Rouen

Rouen

środa, 5 października 2016

Czy smoki istnieją naprawdę?

z podziękowaniem:
Łukaszowi za inspiracje,
Julkowi za wprawki z logiki i artystyczną wrażliwość,
Justynie, że zabrała mnie do Laon i jeszcze dalej.

"Baśnie są bardziej niż prawdziwe, nie dlatego, iż mówią nam, że smoki istnieją ale dlatego, że uświadamiają nam, iż można je pokonać" G.K.Chesterton.


Myśl nieocenionego Pana Gilberta biorąc za przewodnika, a dekor z posadzki kaplicy katedry w Laon (nieco “udramatyzowany”) czyniąc tłem, wolni od trwogi, jaką w wieku dziecięcym budziło słowo “smok”, spróbujmy podążać za postawionym w tytule pytaniem.

Lecz “spróbujmy” wcale nie oznacza zwykłej w przypadku takich, jak to, wyzwań, asekuracji. “Spróbujmy”, bo - nie uprzedzając faktów - może się okazać, że spór o istnienie smoka zaprowadzi nas nie tam, gdzie jest to, czego szukamy ale tam, gdzie znajdziemy coś, czego znaleźć wcale się nie spodziewaliśmy.
I to bynajmniej nie tylko dlatego, że jak słusznie zauważa cytowany Pisarz, "smok bez świętego Jerzego jest co najwyżej… groteską”.

Wsiądźmy więc na nasz rydwan i jedźmy (w inne miejsca pozwalając się podwieźć)! A jeśli jest ktoś jeszcze, kto w tej pełnej niebezpieczeństw podróży nie boi się wziąć udziału, nie boi się spotkać tego, któremu ani nie można spojrzeć w oczy (bo ich nie ma) ani zapytać o drogę (bo to notoryczny kłamca i kanalia), niech się do nas przyłączy teraz!

Pierwsze zadanie, jakie przed nami staje, to obudzić drzemiącą w sobie dziecięcą, nawet jeśli trochę naiwną - nie szkodzi - czujność. Liczyć się też będzie chęć odzyskania - cecha również właściwa dzieciom - artystyczna wrażliwość na wszelkie przejawy smoczej obecności i aktywności.


Ikonografia wieków minionych, szczególnie ta z “epoki katedr” z całą powagą i wyrazistością ukazywała, nie szczędząc najdrobniejszych szczegółów - brzydotę smoczej urody. 



Jednak trzeba tu zaznaczyć, że mistrzowie (pseudo)przekonujących rekonstrukcji wieku XIX, umieszczając niemal na każdym poziomie świątynnego muru, w każdym jego załomie, na poddaszu, jak i w podziemiach gargulce, chimery, czy inne paszcze, dali się nieco ponieść fantazji. W swoich poczynaniach - jak gdyby pierwszym ich celem miało być przerażania nas - “powoływali” do życia coraz większą i większą liczbę pasujących do powyższej charakterystyki postaci.

Spróbujmy więc rzucić na “materię” wyjściowego pytania trochę światła. Uczyńmy to jednak ostrożnie i z wyczuciem, by - jak latem nadmiar wody, co wpłynął i zmienił nasze plany, tak teraz zbyt duża ilość obrazów i słów nie zamieniła naszego “dowodu" w rejestr podróżnych strachów.

Przed nami kilka scen pełnych ruchu i napięcia, choć miejscami ruch zdawał się będzie na chwilę, jakby w oczekiwaniu na coś ważnego, zastygać.

Chrzcielnica.
Tak właśnie zapamiętałem katedrę Saint-Bénigne w Dijon. W północnej nawie, u jej początku, stoi prawie niewidoczna dla wchodzących (od strony zachodniej jest bowiem tylko jedno, centralne wejście) - chrzcielnica. Tym, co w niej niezwykłe, to mechanizm unoszący pokrywę chrzcielnej beczki. Wszystkie elementy konstrukcji wykonane z żelaza, całość zaś posiada bardzo osobliwy “napęd”. 


Jest nią postać smoka, znacznie mniejszego, niż nadzorujący jego pracę anioł. Co w tym niezwykłego? Z pewnością nie tylko zręczność formy i rzemiosła Artysty ale chyba także odwaga Zamawiającego, który do obsługi tej niezwykle czcigodnej konstrukcję wprzągł właśnie smoka. Wyobrażenie tej samej istoty, od czynów której w czasie chrzcielnej liturgii  się odżegnujemy! Jednak w tej pracy smok (diabeł) znajdując się jakby "na uwięzi”, jakby zdawał się już nie posiadać władzy szkodzenia. Artysta wykazał się w swojej pracy biegłością, Zamawiający (nie wiemy, kim był ani jeden ani drugi) - pomysłowością.

Lektorium.
U Notre Dame w Auxonne spotykam inną, alegoryczną i jakże pełną symboliki scenę. Oto pochodzące z XVI wieku lektorium! Na solidnym, ukruszonym już przez ząb czasu cokole przysiadł orzeł - wyobrażenie prawdy i lotności umysłu (ducha).

 
I dopiero z bliska spostrzegam, że między szponami orła znajduje się jakiś mały stwór. To smok! Smok jest całkowicie unieruchomiony i bezradny, ponieważ orzeł stojąc na jakimś przedmiocie (skale, głazie?) przytrzymuje rozpięte pod swoimi szponami smocze skrzydła. Tryumf Orła - Strażnika Prawdy nad ojcem kłamstwa i herezji, które symbolizuje smok - jest przesądzony.

Kapitel.
Do Saint-Benoît-Sur-Loire docieram w piątkowy wieczór. Jestem pełen nadziei, że tym razem go odnajdę. Nie jeden z wielu, ale ten jeden, który przeoczyłem będąc tu rok wcześniej; kapitel, na którym artysta, może z X, a może z wieków jeszcze wcześniejszych wyobraził walkę anioła z diabłem o duszę... Maxa Jacoba. Tak, Maxa Jacoba! Podążam bowiem śladem metafory, która w tej właśnie scenie kazała Poecie widzieć losy innego poety - Maxa Jacoba. Jego doczesne szczątki pogrzebali Benedyktyni, jeszcze za życia czyniąc go jednym ze swoich, na lokalnym cmentarzu.



“Wynik tych zapasów nie został ogłoszony, jeśli nie wziąć pod uwagę sąsiedniego kapitelu”, który skierowany jest do wnętrza narteksu. Lecz to nie brak światła w podcieniach a zniszczenia kamiennej tkanki powodują, że sceny tej nie da się odczytać inaczej, jak tylko wszelki sąd nad nią zawieszając.
Cisza myśli i bezruch zdają się być tu częścią tego samego równania, w którym wszystko, co da się wyodrębnić i nazwać, na imię ma “teraz”.


Jeszcze nie wiem, że przez kilka najbliższych godzin, w tej chwili z miejsca, w którym stoję, a nocą - z wysokości okna gościnnego pokoju, którego użyczyli mi gościnni Ojcowie, pośrodku letniej burzy, w tej samej scenerii, która towarzyszyła ostatnim chwilom życia Poety, całą moją uwagę będę mógł skupić na śledzeniu tej walki. 

Bitwa.
W drodze do Courtalain, pomiędzy Saint-Benoît a Châteaudun dopadają mnie moje własne, “małe" smoki. Latały nad głową jak wściekłe i paliły myśli, jak ogień ciernie. Może był to jakiś pomniejszy gatunek smoków. Bazyliszek? Nie wiem. Jedno, co tego dnia zrozumiałem, co pojąłem, że smoków nie da się ani oswoić ani z nimi negocjować. I że przeciwności, jakie tego dnia stały się moim udziałem, to nie wiejący w twarz wiatr, padająca przez większą część dnia mżawka, czy nękająca chwilami bezsilność.


Tak, ciągnący się przez wiele kilometrów ponury i pusty krajobraz niemal idealnie nadawał się na miejsce symbolicznego zmagania się ze smokiem.
Nawet jeśli miejsca tej walki nie znajdziemy na żadnej z map, a smoka, prawdziwego smoka, nikt nigdy nie widział.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz