Piątek, 21 czerwca, poranek
Po dwóch biwakach (z nocy na noc coraz krótszych) ruszam w drogę powrotną do Arles. Postanawiam wrócić mądrze, inną drogą. Pojadę więc przez Aix-en-Provance, a po drodze odwiedzę jeszcze Saint-Maximin. Thoronet pożegnałem już wczoraj wczesnym popołudniem i wg planu noc miałem spędzić już w Saint-Maximin. To przecież ledwie 33 km jazdy. Kiedy jednak odkryję, że mapa wysyłała mnie na kemping hen za miasto, uznam, że lepiej będzie wyruszyć rano dnia następnego.
Skąd jednak Saint-Maximin? Czy zamiast do Saint-Maximin nie mogłem pojechać dalej na wschód, do Nicei? Albo zjechać na południe i obejrzeć portowe miasto Marsylię? Albo też pojechać na północny wschód i napawać się widokami kanionu Le Verdon...?
Siódma minęła, ósma przemija. Opuszczam kemping w Carces, a już godzinę później piję kawę w Le Val. Jest też i ciastko. Mufinek rozpływa się w ustach, jednak wzrok sięga dalej - tam, gdzie każe Wieszcz, gdzie stoi sprzedawca - za szybę straganu z serami. Kiedyś je zjem, skubnę z każdego po trochu...
W Le Val od rana trwają przygotowania do fete de la musjque. Wieczorem wystawione na ulicy stragany będą już tylko tłem dla głośnej muzyki i tanecznych pląsów...
Jadę drogą D 28. Całkiem cichą, spokojną, bez burz i gwałtownych uniesień; drogą z widokami po prawej i lewej stronie.
Jadę do Saint-Maximin, gdzie czeka mnie bazylika, piękna późno-gotycka budowla, dedykowana świętej Marii Magdalenie. Tam też, w położonej na wzgórzach skalnej grocie (La-Sainte-Baume) ta największa chyba w dziejach pokutnica spędziła ostatnie lata swojego życia. Jak się tu znalazła? Wg ustnej tradycji (legendy?) miała Maria przybić do wybrzeży Francji na pozbawionej stera i żagli łodzi (czy też statku). Na pokładzie mieli znajdować się także Łazarz z siostrami, Marią i Martą oraz Maksyminus i Marcellus, należący do grona 72 pierwszych uczniów. Była też i Sara, służąca. Szczęśliwe lądowanie zesłańców - czy wyprawili się sami, czy też zostali wyprawieni przez wrogów tej Nowej Nauki, nie ma większego znaczenia. Po ludzku i na logikę wyprawa ta nie mogła się powieść. Jej opatrznościowe zakończenie upamiętnia założone w delcie Rodanu niewielkie portowe miasteczko o jakże wymownej nazwie - Saintes-Maries-de-la-Mer...
Jadę ku przechowującej relikwie Marii bazylice, a już za chwilę dowiem się, że całkiem, ale to całkiem blisko, o połowę bliżej niż ten, do którego kierowała mnie mapa, czeka mnie podmiejski kemping Le Provençal!
W Saint-Maximin jestem o 12:22...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz