoracjami ambona z końca XVIII w.
Światło! Doprawdy, światła jest tu tyle, że można by je ciąć (gdyby taki istniał) nożem i posłać każdej z Sióstr! Na wymianę. Za wino, oliwę i może coś jeszcze…
- Jak myślicie, czy obfitujący w oliwę i wino (gdyby tam jeszcze byli) mnisi w Thoronet przystaliby na taką ofertę? Ach, gdyby tak było, poprosił bym jeszcze o albumową edycję Les pierres sauvages...
- Mogę?...
Światło gra na bogato zdobionych stallach, drewno - może to orzech, a może (czerwony) dąb, w zależności od kąta, pod jakim pada światło - mieni się wszystkimi barwami. Wysoko wyniesione sklepienie zdaje się być poza zasięgiem wzroku. To stamtąd płyną strugi światła radując oczy.
Nawę główną zamyka liczący blisko 3 tyś. piszczałek organowy prospekt z końca XVIII w. W nawie północnej (zawsze rozpoczynam od nawy północnej) - zejście do krypty. Tam główna relikwia świątyni i miasta - kości czaszki św. Marii przechowywane w dobrze strzeżonym, złotym naczyniu. Na ścianach po obu stronach krypty stoją jeden na drugim bogato zdobione kamienne sarkofagi.
Nie zdążę odwiedzić groty, w której miała dokonać żywota Maria. Zabraknie mi czasu. Ale nim jeszcze pojadę na kemping, resztką sił wczołgam się na pobliskie wzgórze, 100 m ponad chodniki. Tam wznosi się jeszcze jedna budowla, związana z osobą Marii, monastyr. Podejście jest tak strome, że w drodze powrotnej, podobnie jak teraz, rower będę sprowadzał na hamulcu. Na górze dowiem się, że jedyną nagrodą za cały trud będzie możliwość zrobienia zdjęcia panoramy miasta i okolicy…
Chociaż tyle...
Instalacja na kempingu przebiega pomyślnie, choć nie bez problemów: pod namiot wyznaczono tu kawałek kamiennego, udającego trawnik, poletka. Szpilki od namiotu, a mam ich tu 10!, gną się przy każdej próbie wbicia głębiej...
Wracam do miasta. To ledwie 5 km stąd, ale wystarczy, żeby na pierwszym skrzyżowaniu pomylić drogę. Muszę użyć nawigacji. - Ale obciach, myślę sobie… Na szczęście nikt tego nie zauważa. (I nikt się nie dowie…)
A w mieście? Jak chyba w całej dziś Prowansji - fete de la musique - święto muzyki! Pogoda dopisuje. Na ulicach i placach - orkiestry, marsze, głośna muzyka. Na szczęście bazylika jest wciąż jeszcze otwarta. Witaj - miasto ucieczki!...
A wewnątrz, przy klasycznym, rzymskim ołtarzu czarnoskóry ksiądz odprawia Mszę…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz