Rouen

Rouen

wtorek, 5 września 2023

Arles. "Port" i "kanał" - ciąg dalszy.

Spoglądam na Arenę, która w istocie jest dwu- a nie, jak mi się zdawało wcześniej, -trzy poziomowa; zostawiam ją po lewej stronie i kieruję się ku fasadzie Notre-Dame-la-Major d’Arles.

Lewo - prawo... Te „wskazówki" nie mają w tym momencie (i miejscu) większego znaczenia, bo tak na prawdę idę ku wschodowi, tam, skąd wyszedł pierwszy promień światła. I Słowo, które stało się Ciałem.

- Niech się stanie…

- I stało się:


"Roku świata 4414, Jezusa Chrystusa 453, pontyfikatu św. Leona wielkiego - 14, cesarzy Walentyniana i Marcjana 3, kiedy konsulami w Arles byli Opilion i Vincomalus, roku 5 Merowiusza, króla Franków, rok 5 ósmych id lipcowych, ten kościół Sante Marie Majeure tego miasta Arles został konsekrowany w obecności nas, biskupa Ravenniusa tego miasta i 34 biskupów, którzy świętowali w tym samym miejscu trzeci synod w Arles.”


Tej treści inskrypcja wykuta w kamieniu znajdowała się nad wejściem do przedsionka aż do roku 1592, kiedy rozpoczęto przebudowę fasady.

Ustanowiona kolegiatą przez papieża Juliusza III w roku 1551 była Notre Dame de la Maior, - w odróżnieniu od innej o tym tytule świątyni w Arles - stale ulepszana i upiększana. W XVI wieku dokonano całkowitej przebudowy chóru i jego absydy. W 1579 r. odbudowano dzwonnicę. W trakcie trwających w XIX wieku kolejnych prac dobudowano do nawy, po jej północnej i południowej stronie, kaplice.



Zabytki, które spotykam w mieście świadczą o silnej obecności Rzymian nie tylko w obrębie murów (nie wspomniałem przecież o termach Konstantyna), ale także poza nimi, czego przykładem jest łączący miasto z portem kanał Fossae Marianae.

Jednak na mojej mapie to Notre Dame i św. Trofim są dziś „portem” i „kanałem”. Portem, do którego, czy to lądem czy z morza, przybywali apostołowie i misjonarze, i z którego słali ziarno „Dobrej Nowiny” po całej Galii Narbońskiej i dalej, na zachód i północ dzisiejszej Francji.

Przyglądam się liście Świętych, których myśl i słowo, ascetyczny wysiłek i wierność prawdzie Ewangelii tchnęły w bezduszne, rzymskie prawo nowego ducha i stworzyły opartą na Ewangelii moralność.

Z biegiem czasu, z  początkiem epoki karolińskiej, powstaną na tej ziemi nowe i nieznane dotąd rodzaje więzi społecznych i rodzinnych; więzi, oparte na ideale wierności i służby. Stary rzymski porządek ustąpi miejsca nowemu i przetrwa aż do czasów Lutra, stając się podstawą jedności Europy i jej dobrostanu. Ale to wszystko dopiero będzie...

Dziś jestem gościem świętych mężów: Trofima, Cezarego, Honorata, Aureliusza. Trofim jest tu pierwszym biskupem (ok. 250), a Honoratowi przypisuje się założenie klasztoru (427).



Idę w stronę katedry wąskimi i pustymi uliczkami. Listonosz rozwozi listy. Ci, którzy dziś nie dostaną poczty, będą musieli zadowolić się zwykłym „Dzień dobry”. Na parapecie wygrzewa się w promieniach południowego słońca kot. Pod stopami kamienny bruk i inne wynalazki średniowiecznych miast...


Katedra św. Trofima od roku 1801, kiedy stolica biskupia została przeniesiona do Aix-en-Provence, jest już tylko kościołem parafialnym. Po św. Serninie z Tuluzy jest zapewne największą w tej „klasie” budowlą. Styl bazylikowy, trzy nawy, chór i obejście wokół. W roku 1152 biskup Arles przenosi do katedry relikwie św. Trofima. Tu koronowani są Fryderyk Barbarossa (1178) i Henryk IV (1365).



Wnętrze katedry dość ciemne, mroczne, bo okna niewielkie i zawieszone wysoko ponad sklepieniem naw bocznych. „Mroki średniowiecza”, - powie ktoś? Tak! Jak najbardziej, ale w znaczeniu czysto technicznym: jako „rusztowanie”, „rama" dla głównej treści przedstawienia: Światłości, która świeci w ciemności, i Której ciemność nie ogarnie

Zaś mrok (a może raczej jego połowa) jako środek wyrazu już wkrótce osiągnie swoją doskonałość w sztuce gotyckich witraży.


W środku nie ma zbyt wielu ozdób. Jest sarkofag, w którym (podobno) zamurowane są relikwie św. Honorata. Nagość murów osłaniają olbrzymich rozmiarów gobeliny. W lewej nawie - kaplica z niepoliczoną kolekcją relikwiarzy, jednak pierwsze, co na prawdę dostrzeżesz, to nie ilość, a mistrzostwo, z jakim zostały wykonane.




Fasada katedry. Ogląda się ją najlepiej w promieniach zachodzącego słońca. Tu Daniel w jaskini z lwami, tam - Samson i Dalila. Sceny pasyjne, fryz z Apostołami, hierarchie Aniołów, zwierzęta, a nad wszystkimi panuje On, - Król wiecznej Chwały, otoczony symbolami Ewangelistów.



A jak ją widział Poeta? Był tu całkiem niedawno, bo ledwie 60 lat temu:

Jeśli powiem, że owa katedra zaliczana do skarbów europejskiej kultury jest dowodem minionej świetności Arles, może to wywołać obraz ogromnej budowli kapiącej od ozdób. W istocie kościół w szarym habicie surowych kamieni, wciśnięty w rząd domów jest tak skromny, że można by go minąć nie zauważając, gdyby nie rzeźbiony portal. To nie gotycka katedra, która jak błyskawica rozcina horyzont, dominuje nad wszystkim, co ją otacza, ale budowla, której cała wielkość zawarta jest w proporcjach, mocno zakotwiczona w ziemi, przysadzista, ale nie ciężka.

Romańszczyzna, zwłaszcza romańszczyzna prowansalska jest nieodrodną córką antyku. Ma zaufanie do geometrii, prostych reguł liczbowych, mądrości kwadratu i statyki. Żadnego żonglowania kamieniem, ale jego stateczne i logiczne użycie. Satysfakcja estetyczna, jaką daje oglądanie tych budowli polega na tym, że elementy są widoczne, obnażone dla oczu obserwatora tak, że potrafi on sobie jasno odtworzyć proces powstawania dzieła, rozebrać i złożyć w swej wyobraźni kamień po kamieniu, wolumin po woluminie to, co ma tak przekonywającą i nieodpartą jedność”.



Ale przed wejściem do katedry wstąpię jeszcze w mury klasztoru. Krużganek. Otwiera się na zewnątrz szeregiem podwójnie posadzonych obok siebie kolumienek. Wyglądają, jak kamienny las. W koronach małych, równo przyciętych drzewek, jakby na przekór palącemu słońcu, tętni życie. Św. Bernard nie byłby zachwycony tą dekoracją, jednak prostaczka uczy ona Bożej bojaźni, a ta przecież jest początkiem mądrości! Więc podnoszę głowę wysoko, wyżej i uczę się…




Schody. Prowadzą na galerię i dalej, do dawnych pomieszczeń klasztoru. Dziś puste i jakby gotowe do zamieszkania. Stąd, z dachu, lepiej widać. Dziedziniec, wieżę na skrzyżowaniu naw katedry i topolę (choć to może tylko przerośnięty bukszpan?).




Raz jeszcze obchodzę wokół korytarz dziedzińca. I wtedy widzę go wyraźnie, jak Poeta: „Grecki apostoł o pięknej płaskiej twarzy, okolonej falą włosów. Ma otwarte usta i ogromne, mądre oczy, zapadające na zawsze w pamięć”.

I rzecz dziwna: od dłuższego czasu jesteśmy tu tylko my dwaj. Jakbyśmy byli umówieni. Spotkanie, którego bardzo pragnąłem. Twarzą w twarz. Teraz.


A teraz drogi Czytelniku, wyznam Ci w sekrecie, że bardzo chciałem zakończyć tą opowieść słowami ostatniego akapitu z bloga pewnej Podróżniczki, która była tu przede mną, ledwie 8 lat temu. To jej zawdzięczam to spotkanie. Ponieważ jednak myśl tam zamknięta ma tak przekonywającą i nieodpartą jedność z całością, zmieniam swój zamysł i odsyłam Cię do niej, do, - jeśli się Autorka nie obrazi - prozy „Herberta w spódnicy”…


A kiedy już przeczytasz, jestem pewny, że powtórzysz ze mną, że nie dano nam pod słońcem - nie tylko Arles - piękniejszej rzeczy, jak współ-odczuwanie. Choćby tylko przez chwilę. Teraz...



Pozostałe zdjęcia:












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz