Rouen

Rouen

poniedziałek, 26 lutego 2024

Carcassonne...

Kto choć raz w życiu nie słyszał tej nazwy: Carcassonne…!

Ileż chłopięcych wyobraźni rozpalał widok wyniesionej ponad okolicę i schowanej za podwójnym rzędem murów i baszt, twierdzy.


Ileż to razy rycerze na plastikowych rumakach, takich ze zdejmowanym czaprakiem, stawali w szranki o rękę Iwony, Oli, Marysi - księżniczek z III a...



Kiedy już księżniczki powychodziły za mąż za zwykłych giermków, rycerze, - już nie plastikowych, a mechanicznych koniach, - wyjechali z miasta. Jedni poszli do pracy, inni oddali się studiom, jeszcze inni próbowali godzić pierwsze z drugim. Ci zaś, którym Carcassonne wciąż śniło się po nocach, stworzyli grę i nadali jej imię. Imię, nad którym dawno, dawno temu, długo nie chciało zajść słońce...

Carcassonne...



Ostatnie kilometry. Pogoda dopisuje. Linia na ekranie nawigacji skręca w prawo (na mapie odbija gwałtownie do góry) i już wydaje się, jakby miała ominąć miasto, gdy nagle skręca w lewo (na mapie gwałtownie opada) i dzieli się miastem z płynącą od południa rzeką Aude.

Aude zagarnia dla siebie wschodnią część miasta i ciesząc się krotko Twierdzą, jakby obiecanym łupem, kieruje się w stronę Zatoki Lwiej.

Ostatnia śluza na kanale. Jestem już w obrębie murów miasta. Podążam za linią. Rozglądam się w lewo, patrzę w prawo, jadę na wprost. Linia się kończy.

- No dobrze, ale gdzie katedra?

Drogę zamyka brukowana, z wąskim chodnikiem po drugiej stronie, jednokierunkowa uliczka. Mur.

- No, ale gdzie ta katedra??

Mur - to najwyraźniej kościół - jest niemal zespolony z chodnikiem. No, ale to miała być katedra, a nie „jakiś zwykły" kościół!?



Naprawdę, od miasta z takim zamkiem spodziewałem się czegoś więcej: lasu przypór, wysokiego muru, pary wież, a tymczasem oko bez żadnego wysiłku i pomocy z zewnątrz sięga szczytu nawy.

Na fasadzie zamykającego nawę muru - rozeta, niżej - fragmenty archiwolty, a pod nią czerwone, jak bordoskie wino - masywne drzwi. Projekt przebudowy z roku 1879, może pomysłu Eugène Viollet-le-Duc'a (lub któregoś z jego akolitów) niewiele zmienił w estetyce kościoła. Tak, św. Michał, którego na siedzibę obrał sobie w roku 1803 konkordatowy biskup, wcześniej był kościołem parafialnym! A więc „prawdziwa”, dawna katedra jest na zamku!

Co skłoniło biskupa do zamiany, będącej przecież ozdobą Cité, w części romańskiej, w części gotyckiej - katedry św. Nazariusza? Być może pogarszający się stan murów i zabudowy, która popadła w taką ruinę, że w połowie XIX w. na poważnie rozważano jej rozbiórkę. Na szczęście, dzięki zaangażowaniu wpływowych osób, podjęto decyzję o renowacji i odbudowie całego kompleksu.

 

Na jedynych, jak się zdaje, czynnych drzwiach, ale - o, zgrozo - zamkniętych, malutka kartka, a na niej: otwarte w godzinach 10-12 i 15-17. Uff!. Jeśli teraz pojadę na kemping, bo przecież zostaję tu na noc, zdążę wrócić na 15.

Jadę na drugi brzeg Aude wąskim, spacerowym Pont Vieux. W zatoczkach przęseł rozłożyli się na kartonach  miłośnicy psów ze swoimi podopiecznymi. Psy leżą spokojnie i z nadzieją spoglądają na przechodniów.


Kemping nie robi na mnie dobrego wrażenia. Wszystko, niemal każda potrzeba, podlega cennikowi i reglamentacji. Jest nawet stacja dokująca dla posiadaczy smartfonów. W zależności od nominału, po 10 lub 20 minutach zostaniesz lub nie - wyłączony. Oho, myślę sobie, dobrze, że mam gaz, bo ugotowanie wody na prądzie będzie tu pewnie niemożliwe. Ale jakiż brak konsekwencji w tej dystrybucji dóbr oczywistych: niektóre stanowiska w łaźni (kabina dla niepełnosprawnych i tzw. przewijaki) wyposażone są w gniazdka! To dobrze, - myślę, - gaz zostanie na nocleg w polu.


Kemping ma dwa standardy cenowe. Jeden droższy, dla miłośników ciszy, gdzie pole namiotowe oddalone jest od "centrum", czyli placu zabaw i tańszy, zapewne dla takich, jak ja, co to tylko na jedną noc. Dostaję mapkę, oraz "magiczną" kartę, która otworzy mi bramkę po 22. Mapka wysyła mnie na kwadrat, gdzie stoją już dwa inne namioty. Miejsca dosyć. Za żywopłotem, na którym rozwieszam sznur z praniem, domek z lokatorami i… dzieci.

Wieje ciepły wietrzyk. Do wieczora pranie będzie już suche, a i dzieci pójdą spać.


Jadę do św. Michała!


Źródło




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz