Rouen

Rouen

sobota, 29 listopada 2025

Neufchâteau - Akwizgran...

13 lipca, sobota, 5. rano.

Spodziewałem się, że po wczorajszej wspinaczce noc przyniesie upragniony sen, a tym czasem… mieliśmy tu mało udatną próbę zaśnięcia pod głośną muzykę, czuwanie raczej. Namiot - dziś po raz ostatni w użyciu...

Sen, pożywny sen, który opuścił mnie od czasu wyjazdu z Coutances, musi poczekać. Przede mną 160 km forsownej jazdy na czas, którego zapas będzie topniał z każdą godziną...

Wyzwania...

Lubię…

Lubię każdy kilometr tej trasy, jej pochyłości, zakręty, dziury w asfalcie, pobocza lub ich brak - chwile szczęścia i emocje, którym co raz daję upust, nie żałując przy tym nóg i gardła.


Więc pobudka. Ostatni Gorący kubek i o 6:30 jestem już na asfalcie. Po serii długich podjazdów, na 30. kilometrze - długo wypatrywany sklep i postój. Drugie śniadanie, półgodzinna przerwa. Chez Coluche - zaopatruje się tu chyba połowa mieszkańców pomiędzy Neufchâteau i Bastogne.

W Bastogne wjeżdżam na ścieżkę - RAVeL L163. Zielony szlak pobiegnie w cieniu dawnej linii kolejowej Libramont - Gouvy. 24 kilometry ocienionej drzewami ścieżki. Przyjemny chłód...

W Hautbellain ścieżka marzeń się kończy: Ourth, Aldringen, Maldingen, Braunlauf, Crombach, Neundorf... Asfalt to wypiętrza się, to znowu ugina, droga skręca w prawo, a już za chwilę w lewo i znowu w prawo, i tak aż do samego Sankt Vith. To prawdziwy rower-coaster! Mimo to udaje mi się utrzymać całkiem przyzwoitą średnią (10 km/h). Wraca spokój. Kryzys z Hautbellain, gdzie napotkałem zaporę i zmuszony byłem szukać objazdu, zażegnany...


Sankt Vith, 15:15. Kawa i ciastko. Tak fetuję ostatnie kilometry ekstremalnych podjazdów. Upłynie godzina z kwadransem, nim w głowie zapali się czerwona lampka: jest 16:30, czas ruszać!

W Sankt Vith bierze początek kolejna dziś zielona ścieżka. RAVeL L48 - znowu lasy, strome zbocza, kamienne estakady. Wokół pola, na których pasą się owce i bydło wszelakie. Pierwsze 60 kilometrów przejadę w 3 godziny! Średnia prędkość przejazdu (ach, te nieznośne i psujące statystykę przerwy!) rośnie do 15 km/h. Kiedy docisnę pedał, licznik pokaże 30, a miejscami i więcej…


19:30. Jestem w Monschau, gdzie kończy się biegnący od Sourbrodt tor dawnej kolei - dziś atrakcja turystyczna, obiekt rekreacyjny. Za chwilę wjadę na ścieżkę wzdłuż drogi dojazdowej do Akwizgranu. I to będzie prawdziwa jazda „bez trzymanki”. Chwilami jadę z prędkością 48 km/h!

O 21 jestem już na przedmieściu, a kwadrans później - na dworcu; godzinę przed odjazdem pociągu. Zdążyłem!


Dziwisz się może, dlaczego tyle tu liczb i niewiele mówiących nazw? Kończą mi się słowa. Nie potrafię inaczej opowiedzieć radości. Nawet nie czuję zmęczenia...

Za chwilę nadjedzie pociąg, który zawiezie mnie do miasta, gdzie katedra inna, niż które widziałem; o fasadzie monumentalnej, przysadzistej, wręcz przytłaczającej, z ducha niemieckiego zrodzonej...

Wiesz już, dokąd jadę…?







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz