Rouen

Rouen

czwartek, 22 sierpnia 2024

Katedra w Toul, albo „drugie męczeństwo" św. Szczepana...

Opuszczam Metz i jadę do Toul. Pociągiem. Szybka przesiadka we Frouard i o 11 jestem już na katedralnym dziedzińcu.

Katedry Saint-Etienne nie ma w moim przewodniku (mapa gotyku), jest więc jakby trochę poza „programem”. Jednak moich wyborów nie ograniczają ani przyjęte przez autora (autorów) mapy kryteria czystości stylowej, czy czas trwania prac) ani też żadne inne „przydrożne”.

Katedry w Toul - bez względu na to, czy jest, czy już nie, stolicą diecezji, - mimo, że położona jest nieco na uboczu drogi z Metz do Domrémy-la-Pucelle, nie mogłem ominąć. 

Pogoda od samego rana, jak portal katedry - flamboyant - promienista! Wjeżdżam na niewielki, otwierający się na fasadę pusty plac, o tej godzinie jeszcze zacieniony i przypinam rower. Miasteczko zdaje się być uśpione, nieobecne.  Przede mną fasada z jej dwoma bliźniaczymi, podkreślającymi symetrię bryły, wieżami. Skąpa tu o tej porze dnia ilość światła powoduje, że pozyskany z tych samych, co katedra w Metz złóż kamień nie odbija światła tak spektakularnie, a detale fasady giną w miarę, jak wzrok wędruje ku górze. Radośnie zrobi się tu dopiero po południu, kiedy słońce w swoim biegu oświetli wszystkie zagłębienia i fałdy kamienia, a obie wieże zaczną rosnąć.



Podążam za światłem. Idę na wschodnią flankę murów. Tam duży kwadrat trawnika, dziś miejsce na wypas dla szkolnej młodzieży. Stąd najlepiej zobaczę owe dwa, harmonijnie przenikające się i biegnące w tym samym kierunku światy, - kamienia i natury.





Katedra. Wnętrze.

Pierwsze wrażenie - jest mocno zaniedbana. Wydaje się wręcz porzucona. Zawieszona nad lewą nawą siatka wskazuje dwie możliwości: albo trwają tu jakieś prace naprawcze (lecz nie), albo to tylko chwilowe zabezpieczenie. Choć zapewne na dłużej...




Na dzisiejszy, zły stan murów złożyły się nie tylko wady konstrukcyjne (słabe fundamenty i kiepskiej jakości zaprawa), ale także długie przerwy pomiędzy kolejnymi etapami budowy. 

Lecz to, co wydarzyło się, kiedy władzę w Paryżu przejął komitet rewolucyjny, można by nazwać „drugim męczeństwem” św. Szczepana. Pasja niszczenia wszystkiego, co nowe władze uznał za „przejawy przesądu” sięgnęła tak daleko, że co gorliwsi (oczywiście za stosowną opłatą) z ochotą zdjęli z fasady wszystkie kamienne figury, a było ich 139 i jeszcze więcej…

Dzieła zniszczenia dopełniały grabieże dzieł sztuki i dewastacja wewnątrz murów. W Sens cudem ocalał posąg patrona katedry dzięki temu, że jeden z obrońców założył na głowę św. Szczepana frygijską czapkę. Oszczędzono też niektóre instrumenty, jeśli ktoś przytomny w porę zagrał na nich „Marsyliankę”...


Kolejne zniszczenia przyniosła wojna francusko-pruska (1870), a dzieła dopełniło bombardowanie pociskami burzącymi (1940). Na koniec, pozbawioną dachu katedrę pozostawiono bez opieki na ponad 40 lat.

Poważne prace, mające ocalić katedrę przed popadnięciem w całkowitą ruinę rozpoczęły się dopiero w latach 80. minionego stulecia. 

Źle pozwolono katedrze zestarzeć się. I źle, że pozwolono…


Katedra jest budowlą trójnawową, bez obejścia w chórze. Jej obecne wyposażenie rozczarowuje. Nagromadzone w nawie głównej, przy ołtarzu, czy zatokach naw bocznych meble bardziej przypominają uliczną wystawkę.



Moją uwagę - i tu zatrzymam się dłużej - przykuwa ołtarz z ikoną Nawiedzenia NMP (w lewej nawie). Idąc dalej, w lewym ramieniu transeptu - ołtarz z obrazem Najświętszego Serca Zbawiciela (to dziś przypadnie Jego uroczystość!).

Nie sposób też nie zatrzymać się przed piękną kapliczką w stylu flamboyant. A wewnątrz relikwie - kości czaszki św. Aprony; św. Gerarda, biskupa i zarazem inicjatora budowy katedry już z kamienia, i trzecia - jednej z towarzyszek św. Urszuli, męczenniczki.





Krużganek.

To dzieło mistrza Pierra Pierrata. Krużganek (wejście do niego prowadzi z prawej nawy tuż przed ramieniem transeptu) zbudowany jest na planie prostokąta. Z uwagi na rozmiary (54x42) jest to druga pod względem wielkości - po Mont-Saint-Michel, gotycki krużganek.

Zalany słonecznym, południowym światłem dziedziniec radośnie kontrastuje i łączy z panującym pod arkadami i w galerii pół-mrokiem. Wygląda na to, że miejsce wciąż cieszy się zainteresowaniem poszukującej wiedzy i mądrości, szkolnej dziatwy…

Nie chcę się rozczarować i ledwie zgadując dziedzinę, odchodzę…







Nie było kawy w Toul (tak, kawa, to nie tylko napój, ale i spełniające stosowne wymogi miejsce). Nie będzie jej też przez kilka najbliższych dni. Porzucam na chwilę bliskość katedry i dziś jeszcze późnym popołudniem wyruszam do Domrémy-la-Pucelle.

Tak, do św. Joanny d’Arc jadę...







piątek, 16 sierpnia 2024

Metz. Katedra Saint-Etienne...

W środowe południe opuszczam Strasbourg. Wrócę tu jeszcze za rok, a dziś jadę do Metz, dawnej stolicy Królestwa Lotaryngii. Z uwagi na w przeważającej części wyżynny profil trasy, jadę pociągiem. To zaledwie półtorej godziny, ale wystarczająco dużo, by naładować telefon i komputer.


Metz. Kemping.

Melduję się, pour une nouit, s’il vous plait. Rozkładam namiot. Kilka metrów dalej powolnym nurtem toczy swoje wody Mozela, trawnik obok zajęła ptasia rodzina. Jadę do miasta. Ostre, kontrastujące fasadę katedry światło z trudem i tylko na krótką chwilę przedziera się przez zwały chmur. Dodatkowo widok z najlepszego, tylnego „fotela" Rue Ambroise w kierunku placu przesłania wieża z aparaturą do nocnych iluminacji, - nawiasem mówiąc, widowisk tu i tam groteskowych, w disneyowskiej oprawie, ale bez treści, a z pewnością stanowiących utrapienie dla mieszkańców z najbliższego otoczenia. Spektaklu w Metz nie obejrzę „na żywo”, bo pierwsza odsłona nowego sezonu (czerwiec-sierpień) dopiero za 2 tygodnie.





Metz. Katedra.  Jej budowa rozpoczęła się w początkach XIII w. a kontynuowana była przez kolejne 3 stulecia. Nie będę więc spieszył się i ja. Obchodzę katedrę, oswajam ze sobą. Długo stoję przed fasadą. Strzelisty tympanon, - a nad nim w gotyckie okno wprawiona ogromna rozeta, - zdaje się porywać niewielki, nakryty dachem dziedziniec wzwyż, ku niebu, tam, gdzie Prawdziwe Światło - Jezus Chrystus. W majestacie i glorii, otoczony Ewangelistami.







Po prawej stronie - zwrócony niepełnym profilem, jak na obrazach niderlandzkich mistrzów (en trois quarts - na trzy ćwierci) - prowadzi do wnętrza (i nim wejdę, jak wchodzą do Nieba zbawieni na tryptyku Memlinga) portal Najświętszej Maryi Panny (portail de la Vierge). A w jego centrum (w głęboko osadzonym tympanonie) scena Zaśnięcia NMP. W ościeżach pozdrawiam wysoko urodzone postaci, a między nimi bliźniaczą tej ze Strasbourga (i Beziers) parę - Synagogę i Eklezję.









Obchodząc katedrę wokół (i co rusz wracając na Rue Ambroise, by pojmać światło na fasadzie) wciąż jeszcze nie zdaję sobie sprawy z rzeczywistych rozmiarów katedry. To trzecia po Beauvais (49 m) i Amiens (42) pod względem wysokości nawa! Ten pęd kamienia (choć więcej tu szkła, niż kamienia) ku górze w pełni objawia się dopiero po przekroczeniu progu. Patrzę na organowy prospekt, stąd - jakby wielkości jaskółczego gniazda i myślę o tutejszym organiście i że przecież tu trzeba kogoś więcej! I o tym, jak przebiegała rekrutacja. I czy wystarczył akademicki dyplom?

- Organistę z uprawnieniami latania zatrudnimy, - przeczytalibyśmy na Portalu Katedry...


Katedra Saint-Etienne.

Nie tylko kościoły Lotaryngii i Alzacji czczą Pierwszego Męczennika. Poświęcono mu także wiele innych katedr: Auxerre, Bourges, Cahors, Châlons-en-Champagne, Meaux, Paryż, Tuluza. A na mojej drodze są kolejne: w Sens, Limoges i najbliższa - w Toul. 


Kamień, którego użyto do budowy katedry pochodzi ze złóż opodal dawnych kopalni żelaza, 15 km stąd. To właśnie ponoć obecne w kamieniu związki tlenku żelaza nadają wapiennej skale widowiskowy, zwłaszcza w porze wieczornej, żółtawo-ochrowy odcień (pierre de Jaumont).





Regotyzowana w późnych latach XIX w. i oczyszczona z wszelkich barokowych ozdób fasada (i oba dziedzińce) kryją wyjątkowej urody figury. A kolekcja postaci nie jest przypadkowa. To precyzyjnie przemyślany program ikonograficzny!

Wśród figur nie dostrzegam jednak Patrona katedry. Odnajdę go dopiero na zdjęciach publikowanych przez innych, bardziej niż ja, uważnych. 

Czy to błąd w sztuce? Nie. Obmyślając i przygotowując trasę skupiam się przede wszystkim na szczegółach mapy, „architekturze” drogi, właściwości i detale miejsca pozostawiając późniejszej spostrzegawczości. A jeśli postępując w ten sposób stracę nocne zwiedzanie krypt (Saint-Quentin) czy możliwość wejścia na poziom galerii (Laon, Amiens)? Następnym razem, - mowię sobie, bo do wielu miejsc jeszcze wrócę.


Jednak szczegóły, jak ten, że artysta przywracając portalowi jego gotycki charakter usunął prorokowi Danielowi wąsy, bo nazbyt upodabniały go do Cesarza Wilhelma, nie budzi ani moich emocji ani nawet uwagi. Są tu inne, bardziej wyraziste i godne uwagi i podziwu znaki: scena zaśnięcia Najświętszej Maryi Panny, budzące bojaźń (to przecież początek mądrości), ale także zachwyt i nadzieję, - wizja Sądu Ostatecznego, Apostołów rzesza, czy wspomniane już personifikacje Starego i Nowego Przymierza. I Ona, trzymająca Dzieciątko na rękach…!



Piękna jest też wzniesiona nad kaplicą Najświętszego Sakramentu, zdobiona koronkowymi detalami i łamiąca symetrię budowli, wieża de Mutte (98 m). Jednak to, czym wyróżnia się katedra spośród wielu innych gotyckich świątyń (i pod tym względem nie ma sobie równych), to okna katedry, - ponad 6500 m2 przeszklonej powierzchni!

Nie jest to jednak dzieło jednorodne, jednego czasu czy artysty, czy choćby grupy. Nie wszystkie znalazły równy podziw i uznanie. Nie wszystkie też wytrzymały moje spojrzenie, lecz wszystkie mają jedną wspólną cechę: są źródłem światła, które podnosi ducha i duszę wzwyż. Ponad zawieszone na pół-wysokości, jak jaskółcze gniazdo, organum… 

Ku prawdziwemu światłu, gdzie Chrystus... 


Następnego dnia o poranku, w drodze na dworzec, raz jeszcze zatrzymam się i usiądę przed katedrą.