Co tu dużo mówić, w tzw. dzisiejszych czasach tradycyjny list, ostemplowany zgodnie z zasadami "sztuki stemplowania listów" bywa rzadkością budzącą wyjątkowe emocje (o ile nie jest to oczywiście wezwanie ze skarbowego albo mandat).
Taka właśnie "emocja" dotknęła mnie tydzień temu, kiedy odruchowo sięgnąwszy do okiennej wnęki - wspólnej wszystkim mieszkańcom posesji "skrzynki" na listy, wydobyłem z niej wyglądający zupełnie inaczej niż opisane wyżej a wrzucone w nawias (i niech tam pozostaną) formularze, list ze mną jako adresatem!
Nadawcą okazał się przemiły Pan, który podczas zeszłorocznej wyprawy udzielił mi gościny za nic nie okazując strachu przed rowerowym monstrum, które pojawiło się na terenie jego posesji w godzinie, w której przyzwoici ludzie już śpią albo kończą oporządzać trzodę pod żadnym względem niepodobną do raptora. Historia o tyle niecodzienna, że Gospodarz (czy wspominałem już, że wg mapy miał się tam znajdować kemping?) wyglądał jak ktoś, kto wprawdzie wie, co to jest długopis ale nie bardzo pamięta, kiedy go ostatnio używał i w związku z tym, "gdzie on u licha jest?"
Tym większe było moje zaskoczenie i radość, że znalazł i czas i ochotę, by odpisać. I długopis, oczywiście.
Tak, tak, gdyby to była bajka, zakończyłbym ją morałem: "nie sądzcie dzieci z pozorów, a jeśli już się Wam przydarzy, sądy zbudowane na nich niech zawsze przynoszą Wam miłe rozczarowanie i spokojny sen. Dobranoc".
I tak dalej...
I tak dalej...
Dla mnie zaś list, na który złożyły się słowa noworocznych życzeń i wydarta z kolorowego magazynu panorama leżącego przy drodze N89 niewielkiego miasteczka Saint-Hubert z królującą nad nim bazyliką pod wezwaniem, jak łatwo zgadnąć, Świętego tego samego imienia, stał się tak na prawdę portretem mojego przemiłego Gospodarza, Monsieur Joseph'a. Byłbym zapomniał, w kopercie była jeszcze "oficjalna" widokówka, która całej przesyłce nadała pewną dystynkcję.
Tak, wszystko, o czym tu napisałem wydarzyło się na prawdę. List, radość i droga N89 w pobliżu której mieszka Monsieur Joseph. Na 131 kilometrze pierwszego dnia przejazdu przez Belgię, prawie o północy, kiedy straciłem już jakąkolwiek nadzieję na obiecany przez mapę nocleg…