Laon. Wieczór…
Minęła 22. Plac przed katedrą pustoszeje. Za chwilę zapalą się światła na wieży, światła w ościeżach portali. Wchodzę w bramy, skróty między wąskimi uliczkami, zaglądam w piwniczne okna, gdzie podziemne korytarze…
Jestem w zachwycie.
- Dziękuję Ci Panie, że pozwoliłeś mi tu być i za katedrę, co jest mi podarowana i jakby przeznaczona...
Koś szybkim krokiem przecina plac i znika. Ściany domów (kto je zamieszkuje?) powtarzają stukot obcasów po bruku…
- Czy słyszysz, jak ta chwila pada w przeszłość, rzucając dźwięk tęskny, uroczy…?
Północ już blisko...
Po placu hula wiatr, zgasły ostatnie światła, a ja wciąż tu. Ustawione po lewej stronie placu „leżaki” są niczym grzbiet galopującego wierzchowca, - nie dadzą się oswoić. Więc siedzę i spaceruję na przemian. Wspominam pierwszą tu wizytę (2012). Korona Katedr ma narodzić się dopiero za trzy lata, a ja wyruszam na swoją pierwszą, trwającą... 10 dni wyprawę. Odwiedzę Reims, Amiens i Laon. Na więcej nie starczy czasu.
Tegoroczna trasa (która to już?), trwa szósty tydzień…
I niech z katedralnej wieży spadnie na mnie jeden z wołów (a drugi na rower), jeśli to jest ostatnie słowo…
No dobrze, ale czas pomyśleć o noclegu. Czy ktoś mnie stąd zabierze, upoi winem? Rozwiązanie przychodzi nagle, choć przecież cały czas jest przede mną. Z początku myśl wydaje się niedorzeczne, może nawet obrazoburcza: ościeża portali! - Idealne schronienie przed chłodem i wiatrem (i deszczem, który spadnie o świcie).
- Postawmy tu trzy namioty, - mówił w zachwyceniu Piotr na Górze Tabor...
- Przecież właśnie jestem na górze, - myślę w zachwyceniu… A przede mną trzy zdobne, kamienne namioty... !
Rozkładam karimatę i układam się do snu. Ale miast snu przychodzi zrozumienie, że głębokie wnętrze portalu to wprawdzie doskonałe schronienie, ale także „ucho”, które łowi i wzmacnia najmniejszy szmer, poruszenie wiatru...
I wtedy na placu pojawiają się on i ona. Nie widzę sylwetek anie miejsca, gdzie usiedli. Słyszę tylko głosy rozmowy. Ciche, ale wyraźne. I płyną słowa jak mleko z miodem, słodkie i ciepłe, hipnotyzując na odległość. I każą słuchać, słuchać, słuchać…
Nagle rozmowa, tak jak się zaczęła, ucichła. Nie wiem, kiedy zasnąłem, i czy w ogóle spałem...
Laon, poranek 12 lipca. Deszcz. Jadę na dworzec. O siódmej z minutami odchodzi pociąg do Reims. W uszach wciąż brzmią ich śpiewne głosy i coś jeszcze, czego nie potrafię wyrazić.
Laon. Tak zapamiętałem…
A teraz do Reims jadę. Do Reims. Tam ostatnia katedra...















































