Czy naprawdę warto było się tak trudzić? Najpierw z wnętrza ziemi wyrwać chropowaty, o różnych odcieniach bieli kamień, a później, ociosany i już wygładzony, "jak przepaść odrzucić ostrołukiem w górę”? Całość zamknąć sklepieniem, a przenikającemu przez okna i rozety światłu powierzyć misję, co najcichszą z ciszy, rok w rok objaśniać będzie Boską pracę Wcielonego Słowa? By utkana z kamienia szata stała się odtąd okryciem dla sponiewieranego na Krzyżu Ciała, strażnikiem zawieszonej na szczycie belki tabliczki z wypisanym w 3 językach tytułem winy: "Iesus Nazarenus Rex Iudaeorum”?
Czy nie można było inaczej, prościej, skromniej? Czy naprawdę nie wystarczył pusty grób, że trzeba było jeszcze nad nim wznosić bazylikę, misterny ciąg korytarzy, podziemnych przejść, obejść, wieńca kaplic, z całym przepychem pokrywających ściany i sufit zdobień? Czy nie wystarczyła przykryta białym obrusem "pełna kamiennego sensu" płyta ołtarza, to symboliczne "pole walki", na którym nasz Pan i Zbawiciel zwyciężał za nas?
Wówczas przecież zbierane każdego roku denary, wonności czy inne "kosztowności” można by "rozdać pomiędzy ubogich", zbudować kilka klinik albo choćby jakiś skromny sierociniec?
Tyle już lat minęło od tamtej godziny, "w której mrok ogarnął całą ziemię, słońce się zaćmiło, a zasłona przybytku rozdarła się przez środek" (Łk.23.44), a wciąż wracają pytania Judasza, lepkie wiarołomstwo "uczonych w Piśmie", niedowiarstwo tłumów. I jak każdego roku i dziś ten rytuał ciszy i słów, ognia i wody z całą głębią zawartej w nim symboliki (bo która miłość nie szuka pełni swego wyrazu?) stanie przed trybunałem ludzkiej "sprawiedliwości" czyli przewrotności.
Bóg sądzony przez człowieka! Sąd, na który człowiek, gdy już raz się poważył, powtarzać go będzie już każdego roku.
A przecież sądzić Boski Plan, to jakby przyrodzie kazać tłumaczyć się z tego, że wiosną zakwita kwiat, trawa się zieleni, i że na miłość odpowiada się miłością...
(Jak gdyby tamtej Miłości, co raz na zawsze zdjęła ciążącą nad nami winę, czegoś jednak brakowało. Jakby nie dość było w niej szaleństwa?)
Katedra, a u początku wędrówki ku przecinającym się, niewidocznym z tego miejsca ramionom naw, utkana z kamienia sieć labiryntu - obraz drogi, życia wiarą.
Droga prowadzi ciemnym korytarzem lecz śmiałkowi, co "położył rękę na sercu, otworzył oczy szeroko i skoczył" drogę oświeca płonący tu Ogień. A na umownym jej końcu - Rozwiązanie sprzeczności, Wymazanie wszystkich pytań, Wiecznotrwała Radość, Ostateczne Zwycięstwo!
Dlatego (moje kochane Dziecko)
"Wiary dziś życzę Tobie, że zostanie
[Na dnie popiołu gwiaździsty dyjament]
Bo na tej ziemi jesteś po to właśnie
By z ognia zgliszcza
Mógł powstać dyjament
Wiekuistego zwycięstwa zaranie”
Adoramus Te, Christe, et benedicimus Tibi.
Quia per sanctam Crucem Tuam redemisti mundum!