Powiadają o mieście (przewodniki), że lubili przebywać tu rzymscy Cesarze. Dowody tego upodobania są tu dość liczne i dobrze zachowane: arena, amfiteatr, kryptoportyk, - żeby wymienić te trzy. Alyscamp - nekropolia, będzie tej obecności ostatnim i jakże wymownym świadectwem.
Arena. Mam na nią oko. Widzimy się. Jest olbrzymia. Otacza ją wysoka, trzypiętrowa trybuna na ok. 20k widzów. Rozwieszone tu i tam afisze zapowiadają szereg najbliższych wydarzeń: Noc Flamenco, Corrida.... Tak, tu, na południu Francji Tauromachia cieszy się nie mniejszym zainteresowaniem, niż w Hiszpanii. Starcia z bykami odbywają się wprawdzie wg wzorców lokalnych, prowansalskich, tzn. celem jest nie tyle zabicie byka, co zdjęcie zawieszonej na jego rogach kokardy, jednak i tu bywają terminy, w których zwierzęta traktuje się na sposób znany z aren Kastylii.
Obchodzę Arenę od zewnątrz, zaglądam w podcienie. Upał, choć jest dopiero godzina 10, zachęca do szukania cienia. Idę w stronę Notre-Dame-de-la-Major. Za chwilę kościół zostanie zamknięty, mam więc dużo szczęścia. Notre-Dame de la Maior, to romańsko-gotycka kolegiata, jeden z najstarszych kościołów Arles.
W Arles lubił też przebywać van Gogh. Choć jego pobyt trwał tu zaledwie 15 miesięcy, Artysta namalował tu ponad 300 swoich prac, w tym - zdaniem znawców i krytyki - „te” najważniejsze. Malując pola, słoneczniki, wiatraki, strzechy, kryte słomą i zwodzone mosty, upajając się słońcem i żywością kolorów, koił Vincent swoją tęsknotę za pejzażami Holandii.
Tuż za miastem jest kanał, a nad nim zwodzony most. Pierwszy z 11 na liczącym 30 km odcinku do Fos-sur-Mer. Obsługuje go pan Langlois. To przy nim zatrzymuje się Vincent i rozstawia sztalugi. Przez most przeprawia się dwukołowy zaprzęg. Wóz jest w połowie drogi. Wyraźna stąd sylwetka woźnicy odcina się od ciemnego tła wozu. Zmierzają na nasz brzeg. A tu, stojące po kolana w wodzie wieśniaczki robią pranie. Na pierwszym planie - całkiem blisko nas - na wpół zatopiona łódź. Za mostem rosną cyprysy.
Woda w kanale jest tak intensywnie niebieska, że zdaje się, że pranie nie może się udać po myśli kobiet…
Most de Langlois, wysadzony w czasie wojny przez wycofujące się wojska niemieckie, a później odrestaurowany, dziś nosi imię Vincenta. Należny artyście hołd wdzięczności, czy tylko marketing? Przecież wcześniej mieszkańcy słali do władz skargi na Vincenta. Petycję, w której oskarżali artystę o zakłócanie spokoju i domagali się wydalenia go z miasta, podpisali nawet jego „przyjaciele”...
Puenta, to chichot historii: galeria sztuki w Arles nie posiada ani jednego obrazu Artysty. Nawet szkicu ołówkiem...
Vincenta spotkam raz jeszcze wieczorem na tarasie Cafe la Nuit. Podobnie jak „na moście", na palecie dominować będą dwie barwy - wpadająca miejscami w granat - niebieska i intensywna, przechodzącą w odcień miodowy, żółcień. W liście do swojego brata, Theo, Vincent pisał: „Prawdziwi malarze nie malują rzeczy takimi jakie one są... oni malują je tak, jak je odczuwają”.
Jest wieczór, prawie noc. Plac tętni życiem, taras la Nuit tonie w żółtej poświacie lamp i, jak na obrazie Vincenta, jest niemal pusty…
Na granatowym niebie, jak wtedy, świecą gwiazdy. Na obrazie Vincenta gwuazdy wyglądają, jak małe monstrancje. Niebo głosi chwałę Stwórcy...
Zza pleców, gdzieś z bocznej uliczki płyną dźwięki żywej muzyki…
Męski, surowy, chrapliwy głos, i gitara. Noc flamenco. Idę tam, z trudem powstrzymując emocje…
Wystarczy...
Lubię tu być.
Nie piszą o tym w przewodniku, ale ja też lubię tu być. Dziś jeszcze o tym nie wiem, ale po powrocie do domu, - czy to w duchu czy w ciele, nie wiem, - będę tu wracał każdego dnia, powodowany jakimś dziwnym i przemożnym pragnieniem. Tęsknota. Jeszcze nie znam jej imienia. Wstawię ją do wazonu, oprawię w ramy. Ocalę...
Następnego dnia rano długo będę błądził w poszukiwaniu drogi do Saint-Giles. Miasto nie chciało mnie wypuścić. Czy to przez czerwoną kokardę, z którą tu przyjechałem, zawiązaną na kierownicy?
Vincent van Gogh: Taras kawiarni w nocy |
Vincent van Gogh: Most Langlois w Arles |