Rouen

Rouen

środa, 31 marca 2021

Pielgrzym II

Przybycie i pobyt w Sens, podróżującego jako krzyżowiec pokutnik, króla Francji, i jego udział w kapitule generalnej franciszkanów. Opis sporządzony przez towarzyszącego królowi mnicha Salimbene.

Król był smukły i delikatny, harmonijnie zbudowany i wysoki, o twarzy anielskiej i powabnych rysach. I do kościoła Braci Mniejszych wszedł nie z królewskim przepychem, lecz jako pielgrzym z sakwą i kosturem - znamienite ozdoby dla królewskich rąk. I przybył nie konno lecz pieszo, a jego bracia, trzej hrabiowie […] szli za nim z tą samą pokorą i w tym samym stroju […]. I nie troszczył się król o to, by mieć świtę szlachecką, lecz wolał modły i wstawiennictwo biedaków. I zaprawdę, można by rzec, że to raczej mnich o pobożnym sercu, niż rycerz zbrojny, wyruszający na wojnę. Gdy wszedł do kościoła braci, pobożnie przyklęknął przed ołtarzem i zagłębił się w modlitwie.

Gdy zebraliśmy się w sali zgromadzenia kapituły, król zaczął mówić o swych przedsięwzięciach, polecając siebie, swoich braci, królową, swą matkę i całe swe otoczenie, i z wielką pobożnością uklęknął, prosząc o modlitwę i wstawiennictwo braci. Niektórzy bracia z Francji, którzy stali obok mnie, płakali z pobożności i wzruszenia, niczym ludzie nieutuleni w żalu."

[…]

Nieustannie zbaczał z głównej drogi, by odwiedzić samotnie braci mniejszych oraz innych, najrozmaitszych mnichów, oraz polecać się ich modlitwom". W Vezelay, franciszkanie zaproponowali królowi i jego świcie, by zasiedli na stołkach i pniakach, lecz król, mimo że kościół nie miał posadzki, usiadł na ziemi w kurzu i polecił usiąść na ziemi, w kole wokół niego braciom i zakonnikom i poprosił, by go wysłuchali.


Jacques Le Goff. Święty Ludwik, Wydawnictwo Klinika Języka, Szczęsne 2020, przekład: Zofia Czerniak.



Ryt konsekracji i koronacji Ludwika IX w Reims, rok 1221.

Źródło grafiki: https://rd.uqam.ca/Heer/StLouis.html

poniedziałek, 29 marca 2021

Pielgrzym

Cyprian Kamil Norwid 


1

Nad stanami jest i stanów-stan.

Jako wieża nad płaskie domy

Stercząca, w chmury…


2


Wy myślicie, że i ja nie Pan,

Dlatego że dom mój ruchomy

Z wielbłądziej skóry… 


3


Przecież ja — aż w nieba łonie trwam,

Gdy ono duszę mą porywa,

Jak piramidę! 


4


Przecież i ja — ziemi tyle mam,

Ile jej stopa ma pokrywa,

Dopokąd idę!…





czwartek, 11 marca 2021

Chłopcu na rowerze...

czyli kilka zrzutów z mapy, opatrzonych prawie dramatycznym komentarzem i legendą...

1 czerwca 2015.

Zbliża się północ, a ja czuję się, jakbym tonął. Bo tonąłem. Kompletnie się pogubiłem. Byłem bliski rozpaczy, a oczekując na zagotowanie się wody na gorący (ach, jak mi go wtedy trzeba było!) kubek Knorra czułem, że zasypiam na stojąco. Próba ustalenia na 2 calowym wyświetlaczu eTrex-a 10 aktualnej pozycji względem „obiecanego” przez mapę kempingu (tak, to znowu o kempingu-widmo) nie przynosiła rezultatu.



Kiedy w końcu pojąłem, że moje wysiłki są daremne, dochodziła północ. I pomyśleć, że tylko brak dostępu do aktywnej mapy sprawił, że nie dotarłem ani na kemping (zaledwie 6 km stąd!) ani do leżącej w połowie tej odległości, oddzielonej od N97 pasem zieleni i bardzo obiecująco wyglądającej zatoczki.


Tak, nawet gorący kubek Knorra (a może nawet 2) niewiele zmienił w moim położeniu: byłem śmiertelnie zmęczony, zziębnięty, a na zegarku dochodziła północ…


Nie byłem już w stanie wsiąść na rower. Do miejsca, w którym zjechałem z Route Charlemagne, szedłem teraz bardziej podpierając się o rower, niż go prowadząc. A według planu miałem tego dnia dotrzeć jeszcze dalej. Nie wziąłem jednak pod uwagę dość wymagającego profilu trasy i wszystkich przewyższeń, które spowolniły przeprawę przez Ardeny. I tak, na 130 kilometrze, 14 godzin od wyjścia z pociągu na dworcu w Aachen, w obliczu zapadających ciemności, poddałem walkę. Zapis śladu nosił godzinę 01:28:06. 2 czerwca...


I jedyna trzeźwa myśl, na jaką wówczas było mnie stać, to wyjąć z bagażu namiot, rozrzucić go gdzieś na wolnym skrawku ziemi i na tak prowizorycznej macie, nie licząc się z tym, że ma się na deszcz, zdrzemnąć się. Choćby 2-3 godziny. Do świtu. Dziś czekał mnie przecież równie wymagający odcinek drogi. Następnego dnia miałem być już w Saint-Quentin, a wieczorem - na proszonej kolacji w Tincourt...


Dziś myślę o wszystkich tych zdarzeniach z pewnego rodzaju czułością. I o tym, że tylko w czułości i tkliwości jest zgoda i miejsce na słabość, zmęczenie, bezradność…

I że któregoś poranka chłopiec na rowerze znowu wysiądzie z pociągu...



Legenda miejsc na mapie:

C-DUPA (inaczej: ciemna dupa) - moment, w którym zorientowałem się, gdzie jestem…

P - zatoczka z piękną soczystą trawą. A była tak blisko!

Camping Du Grogniau - kemping widmo.

Villatoile Camping et gîtes - kemping. Prawdziwy, realny...


sobota, 6 marca 2021

Przepraszam, ale tu miał być kemping...!

15 czerwca 2018

Nie pierwszy raz mapa wprowadza mnie w błąd. Choć może to nie tyle mapa, ile zbytnie na niej poleganie? Czy moje myślenie o tamtym wieczorze zmieni fakt, że wcześniej zignorowałem zjazd na inny kemping, tuż przy wyjeździe z Angoulême, dokąd przywiózł mnie pociąg z Bordeaux? Lato i rok, nie pierwszy (i nie ostatni) strajków na francuskich kolejach, którymi wspomagam się, i na które liczę szczególnie w wyprawach na południe. Nie ze względu na chropowatą urodę Masywu Centralnego ale przede wszystkim z uwagi na limitowany czas urlopu...


Mijam więc zjazd na kemping i jadę w kierunku zgodnym z jutrzejszym celem, z nadzieją, że dodany na etapie przygotowań do mapy punkt za chwilę pojawi się także na drogowskazach…

Nic z tego...

Czy byłem rozczarowany? Raczej nie. Czułem, że coś pójdzie nie tak… A z drugiej strony, czy każdego wieczoru muszę się wystawiać na odgłosy smażących grilla kempingowych krasnali? Przecież zawsze znajdzie się jakiś kawałek przyjaznej przestrzeni, miejsce nie koniecznie ogrodzone płotem ale choćby osłonięte przed deszczem. W sam raz pod karimatę i śpiwór. A za prysznic starczy mi w zupełności butelka wody. A zamiast świec do kolacji - rozgwieżdżone niebo… Jak w Pornic, nad Oceanem, rok wcześniej…


Poranek dnia następnego... Jazda drogą, która nagle zmienia swoją kategorię, a pobocze przestaje być strefą bezpieczną…

Tuż za Mansle, na 20 kilometrze, poinformowany zapewne przez kierowców patrol żandarmerii zaleca mi wybranie innej, mniej ruchliwej drogi. Za radą stróżów prawa odbijam więc w prawo (taka gra słów w obliczu małego stresu) i dojeżdżam do Verteuil, małej miejscowości nad rzeką Charente.




Piękna tego miejsca nie da się ani opowiedzieć ani sfotografować. Widoki, jak w baśniowym ogrodzie. Wszystkie "składowe" pejzażu (łagodnie opadające w kierunku nurtu rzeki zbocze) i wzajemne ułożenie zabudowy (mały kościółek na wzgórzu, zamek na przeciwległym i wodny młyn) tworzy wrażenie niesamowitej, chciałoby się powiedzieć - rajskiej, harmonii. Zachwyt miesza się tu z jakimś poczuciem... niegodności...


Na wszelki więc wypadek... jadę dalej. W kierunku Poitiers, zabierając ze sobą przeczucie innego, jeszcze mniej dającego się wypowiedzieć słowami, piękna. Nie ludzką ręką, uczynionego…




ps. a w kościoła - złota cisza, zaś w bocznej kaplicy - scena złożenia do grobu Ciała Pana Naszego…