... gdy głód rzeczy świętych i wielkich został (ale tylko chwilowo) zaspokojony, gdy opadł kurz drogi a wody wróciły na swoje miejsce, czas uporządkować myśli, zebrać wspomnienia i - jak rany czy drobne obtarcia - opatrzyć bandażem zdjęć, oprawić w ramy…
Zamiast wstępu.
Jest, jak zawsze, kiedy z wytyczonej pracowicie w domu ścieżki wyprawiasz się w świat realny. A tam spotykasz żywioły...
Wiatr, słońce, deszcz… wspinaczka wymusza coraz dłuższe i częstsze postoje, brak miejsca lub ścisk w pociągu, który ma zawieźć cię na kolejną przesiadkę (im dalej, tym trudniej przewidzieć moment dotarcia, więc nie rezerwujesz z wyprzedzeniem). To wszystko i jeszcze więcej wpływa na zmianę początkowych ustaleń…
I stajesz się bardziej pokornym.
Wobec siebie i wobec świata.
Ale, po kolei:
Punkt początkowy: Warszawa, Dworzec Wschodni. Pociąg odjeżdża o 4:14. Na stację odwozi mnie Łukasz (jeszcze raz gorąco Ci dziękuję!). W Berlinie kilka godzin oczekiwania na pociąg do Akwizgranu. Przesiadka w Wuppertalu. Wszystko zgodnie z rozkładem jazdy, jednak na stację końcową docieram godzinę później, bo kiedy próbuję zmienić przedział na dedykowany dla rowerów, „Cukiereczek" zamyka mi drzwi tuż przed nosem. Przychodzą mi na myśl różne, niepiękne słowa: Schweinsteiger, Schweinzug...
Pociąg odjeżdża beze mnie. Na szczęście to nie ostatnie dziś połączenie z Akwizgranem.
Nocleg na kempingu, blisko dworca. Odkryłem go (kemping, nie dworzec) jeszcze 3 lata temu, po usilnej i rozpaczliwej próbie znalezienia czegoś bliżej stacji, niż, kiedy to w środku nocy, zmęczony całodzienną jazdą i przesiadkami, jechałem 12 km poza miasto.
Do snu kołyszą mnie głośne śpiewy i pokrzykiwania z sąsiedztwa. To bawi się tutejsza młodzież. To też pierwszy i ostatni raz, kiedy używam namiotu.
Na drugie śniadanie (pierwsze, czyli Gorący Kubek wypijam jeszcze na kempingu) - ciastko, napój „kawo-podobny” i... wyjazd na belgijski asfalt! Cel: położone tuż przy granicy z Francją opactwo trapistów Notre-Dame d’Orval. Docieram tam drugiego dnia pod wieczór. Klasztor dostępny jest dla odwiedzających tylko w określone dni roku i wyłącznie dla zorganizowanych grup. Przełykam tą „pigułkę”, popijając ją legendarnym, trapistowskim piwem Orval.
Przejazd przez Belgię jest wyjątkowy nie tylko ze względu na pogodę ale także drogę, która w przeważającej części prowadzi ścieżką rowerową - nasypem po zlikwidowanej linii kolejowej.
Pod koniec (drugiego) dnia zaczynam odczuwać bóle w prawej nodze. To stary numer moich wiązadeł i ścięgien podkolanowych.
- Jest niedobrze - pomyślałem sobie…
Na szczęście jutro już tylko pociąg. Sedan - Reims - Paryż - Bordeaux.
Ale dziś jeszcze nocleg w starym i liczącym 10 lat "przyjaźni" mieście Sedan, w przemianowanym na Kemping dla karawanów, placu.
Zamiast podpisów do zdjęć - notatka z dnia… Lubię je. Notatki. Wciąż pachną drogą…
29 sierpnia, poniedziałek.
Przejazd pociągami DB dobiegł końca. Nie obyło się bez przygód, ale czym byłaby droga bez przygód?
I pierwszy nocleg na kempingu w Aachen o istnieniu którego dowiaduję się całkiem niedawno, 10 lat po pierwszym tu przejeździe...
Noc ciepła. Na kempingu obok, trwa nieustająca zabawa. Nie ma co, trzymają dyscyplinę Niemiaszki, wszędzie, tylko nie tu. Co innego - w pociągach. Tam maskarada wciąż trwa w najlepsze. A, co tam, niech się duszą…
Teraz kawa na dworcu i dalej w drogę…
30 sierpnia, wtorek.
Kawa na dworcu w Akwizgranie... Ja bym tego kawą nie nazwał… obrzydliwe to. Nie dałem rady.
Za to droga, jak kawa z ekspresu, jak wyborne belgijskie piwo, warzone u Trapistów - 120 km nasypem dawnej linii kolejowej, po płaskim…
Jest 21:50 a bydło na pastwiskach jeszcze głosuje, jeszcze nie w oborach. Tu się zatrzymam. Do snu zagrają mi świerszcze.
Nie pierwszy i nie ostatni raz namiot zostaje w bagażu. Wystarczą śpiwór i karimata. I kawałek stołu. Taka altana, tyle że bez dachu nad głową. Sen nocy letniej, z której budzi mnie Burza. Tytuły jak z Szekspira, ale tu wszystko zakończy się lepiej: budzę się żywy i wcale nie rozbitkiem.
4:12 pobudka, „Gorący kubek” Knorra na maszynce i:
5:12 jeszcze w ciemnościach - w drogę...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz