Kamienny ogród. Kwiaty z kamienia, kamienne łodygi i liście. Nawet niebo z kamienia… A tuż za emporą, z której, jak z fontanny spływają w dół kaskady dźwięków - labirynt - czarna linia kamiennych płyt, ostania mila wędrówki do ''zastępczej'' Ziemi Świętej.
Nie wiem, jak długo to trwało...
Teraz mijam kaplicę z relikwiarzem: tu błogosławi Cię dłoń św. Quentina. Złotowłosy chłopiec - Tezeusz tego labiryntu - zna już dwa Testamenty i gorzki smak krwi w ustach. Wypełnił swoją misję, przeszedł wszystkie korytarze i poziomy pochlebstw i zastraszania, ognia i miecza, a na koniec - przebaczenia...
Idziemy, idziemy.... Mijamy pierwszy z dwóch transeptów, przed nami drugi, - jakby nie dość było jednego zdziwienia. Przez płatki kamiennej róży przenikają i spływają na posadzkę promienie światła, niemy przewodnik, umówiony znak zwiastujący zwycięstwo. Lecz kto dziś jeszcze wychodzi na brzeg, na skałę?
Chór. Ta część bazyliki zbudowana jest z dźwięków. Tu też najlepiej słychać śpiew i organy. Wzdłuż białej ściany muru, - wcześniej zakrywały go stalle - biegną poziome linie, a na każdą z nich nanizane czarne koraliki. One wyznaczają bieg melodii. Jednak nie znajdziesz tu żadnych objaśnień. Sam musisz wiedzieć, że „tu" trzeba przyspieszyć, „tam” zwolnić, a znowu „gdzie indziej”, tenere - przytrzymać, zaś repryzę, - to już kwestia wyczucia: trzeba zaznaczyć ściszeniem albo przeciwnie - crescendo. Na szczęście melizmat tu nieskomplikowany, bo Ave verum to nie, jak wersety Graduale - popis solisty, ale śpiew dla wszystkich.
(à propos: gdyby ktoś pytał o lekcje śpiewu - nauczyciel przyjmuje w jednej z bocznych kaplic. Poznasz go po psalterium, które trzyma między skrzydłami a poczuciem misji).
[…]
Kamienny ogród. Labirynt. Spotkaliśmy się na jednym z zakrętów, za bramą, której wciąż pilnuje świetlisty Archanioł; tam, gdzie to, co pozorne i w mniemaniu świata nic-nie-znaczące zamienia się w to, co Jest i Trwa; na ziemi urodzajnej, w którą wpadłszy ziarno przyniosło plon i tyle radości…
I na koniec, choć przecież nie ma żadnego końca, powiem Ci, że bałem się tamtego spotkania. Choć może był to nie tyle lęk, co trema? Ale przecież mówiłem Ci o tym już tyle razy…
Dziś dziękuję Ci za gościnę i przyjęcie pod dach, za przysmaki z domowej kuchni, truskawkową tartę z bitą śmietaną, jeszcze ciepłą piecem. Za rozmowy na drogach do Abbeville i Amiens, za wspinaczkę do kaplicy Templariuszy, śniadanie z widokiem na winne zbocza Laon, wejście na dach miasta Reims, spacery po polach lawendy i cmentarz w Tincourt…
Bazylika w Saint-Quentin, Ogród z Tulipanowcem, Chłopcy, Frederic, Ouessant…
(Czy to się naprawdę zdarzyło?)
Kołyska myśli o Tobie, bukiet słów zamiast róży...
Przez wzgląd na dom Pana Boga naszego będę się modlił o dobro dla Ciebie…