Rouen

Rouen

czwartek, 1 grudnia 2016

Notre-Dame de L'Épine - Księga wiatru, księga deszczu.

Reims - Val de vesle - L'Épine.
W poniedziałek po Niedzieli Bożego Ciała (we Francji Boże Ciało jest obchodzone w Niedzielę) zwijam wciąż mokry po 2 deszczowych nocach namiot. Jadę do L’Épine, jednego z wielu miast Europy, stanowiącego stację na Camino, drodze, jednej z wielu, łączących najodleglejsze krańce średniowiecznej Europy z Santiago de Compostela. Położony mało dogodnie, bo aż 20 km od centrum miasta (Reims) kemping żegna mnie potokiem łez. Pada, choć z przerwami, od wczoraj. I zdarzy się tak, że w ciągu kilku najbliższych dni poziom wód w okolicznych rzekach i kanałach osiągnie w wielu miejscach stan krytyczny.


Jadę do… no właśnie. Dokąd? Deszcz i silne porywy wiatru, sprawiające, że woda wyrzucana przez przednie koło wraca z powrotem na rowerzystę (ach, te widowiskowe, pierwsze miejsca!) sprawiają, że początkowe założenia stają pod znakiem zapytania. Ale nic to, jedziemy! Na końcu pierwszej części dzisiejszego etapu, 25 km dalej, czeka mnie bazylika Notre Dame de L’Épine, perła gotyku płomienistego, ostatnia odsłona stylu z jego obsesyjną wręcz tendencją do “ostatecznego wydelikacania” elementów dekoracyjnych. Mamy zamiar dotrzeć tam na Anioł Pański czyli w samo południe. A co dalej, zobaczymy.


O istnieniu bazyliki dowiedziałem się dość niedawno, tym razem z innego, niż moja Encyklopedia Gotyku, źródła. 
Warto będzie do niego zajrzeć nim jeszcze znajdziemy się na dziedzińcu, nim przekroczymy granice światów.

Notre-Dame de L'Épine czyli bazylika na cierniach. Taką bowiem “szatą" okrywało się pierwotnie miejsce, na którym w początkach XIV wieku postanowiono ufundować i wznieść świątynię.


Przy wjeździe do miasteczka zadziwia prowadząca środkiem dość niskiej i pospolitej zabudowy szeroka promenada. W całym pejzażu bazylika jawi się jak olbrzymi okręt, który przybył tu w ramach planu ”Korona Katedr” i tylko na chwilę zacumował pośród kilku małych rybackich łódek. I wielkie zdziwienie (postanowiłem bowiem nie przestawać się dziwić), że nie ma w pobliżu nikogo, kto choćby tylko udawałby zainteresowanie obecnymi na (i pod) pokładem Okrętu skarbami. Nikogo, nawet przygodnego widza.
Stoję więc przed portalem bazyliki, trochę jak przed porzuconą przez ślubny orszak Panną Młodą. A dokoła brzemienna smutkiem i granicząca niemal z rozpaczą cisza. Padający bez ustanku deszcz i nikogo wokół, kto by pocieszył…


Ale już za chwilę, po przekroczeniu progu bazyliki wszystko się zmieni. I będzie już tylko niemy zachwyt. Notre-Dame de L’Épine - miejsce, jakby podsumowanie trudu innej drogi, obraz innego wejścia i towarzyszącego tamtemu, cudu. "I wziął z sobą Piotra, Jana i Jakuba i wyszedł na górę, aby się modlić."
Lecz czy będąc tu miałbym naprawdę o tym "nikomu nie mówić ", miałbym milczeć? Nie, to byłoby wręcz niewykonalne!


Próbując zrozumieć, dlaczego bazylika w L’Épine nie znajduje się w moim Przewodniku, skazany jestem wyłącznie na domysły. A zatem to ani kwestia smaku ani tego, że autor Mapy Gotyku nigdy nie pofatygował się tu osobiście. To raczej wynik nie dających się spełnić surowych kryteriów “gotyckości” przez samą "jej wysokość" bazylikę (ukończenie prac budowlanych - 1529).


Kiedy juz upewniłem się, że jestem sam, a jedyne dźwięki, jakie mnie dobiegają, to krople bębniącego w okna i dach deszczu, ośmieliłem się…
Bo kiedy jest się w Przestrzeni Rzeczy i Spraw Wiecznych, naprawdę nie da się inaczej.
I popłynęły przez środek kamiennej nawy dźwięki tej pełnej słodyczy strofy, co dla mnie jest jak modlitwa dziecka:
"Salve Regina…"
Pieśń weselna dla Panny Młodej...
Notre Dame na cierniach… 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz