Kiedy pytasz mnie, po co ten cały "Zachód" i dlaczego wyprawiam się do jego Portów w taki - i tu przyznam Ci rację - nieco naiwny sposób (niczym Pan Maluśkiewicz w łupinie orzecha), nie wiem, co Ci odpowiedzieć. I nie dlatego, że nie wiem, dlaczego. Kiedy bowiem myślę o tym - wiem, o czym myślę; ilekroć jednak próbuję wyrazić myśl przy pomocy słów, efekt końcowy nie przekonuje nawet samego mnie.
Pozwól więc, że objaśnię Ci to słowami kogoś, kogo (z pewnością) dobrze znasz i może, jak ja - podobnie cenisz.
XIX
Czy widzicie, jak ludzie ze wszystkich krajów świata gorączkowo szukają kamiennych arcydzieł, których tworzenia już zaprzestaliście? Tych spichlerzy dla serc i dusz? Czy widział kto człowieka wędrującego po świecie, aby obejrzeć składy towarów? Prawda, że człowiek korzysta z towarów, ale po to, żeby żyć, i okłamuje sam siebie, jeśli sądzi, że ich to przede wszystkim pragnie. Podróże co innego mają na celu. Widziałeś, jak ludzie jeżdżą tu i tam. A czy zastanawiałeś się, w jakim celu? Czasem istotnie chcą zobaczyć cudownie piękną zatokę albo górę o zaśnieżonym szczycie, albo jakiś wulkan coraz grubiej pokryty warstwą swoich wydzielin; ale przede wszystkim chcą oglądać owe zatopione nawy, które wiedziały, gdzie wiozą człowieka.
Zwiedzają je zatem i obchodzą dokoła, marząc nieświadomie, że weszli na pokład i ruszają w podróż. Albowiem oni nie jadą donikąd. A te świątynie nie wypełniają się już ludźmi, których uwożą i przemieniają w jakiś szlachetniejszy gatunek człowieka, gdy stają się niby kokon, z którego wyleci motyl.
I dlatego wszyscy ci zwiedzający obchodzą wokół taką pogrzebaną świątynię, szukają czegoś, oglądają i chodzą po wielkich nagrobnych płytach, tak wytartych krokami, że już lśniących; zagubieni w lesie granitowych filarów, słuchają jak w dostojnej ciszy odzywają się echem ich samotne głosy, i sądzą prostodusznie - podobnie jak historycy - że uczą się tutaj; a przecież przyśpieszone bicie ich serc mogłoby im powiedzieć, że krążąc wśród filarów z sali do sali i z jednej nawy do drugiej szukają jednego: kapitana; i że wszyscy, nie znając go, z dygocącym sercem wołają o pomoc, która nie przychodzi, czekają na przemianę, ale nadaremno, i z powrotem zapadają w głąb własnego losu, bo nie ma już nic poza świątyniami martwymi, na pół zasypanymi piaskiem, nic poza statkami, które poszły na dno, a zapasy ciszy i cienia, które się w nich kryją, nie są zabezpieczone; i woda sączy się do wewnątrz ze wszystkich stron, przez zawalone sklepienia ukazując wielkie arkady błękitnego nieba czy przez szczeliny murów wraz z sypiącym się piaskiem. I czują głód, i jest to głód, który nie będzie zaspokojony.
...
A wielcy staniecie się tylko wtedy, kiedy kamienie, w które przelewacie waszą moc (…) staną się fundamentem i schodami wiodącymi do Boga, statkami, które ku Niemu ludzi wiozą.
A potem karawana rusza. I w tym kokonie, jakim jest karawana, coś się po kryjomu przepoczwarza, w ciszy, w ślepym mroku, zwątpieniu i bólu, gdyż wszelka przemiana jest bolesna. Wtedy już nie trzeba uniesień ale wiernego trwania, które już nawet nie rozumie, i niczego od siebie nie czeka - ten, którym byłeś wczoraj, musi bowiem umrzeć.
Antoine de Saint-Exupery. Twierdza.
Na zdjęciach katedra Św. Piotra w Troyes.